Ekran w samochodzie to epoka kamienia łupanego. Nowoczesność wygląda TAK
Poważnie, HUD w Enyaqu zmienia wszystko. Ekrany i klasyczne zegary – precz z samochodów, niech żyje rozszerzona rzeczywistość.
Pod ostatnim tekstem o ładowaniu na wrocławskich Greenwayach pojawiły się krytyczne komentarze na temat zasięgu Skody Enyaq, z którą przeżywam właśnie slow-tydzień. Zdążyłem już bardzo polubić ten samochód, a za co, to opowiem we właściwym teście. Póki co wszystko przyćmiewa element, który sprawił, że porzuciłem CarPlay i mapy Google: wyświetlacz head-up.
Skoda Enyaq ze swoim wyświetlaczem typu HUD to dla mnie zmieniacz gry
I wiem, nie jest jedynym modelem w Grupie Volkswagena wyposażonym w to rozwiązanie w tej formie, ale ma to szczęście, że jest pierwszym autem w moich rękach, w którym zamontowano ten gadżet. Nie, nie gadżet, ten kluczowy element, który sprawia, że naprawdę czujesz, że obcujesz z nowoczesną formą samochodu. Z rozwiązaniem, którego odpowiednik widziałeś albo w Top Gun, albo w futurystycznych grach komputerowych. Nie, nie wyszedłem wczoraj z jaskini, wiem, że wyświetlacze przezierne istnieją w samochodach od lat. Ale tak rozwinięte, z elementami rzeczywistości rozszerzonej – to wciąż rzadkość.
HUD w Skodzie Enyaq zamienia przednią szybę w ekran
Dobra, nie całą, ale spory obszar na linii wzroku kierowcy. I nie chodzi o to, że wyświetla tam aktualną prędkość, obowiązujące ograniczenie szybkości, czy wskazania nawigacji. Chodzi o elementy jakie do tego dodaje, a których, wiem, powtarzam się – nie sposób uchwycić na zdjęciach. Więc przykład próbuję pokazać na tym gifie:
Zbliżając się do zakrętu dostrzegasz trzy małe strzałeczki, które powiększają się tym bardziej, im bliżej jesteś miejsca, w którym należy wykonać manewr. Genialna rzecz, gdy trafisz do centrum nieznanego miasta poszatkowanego siecią uliczek. Precyzyjnie wskaże w którą wjechać. Wiem, Mercedes robi to już dłuższy czas, ale hello – na ekranie centralnym, a nie na przedniej szybie.
I to nie koniec możliwości skodowego HUD-a
W trasie wskazuje gdzie kończą się poszczególne pasy ruchu, a nawet pomoże w ocenie odległości od poprzedzających pojazdów – te, które są bezpiecznie oddalone odznacza zieloną linią, ale jak zbliżysz się zanadto, jej kolor zmieni się na pomarańczowy. Rzutnik zamontowany przed kierownicą, wyświetla obraz bezpośrednio na przedniej szybie. Pokaże, który pas zająć na autostradzie by nie przegapić zjazdu, a gdy wpiszesz adres do nawigacji, to zbliżając się do celu najedziesz na wirtualną chorągiewkę wskazującą metę przejazdu. Nie ma jak tego wszystkiego pokazać, najlepiej umówić się na jazdę testową – żeby zobaczyć jak bardzo to rozwiązanie odstaje od tych, które wprowadzono jeszcze kilka lat temu.
W połączeniu z układem Travel Assist obejmującym m.in. jazdę po autostradzie, czy samodzielne zatrzymywanie się i ruszanie w korkach, to element wyposażenia, z którego nie wyobrażam sobie zrezygnować wydając furmankę pieniędzy na nowe auto z salonu. Bez tego każde nowe jest już właściwie stare i lepiej zostać przy tym, które już się ma. A producentom chciałbym doradzić, żeby w końcu wywalili ekrany za kierownicą. Są naprawdę zbędne, a przynajmniej skończy się płacz tych, którzy cierpią, że zastąpiły jeszcze bardziej zbędne, klasyczne zegary. Przy okazji uda się zaoszczędzić trochę półprzewodników.