REKLAMA

Poniedziałkowy przegląd: nowy samochód, hybryda, rozsądek, nuda i halucynacje

„Chyba mam halucynacje, Graboski opisuje nowe samochody hybrydowe?” – tak może powiedzieć ktoś, kto czytuje stale Autobloga, a dziś widzi ten przegląd.

toyota yaris test
REKLAMA
REKLAMA

Niedawno ustaliliśmy, że w tym kraju nie ma samochodów używanych, które by mi odpowiadały. A nowe? No to też nie jest takie proste, bo ja do samochodów nowych podchodzę jak pies do jeża. Jeśli już musiałbym wybrać taki pojazd, postawiłbym na maksymalny poziom rozsądku i minimalny poziom prestiżu. Ale mam kilka warunków, które bezwzględnie muszą być spełnione. To jest:

  • zasilanie benzyną (niestety pojazd elektryczny odpada – mam miejsce parkingowe, ale bez wtyczki)
  • jak najmniejsze zużycie paliwa, nie przekraczające 6 l/100 km – lepiej żeby było mniej, co właściwie skazuje nas na pojazdy hybrydowe
  • automatyczna skrzynia biegów
  • względnie duży (lub przynajmniej znośny) bagażnik
  • kamera cofania (to dla żony)
  • żadnego premium itp. zarazy

No i oczywiście pięcioro drzwi, ale to jakby oczywiste.

Po długich i skomplikowanych eliminacjach wyłoniłem siedem takich samochodów.

Do tego, żeby było trudniej, absolutnie odpada konfiguracja czegokolwiek z konfiguratora, wybieram z tego co mają na stocku i wystawiają w ogłoszeniach. Nie interesują mnie teoretyczne pojazdy, tylko to co można kupić, nie zamierzam też czekać pół roku aż megakoncern upora się z problemami z produkcją półprzewodników. No to uwaga, zaczynamy.

Wybór oczywisty – auto fajnie wygląda, zwraca uwagę, jest krosowerkiem co z pewnością ułatwi odsprzedaż/podniesie kwotę wartości rezydualnej po zakończeniu finansowania. Jeździłem tym przez tydzień i było fantastycznie. Mniej fantastycznie jest, jeśli chodzi o oferty. Na dzień dobry spotykamy się z tym, z czym zderzam się od zawsze. Auto dwuletnie po wynajmie długoterminowym, dostępne od ręki ale używane, jest dużo droższe niż nowe bez przebiegu, bo diler musi „swoje zarobić”. Przykład? Proszę bardzo. Auto z 2019 r.: 109 900 zł. Auto nowe, 5 km przebiegu: 105 650 zł. Dlaczego? Nie interesuj się. W dodatku egzemplarz używany jest przedliftowy i ma stare wnętrze, a nowy jest... nowy. Za 103 900 zł wyjeżdżamy egzemplarzem podemonstracyjnym. Jest kamera cofania, reszta średnio mnie interesuje, bo nie ma już – pomijając jakieś absurdalne auta z „dolnej półki klasy premium” aut z żenującym wyposażeniem, czyli wszystko czego oczekuję jest na miejscu. Właściwie możemy zamykać ten przegląd, wydaliśmy 103 900 zł i mamy nowego Hyundaia. Kiedyś za tyle kupowało się beemkę trójkę. Ale nie tak szybko...

[2] Kia Niro

Bardzo lubię ten samochód, jest szokująco sensowny i niedoceniony, a do tego seryjnie hybrydowy. Mnóstwo miejsca, dopracowany napęd, mało pali, ogólnie Kia Niro to rozum i godność człowieka. Problemem jest cena, która niesłychanie wzrosła od kiedy Niro trafiło na rynek z 5 lat temu. Wtedy one chodziły po niecałe 100 tys. zł, teraz za 105 tys. zł mówimy o egzemplarzu z wyprzedaży rocznika, który odpada, bo nie ma kamery. Czyli trzeba wybrać droższy egzemplarz, na przykład taki za ponad 114 tys. zł. O nie, on TEŻ nie ma kamery! O co tu chodzi, czy to jakiś żart, że nowoczesne, nie tak tanie auto z dużym ekranem centralnym nie ma kamery cofania? Z drugiej strony można trafić na egzemplarz full wypas, wyprzedaż 2020, z kamerą, za 92 tys. zł. Te różnice są powalające, choć ktoś powie „nie odczujesz tego w racie”. W racie pewnie nie, ale wolałbym spłacać 92 tys. zł niż 114 tys. zł za to samo. W każdym razie trzeba uważać, bo występują auta z pakietem Business Line bez kamery, ale są też i takie z kamerą, a do tego wszystkiego dochodzą jeszcze ogromne i nierównomierne rabaty dla grup zawodowych. No i Niro ma chyba mniejszy bagażnik niż Kona. Wybór aut dostępnych od ręki jest ogromny, więc i opusty niemałe, bo każdy chce spychać wozy ze stocku. To propozycja dla ludzi, którzy lubią ponegocjować i czuć że coś sobie „załatwili”.

Crossovery i zwykłe kompakty są już tak podobne, że nie ma większej różnicy co się kupi. Corolla Hybrid ma jedną przewagę nad Hyundaiem czy Kią i jest to spalanie, które mieści się w granicach 4,5-5 l/100 km, w Hyundaiu będzie to raczej 5,5-6 l/100 km. Uczciwie powiem jednak, że Corolla nie jest rewelacyjna jeśli chodzi o praktyczność, siedzi się w niej dość dziwnie, a miejsca z tyłu poskąpiono. Ale spełnia kryteria, więc zobaczmy co można kupić od ręki i za ile.

