REKLAMA

Czy nadejdzie "Nienaćpany poranek"? Wypadałoby, bo policja często sięga po narkotesty

Rośnie nam właśnie problem, z którym raczej nigdy sobie dobrze nie poradzimy. Wóda to pestka, jeżdżenie po narkotykach to sprawa, której nie ogarniemy.

palenie papierosów w samochodzie
REKLAMA
REKLAMA

Rzeczpospolita donosi, że kierowcy coraz częściej jeżdżą pod wpływem narkotyków. Dziwne, może narkotyków nie objęła inflacja i ciągle są tanie? W każdym razie w 2014 roku zatrzymano 1 tys. kierowców odurzonych narkotykami, w 2017 już 1535, a w roku ubiegłym 2891. Podobno wpadają tylko nieliczni i skala zjawiska jest większa. Odurzeni kierowcy ujawniani są dopiero, gdy coś się wydarzy. W coś lub w kogoś przywalą i dziwnie się zachowują lub alkomat nie dał pozytywnego wyniku, a pacjent wyraźnie nie znajduje się na tej samej orbicie, co funkcjonariusze. To się wtedy go sprawdza.

Gazeta cytuje Roberata Opasa z Biura Ruchu Drogowego Komendy Głównej Policji, który mówi, iż policja przeprowadziła 24 tys. kontrole na obecność narkotyków, czyli trzykrotnie więcej niż kilka lat temu. Piszą jeszcze, że narkotyki są złe, nie prowadźmy po narkotykach, no wiadomo, co piszą - nie ćpamy, nie jeździmy, bo źle widzimy. Amerykański urząd ds. bezpieczeństwa drogowego ma nawet takie hasło: Jeśli czujesz się inaczej, to znaczy, że prowadzisz też inaczej.

Liczby liczbami, hasła hasłami, ale lepiej to na pewno nie będzie.

Jeżdżenie po alkoholu wpisane w krajobraz

Picie alkoholu i jeżdżenie po nim to jest jeden z największych dramatów naszych dróg. Nie potrafimy sobie z nim poradzić, a liczba schwytanych to jest wyłącznie kwestia nasilenia kontroli. Coś jak szczury, nigdy tego nie wybijesz. Gdyby nie liczba złapanych pijanych kierowców, to policyjne statystyki wykrywalności wyglądałyby dużo słabiej. Wystarczy zrobić jakiś "trzeźwy poranek" i ustawić się z alkomatem na drodze wylotowej i już wykrywalność leci aż do nieba. Potem schwytani kierowcy mogą dostawać nawet sądowe zakazy prowadzenia pojazdów, a i tak jeżdżą i piją dalej. To jest taka polska tradycja bazująca na powszechnym przyzwoleniu na picie. Jeśli pijesz prawie równie często, jak jeździsz samochodem, to raczej naturalne, że kiedyś te dwie sprawy połączysz.

Kwestia nietrzeźwości pozwala mi bez żadnego ryzyka stwierdzić, że problem odurzonych kierowców będzie się nasilać i rozwiązanie nigdy nie nadejdzie. Wprawdzie nie ma społecznego przyzwolenia na ćpanie, ale to nie jest kłopot.

Czekamy na naćpanych kierowców

Problem jest taki, że nie bardzo da się wykonać spektakularną akcję, zakończoną sukcesem, z tytułem typu "Nienaćpany poranek". Taką na wzór trzeźwego poranka, gdzie policja hurtowo każe dmuchać kierowcom w alkomat. Wprawdzie wykonano 24 tys. testów na obecność narkotyków, ale tego nie da się robić na taką skalę, jak w przypadku wykrywania alkoholu w wydychanym powietrzu. Na narkotyki testuje się głównie, gdy zachodzi podejrzenie. Nie musi być tak, że prawie 3 tys. wykrytych odurzonych kierowców, zwiastuje nadejście ukrytej góry lodowej. Jednak na pewno poświecenie kilku patroli na badanie kierowców pod kątem narkotyków oznacza, że będą robić to dużo wolniej niż z alkomatem i złapią znacznie mniej odurzonych.

Dochodzą do tego jeszcze takie drobnostki, jak ta, że policja ma wadliwe testy. Opisywane były przypadki, gdy czystym kierowcom sprawiono dużo kłopotów, bo wykorzystany test dawał nieprawidłowe wyniki. W przypadku alkoholu, powtórnie badany kierowca raczej rzadko okazuje się kompletnie trzeźwy. Jeszcze jeden dowcip w testowaniu tkwi w tym, że dla narkotyków nie ma określonych żadnych progów, jak w przypadku alkoholu. Nie ma dozwolonej zawartości THC, czy innego związku.  Jest jeszcze taka kwestia, że rutynowe kontrole mogą być krzywdzące dla kierowców. Z alkoholem jest prosto - wydmuchasz ponad limit, to jesteś pijany. Narkotyki mogą być wykryte nawet kilkanaście dni po ich zażyciu, zależnie od ich rodzaju. A to nie jest równoznaczne z tym, że prowadzi się auto pod ich wpływem. Swojej niewinności pozostaje już wtedy dochodzić na drodze sądowej.

Taka sytuacja, tydzień przed zdarzeniem ktoś zażywał narkotyki i spowodował kolizję. Z jakichś przyczyn zrobiono mu test na obecność narkotyków, bo może miał dziwny tik nerwowy. Test wychodzi pozytywnie i zwykła kolizja może przerodzić się w przestępstwo, rozlegają się policyjne syreny, szczękają kajdanki i kraty, a ubezpieczyciel śle pisma, że on nic nie pokryje, bo sprawca był cokolwiek naćpany. No może i po drodze jest jeszcze powtórny test, tym razem z pobraniem krwi, ale kłopoty mogą pojawić się same.

Co grozi za jeżdżenie po narkotykach?

To zależy, czy zostanie uznana za wykroczenie, czy przestępstwo, a to zależy od tego, czy prowadziliśmy w stanie po użyciu narkotyków, czy pod wpływem narkotyków. Ustali to sąd po zasięgnięciu opinii biegłego. W repertuarze kar są:

REKLAMA
  • grzywna od 50 do 5000 zł,
  • kara ograniczenia wolności,
  • kara pozbawienia wolności od 2 lat,
  • nawet dożywotni zakaz kierowania pojazdami mechanicznymi.

Widzicie sami, że nie wolno tych narkotyków brać, dzieci, nie bierzcie. Kłopotów z tępieniem tego procederu jest potencjalnie tak dużo, że prościej na pewno będzie ścigać ludzi za wódę. Czy kiedykolwiek doczekamy się nienaćpanego poniedziałku, skoro nie zapewni spektakularnego sukcesu?

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA