Projekt EDWARD chce poprawić poziom bezpieczeństwa na drogach. Taką kampanią nie da rady
Bezpieczeństwo na drogach nie jest cool ani trendy. I dlatego tak trudno je „sprzedać”.
26 września będzie Europejskim Dniem Bez Ofiar Śmiertelnych na Drogach. To element działania Europejskiej Organizacji Policji Ruchu Drogowego (TISPOL), która promuje bezpieczeństwo w ruchu drogowym i pracuje nad zmniejszeniem liczby ofiar śmiertelnych i ciężko rannych na drogach Europy.
Już po tym wstępie można usnąć z nudów.
Z bezpieczeństwem na drogach jest trochę jak z zapinaniem roweru pod szkołą, albo wykupieniem assistance dla Alfy Romeo - dla większości jest bez znaczenia dopóki samemu nie odczuje skutków zlekceważenia tematu. Dlatego tak trudno przyciągnąć uwagę społeczeństwa do tego tematu. W czasach patostreamerów i bezwartościowej papki w mediach trudno jest zainteresować ludzi czymś dobrym, ważnym, ale mało ekscytującym. Jeśli nie zrobisz czegoś szokującego, albo turbo oryginalnego, nikt nie zwróci na Ciebie uwagi.
Przed organizatorami kampanii stoi arcytrudne zadanie i mało kto potrafi mu sprostać.
W moim odczuciu TISPOL w tym roku też tego nie dźwignął. Na stronie projectedward.eu można dołączyć do niesprecyzowanych nas składając 14-punktowe zobowiązanie.
Przejrzałem te punkty i zrobiło mi się smutno.
Pominę fakt, że próba przekonania kogokolwiek do szczerego złożenia takiej deklaracji, czy choćby przeczytania i przemyślenia każdego punktu skazuje projekt na porażkę. Ale nawet jeśli ktoś by się zajął nimi na poważnie, to nic z tego nie wyniknie.
„Będę przypominał członkom mojej rodziny, przyjaciołom i znajomym, by szczególnie dbali o bezpieczeństwo na drogach.” - ten punkt chyba znają wszystkie matki świata powtarzające swoim dzieciom, by uważały na drodze i koniecznie nosiły szalik.
„Będę jeździć tak bezpiecznie, jak to możliwe, niezależnie od rodzaju pojazdu” - czyli właściwie jak?
„Będę zwracał szczególną uwagę na pieszych, rowerzystów, dzieci, starszych oraz jeżdżących konno” - szczególną uwagę za kierownicą zwracamy zawsze, po co zawężać ją do momentów z pieszymi, rowerzystami i jeżdżącymi konno?
Stwierdzenia typu „nigdy nie wsiądę za kierownicę po spożyciu alkoholu, narkotyków/niedozwolonych leków, które to mogą spowolnić moje reakcje”, czy „nie będę korzystał z telefonu komórkowego podczas kierowania pojazdem” oraz „zawsze będę zapinał pasy bezpieczeństwa” to puste frazesy powtarzane od lat i oczywiste oczywistości.
Moim ulubionym punktem jest „upewnię się, że nic w pojeździe, poza nim, jak również w mojej głowie mnie nie rozprasza”, bo zasadniczo stosowanie się do niego oznaczałoby, że mało kto w ogóle wyjechałby na drogę.
I na koniec mamy jeszcze dyskusyjne „jeśli jestem pasażerem, upewnię się, że kierujący jest w pełni sprawny i może w zgodzie z prawem usiąść za kierownicą pojazdu.” Zgaduję, że twórcom nie chodziło o to by nie wsiadać do samochodu prowadzonego przez osoby niepełnosprawne, ale tłumaczenie na polski wyszło dość kontrowersyjnie. Choć i oryginał brzmiący „If I’m a passenger, make sure that the driver is fit and legal to drive” łatwo można by uznać za dyskryminujący tych, którzy nie są fit.
Wcale nie chodzi mi o to, żeby wyśmiać kampanię.
Wręcz przeciwnie - cel, który stawia przed sobą TISPOL jest ważny i wartościowy. Jednak forma, w jakiej zrobił to nie byle kto, bo ogólnoeuropejska organizacja zrzeszająca krajowe formacje policji ruchu drogowego, niestety wywołuje uśmiech politowania.
I tu powstaje pytanie: jak powinna być skonstruowana kampania społeczna promująca bezpieczeństwo na drogach, by faktycznie miała szansę przyciągnąć uwagę kierowców?