Oczywiście że można odjechać hybrydową Corollą za mniej niż 100 tys. zł. Ale o kamerce zapomnij, zamiast tego są systemy zaawansowanego pikania. Jakbym chciał żeby mi pikało, to bym sobie kupił maszynę, która robi „ping”. A jak ma być kamera, to rozmawiamy o kwocie praktycznie identycznej jak za nowego Hyundaia Konę, tj. 105 tys. zł. Z drugiej strony, przeszukawszy ogłoszenia trafiłem na egzemplarz w dość ubogiej specyfikacji, z analogowymi wskaźnikami, ale za to z kamerą, za jedyne 91 000 zł. To już jest poziom cenowy Yarisa w dobrym wyposażeniu, a odjeżdżamy o wiele większym autem, mocniejszym i 4-cylindrowym. To taniej niż ktoś oferuje używaną. Dlaczego? Nie wiadomo.

Ta Corolla wydaje się kusząca.

Yaris wygrywa układem napędowym, który jest supernowoczesny i superoszczędny. 116 KM pozwala na jeżdżenie normalne, a nawet dynamiczne, przy tym zużycie paliwa nie przebija 4 l/100 km, co sprawdziłem w teście (link powyżej). Owszem, nowy Yaris nie podoba mi się wizualnie i ma za małe tylne drzwi, ale nie zmienia to faktu, że jest sensowniej zaprojektowany niż Corolla i z punktu widzenia rozsądku kosi konkurencję jak Spider's Web w dziedzinie portali technologicznych. No ale ceny?

Ceny są bardzo zróżnicowane, a to z powodu możliwości doposażania Yarisa w różne pakiety, które nie są przesadnie drogie, ale podnoszą go na wyższy poziom wyposażenia, gdzie już rywalizuje z droższymi wozami. Stąd na przykład można odjechać całkowicie nowym, hybrydowym Yarisem z kamerą cofania za 81 tys. zł. To jak na razie oferta nie do pobicia. Za 83 800 zł mamy auto od tego samego dilera, ale w ładniejszym kolorze. Nie ma co mówić o rabatach, auto jest świeże i idzie też jak świeża bułka, co wjedzie to wyjedzie, więc szlochy i „pan nie wie kim ja jestem” nic tu nie zdziałają. Mamy też, jakżeby inaczej, używane droższe niż nowe. A nawet wersję z dwukolorowym wnętrzem za 90 tys. zł, taką musiałbym kupić, bo te czarne wnętrza powodują u mnie nawroty stanów lękowych. Podsumowując: Yaris to paskuda, ale wygrywa w bitwie na największą ilość zdrowego rozsądku upchniętą na najmniejszej powierzchni.

toyota yaris test

To taka fajna hybryda, która jeździ jak samochód, a nie jak tramwaj – wszystko dzięki niesamowitej, zautomatyzowanej skrzyni biegów bez synchronizatorów, która ma 4 biegi, ale z 15 przełożeń. Nie pytajcie jak to działa, to po prostu magia. Clio niestety pali więcej niż taki Yaris, a nawet więcej niż Corolla, ale ma też więcej mocy i po prostu przyjemniej jedzie się nim w trasie. Do tego ceny są raczej rozsądne. No bo zobaczcie: 88 tys. zł za hybrydę podemonstracyjną, kamerka oczywiście jest. Mocna oferta, nie powiem, zwłaszcza jeśli ktoś szuka samochodu nie typowo miejskiego, a typowo wszechstronnego. Zwracam jeszcze uwagę, że można wyrwać wersję Intens (z kamerką) w cenie wersji Zen, całkiem nową, tyle tylko że została zarejestrowana w 2020 r. – zapewne w celu obniżenia łącznej emisji CO2. Podemonstracyjne, z przebiegiem 1800 km, znalazłem jeszcze taniej. Kurka wodna, to nie są łatwe rzeczy. Clio przestronnością i praktycznością odpowiada raczej Corolli niż Yarisowi, jest dużo tańsze niż Hyundai, a może ten litr czy półtora na sto więcej są tego warte.

renault clio e-tech
Ten kolor jest absolutnie cudowny.

Ludzie piszą, że taki Jazz to kosztuje krocie. Owszem, tani nie jest, ale... nie jest też przesadnie droższy niż Yaris. Za 95 tys. zł wyjeżdżamy nowiutką hybrydą 1.5 z CVT i oczywiście kamerą cofania. Auto praktyczniejsze od Yarisa, bardziej w stylu minivana, zostało porównane przez Mikołaja do motoryzacyjnej pralki. To trochę obraza dla Hondy, która ma bardzo zaawansowany układ napędowy, gdzie silnik spalinowy przez większość czasu służy tylko jako generator prądu dla jednostki elektrycznej. W każdym razie, podobnie jak w innych autach, wszystko odbywa się tu samoczynnie. Jazz na polskim rynku będzie niesłusznie samochodem niszowym, no ale nie jest crossoverkiem, więc musi swoją niszowość nieść niczym krzyż. Ja tam akurat uwielbiam minivany, bardzo podoba mi się wnętrze Jazza i doceniam, że ma tylko 404 cm długości – Hyundai Kona ma ich 416. Przy tym dycha rabatu to nie w kij dmuchał. No i jak sobie policzymy, jak wartość trzyma Renault, a jak Honda, to zawrócimy z połowy drogi do dilera Renault i skręcimy w stronę znaku z literą H. Za 93 000 zł można mieć wóz po-demo. Sory Hyundaiu.

druga fala pandemii
REKLAMA

Naprawdę, istnieje coś takiego. Aż trudno uwierzyć, że to u nas sprzedają. I to już wszystko na dziś, wracam do poszukiwania gratów.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA