Byłem świadkiem ucieczki z miejsca kolizji parkingowej. Najwyższy czas położyć kres takim zachowaniom
Podejrzewam, że wielu z was, drodzy czytelnicy, doświadczyło następującego scenariusza: zostawiliście samochód na parkingu i poszliście spokojnie do marketu/domu/makijażystki/fryzjera/sex shopu, a kiedy wróciliście nagle skoczyło wam ciśnienie. Wasz samochód był uszkodzony, a po sprawcy ani śladu. Najwyższy czas by takie sytuacje przestały być codziennością.
Sam spotkałem się w ciągu ostatnich lat z cwaniakami-uciekinierami kilka razy i to tylko licząc samochody z mojej rodziny. Szczytem wszystkiego był pewien artysta, który wgniótł cały bok Mazdy 6 mojego szwagra i jakby nigdy nic odjechał. W biały dzień na zatłoczonym parkingu pod supermarketem. Nikt nie zgłosił się jako świadek.
Nie wiedziałem, że kiedyś zobaczę tę patologię na żywo.
Czara goryczy przelała się ostatnio, kiedy stałem się bezpośrednim świadkiem takiego procederu. Spokojnie zaparkowałem swój samochód na jednym z warszawskich parkingów, zgasiłem silnik i marnowałem czas sprawdzając w internecie czy redaktor prowadzący już odpalił swoje Cinquecento. Wtedy usłyszałem charakterystyczny dźwięk stłuczki. Odwróciłem się i zobaczyłem, że coś się dzieje na zakręcie uliczki przy której zaparkowałem.
Wysiadłem z samochodu by sprawdzić co jest grane. Moim oczom ukazał się widok nie pozostawiający wątpliwości co do przebiegu zdarzeń. SUV Volvo stał sklejony prawym bokiem z poprawnie zaparkowanym Fiatem. Pomyślałem, że skoro kierowca zatrzymał samochód, to pewnie zorientował się, że coś jest nie tak. Zaraz pewnie wysiądzie by przyjrzeć się uszkodzeniom i zostawić karteczkę. W końcu każdemu może się zdarzyć źle ocenić zakręt w bladym świetle latarni.
Niestety, ów człowiek wybrał drogę zostania pajacem i po prostu odjechał. Na jego nieszczęście, jak tylko zobaczyłem, że rusza, zapisałem numery rejestracyjne. Miałem ułatwione zadanie, bo musiał przejechać tuż obok mnie. Co jeszcze dziwniejsze, pokonał około 30 metrów i zatrzymał się kiedy zobaczył w lusterku, że przyglądam się jego samochodowi oraz uszkodzeniom na zaparkowanym Fiacie. Wrzucił nawet na chwilę wsteczny, ale kiedy zacząłem iść w jego stronę wewnętrzną walkę wygrała widocznie ciemna strona mocy. Po prostu odjechał.
Tym razem sprawca nie uniknie odpowiedzialności, ale zmarnuje czas kilku osób.
Wobec żałosnego zachowania kierującego SUV-em nie pozostało mi nic innego niż pozostawić za wycieraczką Fiata karteczkę z informacją, że widziałem co się stało oraz numerami rejestracyjnymi i kontaktem do siebie. Właściciel oczywiście zadzwonił do mnie, wypytał o szczegóły, a nawet odwdzięczył się drobnym upominkiem. Sprawą zajęła się policja, która wezwała mnie na świadka.
Wszystko wskazuje na to, że to historia ze szczęśliwym zakończeniem. Sprawca poniesie odpowiedzialność za swój błąd. Szkoda tylko, że przez jego tchórzostwo zmarnowany został czas policjantów, którzy musieli zająć się ustalaniem okoliczności, a także mój, poświęcony na odwiedzenie komendy i zeznawanie. Oczywiście na tym polega praca stróżów prawa, a ja nie poniosłem dużej krzywdy tracąc tę godzinę czy dwie, ale o ileż prościej by było, gdyby sprawa zakończyła się na spisaniu oświadczenia.
To nie tylko niemoralne, ale też kompletnie głupie.
Ucieczka po uderzeniu lub zarysowaniu samochodu świadczy nie tylko o wątpliwej uczciwości. Wymaga też kompletnego braku rozsądku. Przede wszystkim, drodzy (tfu) uciekinierzy, zajrzyjcie do OWU dołączonych do waszych polis OC. Poszukajcie nagłówka „Roszczenia zwrotne” lub podobnego. Większość towarzystw (być może nawet wszystkie) zamieszcza tam wyraźną informację, że w przypadku ucieczki z miejsca zdarzenia wasz ubezpieczyciel może zażądać od was zwrotu kwoty odszkodowania. To oznacza, że jeśli przypadkiem ktoś zobaczy co się działo i zapisze wasze numery albo złapie was kamera monitoringu - będziecie płacić za szkody z własnej kieszeni. Tłumaczenie, że nie zauważyliście co się stało może okazać się niewystarczające. Gratulacje dla pana (lub pani) z opisanego wyżej SUV-a, chciał oszczędzić na zniżkach, a straci podwójnie.
Gdyby tego było mało, mistrz kierownicy, który uciekł z parkingu po uderzeniu w inny samochód ma też szanse na zostanie ukaranym za wykroczenie. Jeśli policja uzna, że przy okazji kolizji kierowca złamał przepisy, w pakiecie do odszkodowania wpłaci jeszcze kilka złotych jako składkę na nowe drogi, przedszkola i premie dla członków rządu. Spisując oświadczenie bez pośrednictwa ze strony stróżów prawa nie ryzykowałby bonusowymi opłatami. Niestety sama ucieczka nie jest premiowana punktami, które pozwalają wymienić plastikową kartę na rower.
Cywilizowany człowiek nie ucieka.
Naczelny argument za uciekaniem to oczywiście mityczna obawa przed utratą zniżek. Tak, wasza składka po szkodzie zapewne urośnie, ale nie ryzykujecie dodatkowego opłacania szkód z własnej kieszeni w pakiecie z ewentualnym mandatem. Pomijając kwestie czysto pragmatyczne, uciekanie od odpowiedzialności za swoje działania świadczy o niezdatności do życia w społeczeństwie. To tak samo godne pogardy zachowanie jak unikanie płacenia alimentów. Mówiąc obrazowo, zastanówcie się, drodzy uciekinierzy, czy chcielibyście sami kiedyś znaleźć swoje auto uszkodzone przez nieznanego sprawcę. Przy okazji jeśli boicie się o zniżki, a skala uszkodzeń jest mała - zawsze możecie dogadać się z poszkodowanym, że po prostu dacie mu gotówkę do ręki.
Specjalne miejsce w piekle zarezerwowane jest dla kierowców samochodów leasingowanych, którzy po uderzeniu czy zadrapaniu ot tak odjeżdżają z miejsca gdzie uszkodzili czyjś wóz. Jeśli istniejecie, to zaprawdę jesteście tytanami intelektu. Wasze auto jest ubezpieczone na bank, więc po szkodzie stawka się nie zmieni. Moja siostra jest wybitnym kierowcą i miała niezliczoną ilość szkód leasingowanym samochodem, ale jej składka ani drgnęła. Poza tym i tak będziecie musieli zgłosić uszkodzenie, tyle że z AC. Wobec tego pamiętajcie, myślenie ma przyszłość, a jedyne co da wasza ucieczka to to, że Bogu ducha winny właściciel zniszczonego auta straci przez was pieniądze.
Donos jest najwyższą formą dojrzałości obywatelskiej.
Skoro już pokrótce wyjaśniłem dlaczego ucieczka po uderzeniu lub zadrapaniu auta na parkingu jest bezdennie głupia, teraz chcę zaapelować do was wszystkich drodzy czytelnicy: donoście! Kablujcie! Strzelajcie z ucha!
Gdyby racjonalne argument trafiały do umysłów cwaniaków, to proceder pojawiających się znikąd zadrapań i wgnieceń od dawna byłby marginalny i ograniczał się tylko do sytuacji, kiedy ktoś naprawdę nie zauważył. Wobec tego trzeba szukać innego sposobu, a tym jest właśnie donoszenie. Widzicie taka sytuację? Spisujcie numery i zostawiajcie kartkę. Znajomy opowiedział wam, że kogoś zarysował i uciekł? Powiedzcie mu, że zachował się jak pajac i każcie iść na policję się przyznać. Jeśli nie posłucha, to podpuśćcie go, nagrajcie i przekażcie plik stróżom prawa. Powiecie, że obrazi się na was za to? Jeśli nie umie ponieść konsekwencji swoich czynów w tak małej postaci jak odrobinę wyższa składka OC to i tak nie był godny zaufania. Koniec takiej znajomości to mała strata.
Nie bójcie się być kapusiami. Nie bądźcie obojętni. Nikogo nie wtrącicie do więzienia, a to jedyny sposób by obstukiwacze cudzych fur nie czuli się bezkarni. Sprawmy by mieli wrażenie, że kostka brukowa ma oczy, a drzewa kamery. Może to położy kres patologii. Wprowadzenie surowych kar za ucieczkę może być nieskuteczne, sprawcy będą zasłaniać się tym, że niby nie zauważyli co się stało. Wobec tego najważniejsza jest praca u podstaw, zaangażowanie nas wszystkich w piętnowanie nieuczciwości i informowanie policji i właścicieli uszkodzonych pojazdów o znikających obstukiwaczach.
Nieświadomość nie zwalnia z odpowiedzialności.
Oczywiście nie twierdzę, że należy obejmować ostracyzmem także tych, którzy faktycznie przez nieuwagę nie zauważyli co zrobili. Nie zwalnia to ich jednak z odpowiedzialności, o takich sytuacjach też trzeba donosić. Jeśli odkryjecie po dojechaniu do celu, że na parkingu z którego ruszaliście jednak zabrakło wam tych paru centymetrów - zróbcie wszystko by odnaleźć poszkodowanego i zadośćuczynić. Jeśli sami się tym zajmiecie, najprawdopodobniej unikniecie roszczeń zwrotnych od ubezpieczyciela i zachowacie się po prostu uczciwie.
Natomiast dla tych, którzy z pełną świadomością odjeżdżają po uszkodzeniu cudzej fury i mają zamiar robić tak nadal mam jedną ważną wiadomość:
Zabijcie się.