Dacia chce być ostoją spalinowości. A może zdrowego rozsądku?
Gdy wszyscy zapowiadają szybkie przejście na całkowitą elektryfikację, Dacia zachowuje RiGCz proponując wydłużenie okresu przejściowego zanim będzie mogła stać się całkowicie elektryczna. I ma na to sensowne argumenty.
Coraz więcej producentów planuje rezygnację z napędów spalinowych i całkowite przejście na produkcję modeli elektrycznych już w 2030 r. Zapowiedział to Ford, tak samo mówi Volvo, Bentley, Jaguar i Land Rover czy Mercedes. Do tego Unia Europejska zapowiada, że w 2035 r. na jej terenie nie będzie można sprzedawać pojazdów, które emitują więcej niż 0 g CO2 na kilometr.
W tym nieskrępowanym ekoentuzjaźmie trochę innym głosem mówi Dacia
Mowa ogólnie o Grupie Renault, ale to właśnie szczególnie w imieniu rumuńskiej marki wypowiadał się Gilles Leborgne – wiceprezes ds. inżynierii francuskiej grupy. W rozmowie z Autoexpressem powiedział wprost, że koncern będzie starał się o przedłużenie możliwości produkowania i sprzedaży samochodów z napędami hybrydowymi co najmniej do okolic 2040 r.
Oczywiście Renault nie przeczy, że trzeba dążyć do wyzerowania poziomu emisji dwutlenku węgla w europejskiej flocie samochodowej. Podkreśla jednak, że nie wszędzie będzie to możliwe równie szybko. O ile sama marka Renault do 2030 r. będzie mogła całkowicie zelektryfikować 90 proc. gamy, z Mégane i nowym modelem 5 na czele, a Alpine (nie mylić z Alpiną) będzie całkowicie elektryczne, o tyle w przypadku Dacii modele elektryczne będą stanowić co najwyżej 10 proc. gamy. I to nie jest efekt braku wiary w sensowność elektryfikacji, ale wynik dostosowania produktu do potrzeb i możliwości klientów.
Dacia zapowiada postępującą hybrydyzację, ale w końcu chce być całkowicie elektryczna
Coraz większa liczba modeli zbudowanych na platformie CMF-B będzie w jakimś stopniu zelektryfikowana by ograniczać emisję CO2. Będą pojawiać się kolejne hybrydy typu mild, potem zwykłe hybrydy, w obniżeniu średniej emisji w gamie pomóc maja też wersje LPG.
Leborgne twierdzi, że liczbę samochodów elektrycznych wprowadzanych na rynek trzeba uzależnić od przygotowania infrastruktury. Nie ma sensu zalewać nimi rynku w sytuacji, gdy nie będzie ich gdzie ładować. Na marginesie – według ostatniej analizy Brandscope w Polsce powstaje jedna ogólnodostępna ładowarka samochodów elektrycznych dziennie, a w tej chwili możemy się pochwalić posiadaniem imponującego udziału 0,8 proc. w liczbie wszystkich ogólnodostępnych stacji ładowania w UE.
Po drugie, według wiceprezesa Renault, nie jest wcale pewne, czy w Europie jest wystarczająca liczba chętnych na samochody elektryczne. Wszyscy potrzebują się przemieszczać, ale ostanie wyniki sprzedaży Dacii pokazują, że Europejczycy szukają coraz częściej tanich samochodów. Na dziś samochody elektryczne są zwykle drogie, a te, które drogie nie są, są odpychające. Oczywiście to ostatnie to wniosek mój, nie prezesa Renault. Od dawna mówi się, że elektryki w końcu zrównają się cenami ze spaliniakami, ale to niestety oznacza raczej wzrost cen tych drugich niż spadek pierwszych.
To zresztą jest wodą na młyn dla sprzedaży Dacii – ludzie szukają alternatyw dla coraz droższych samochodów lepiej postrzeganych marek i znajdują ją w sensownie wycenionych i coraz lepszych jakościowo produktach Dacii. I jeśli Dacia będzie zaliczać kolejne strzały w dziesiątkę, jak w przypadku Dustera czy Joggera, to pewnie na szczytach rankingów sprzedaży rozsiądzie się na dłużej.