700 KM i 4 sekundy do setki w rodzinnym minivanie, czyli najmocniejsza klasa R na sprzedaż
To fura z kategorii tych, których nikt nie potrzebuje, ale każdy chciałby mieć.
Jeśli hasło Mercedes klasy R zupełnie nic Ci nie mówi, nie miej wyrzutów sumienia. To wyjątkowo mało popularny model w gamie niemieckiego producenta. Luksusowy, sześciomiejscowy minivan, z dwoma fotelami wyciąganymi z podłogi bagażnika.
Jeszcze bardziej enigmatycznie brzmi nazwa jego najmocniejszej wersji – R63 AMG.
Podobno sam Ola Kallenius, obecny prezes Mercedesa, który w 2010 r. stał się szefem AMG przyznał, że gdyby szefował tam wcześniej, ten model nie miałby prawa powstać. Aż trudno uwierzyć, że ktoś w Daimlerze przekonał radę nadzorczą do tego, że wprowadzenie tak niszowego modelu do równie niszowego segmentu ma biznesowy sens.
Sześć miejsc, V8, 510 KM i napęd na cztery koła.
Ten projekt to zupełnie irracjonalne połączenie wody z ogniem. Model idealny dla bogatych mamusiek wożących dzieciaki na treningi soccera, z napędem z najbardziej sportowych modeli Mercedesa. 2,4 tony masy, 5,15 metra długości, a pod maską 6,2 litra. Sprint do setki R63 załatwiało w 5 sekund i rozpędzało się do 275 km/h.
Ktoś to jednak klepnął i w 2007 r. Mercedes wprowadził go do produkcji.
I w tym samym roku ją skończył. Ambitny plan zakładał sprzedaż 200 sztuk w samych Stanach, tymczasem podobno nie udało się zbliżyć do tej liczby nawet po podsumowaniu sprzedaży na całym świecie. Pewnie cena w okolicach 90 tys. dolarów i zero kampanii promocyjnych również odcisnęły swoje piętno na wyniku. Podobnie jak ciężkie V8, które podobno mordowało właściwości jezdne auta.
Wybaczcie ten przydługi wstęp, już przechodzę do sedna.
A sednem w tym przypadku jest ogłoszenie z serwisu BringaTrailer.com z eRką, w którą ktoś władował dodatkowe 63 tysiące dolarów, by była jeszcze bardziej irracjonalna! Cameron, bo tak ma na imię właściciel tego auta, kupił je od pierwszego właściciela w 2018 r. Godnego egzemplarza szukał dwa lata. Chciał go dołączyć do swojej kolekcji, w której znajdują się m.in. inne modele AMG, ale także amerykańskie vany. Taki Mercedes idealnie pasował do jego zainteresowań.
Cameron w swojej kolekcji miał nie tylko samochody zupełnie seryjne.
Miał np. 3 Klasy E kombi (W210, W211 i W212), które podłubał w firmie Weistec. I był z nich tak zadowolony, że zawiózł tam również swoje R63.
Gdy stamtąd wyjechał, pod maską siedział już zestaw modyfikacji obejmujący wzmocnienie fabrycznych podzespołów, nowy intercooler, przeprojektowane oprogramowanie silnika i skrzyni oraz przede wszystkim sprężarkę mechaniczną. Ten pakiet pozwolił na podniesienie mocy do irracjonalnych 700 KM (tak jakby wcześniejsze 510 KM miało sens), a momentu obrotowego – do 885 Nm.
Cameron twierdzi, że sprint do 100 km/h zajmuje mu teraz 4 sekundy i „prawie zamyka prędkościomierz”, który kończy się liczbą 200 mil na godzinę, czyli ok 320 km/h.
Za zmianami w układzie napędowym poszły też mody w zawieszeniu i układzie hamulcowym.
Fabryczny Airmatic dzięki zewnętrznemu modułowi zyskał większy zakres regulacji wysokości, a do zatrzymania tego bolidu służy zestaw nawiercanych tarcz hamulcowych Brembo GT-R z sześciotłoczkowymi zaciskami.
Niestety tych ostatnich za bardzo nie widać, bo są schowane za 21-calowymi obręczami AMG o klasycznym wzorze. Ale zaraz, przecież AMG nie robiło ich w rozmiarze większym niż 18 cali!
Racja, ale od czego są nowoczesne technologie?
Cameron wykorzystał 18-ki ze swojego E55. Obręcze zostały zeskanowane i na podstawie skanu stworzono ich model CAD. Model ten został przeskalowany do rozmiaru 21 cali i dopasowany do parametrów R63. Na tej podstawie jedna z kalifornijskich firm przygotowała do samochodu Camerona zestaw jedynych takich rolek o średnicy 21 cali i szerokości 10 cali.
Jak dla mnie efekt jest niesamowity.
Owszem, obręcz i cztery końcówki wydechów zdradzają, że nie mamy do czynienia ze zwykłym sprzętem do wożenia dzieciaków na piłkę, ale to co potrafi ten samochód jest absolutnie szokujące. Co potrafi na prostej, bo tego jak się zachowuje w zakrętach ocenić nie sposób.
Aukcja na BaT.com wciąż trwa. Gdy kończyłem pisać ten tekst, cena przekroczyła 35 tys. dolarów, a do końca zostało jeszcze 6 dni. Cameron kupił auto za 36 999 dolarów, władował kolejne 63 tysiące i przejechał nim 2 tys. mil. A teraz sprzedaje, bo jak twierdzi w jednym z komentarzy, ma dziwny gust i ciągłą chęć do wprowadzania zmian w swojej kolekcji. Pobawił się e-Rką przez ostatnie prawie dwa lata, a teraz przyszedł czas na kolejny projekt. Tak to można.