Mniej niż siedem sekund do setki za nieduże pieniądze. Przegląd ogłoszeń
„Szybkie auto nie musi być drogie!” – to brzmi jak tandetne hasło reklamowe. Ale taka jest prawda… przynajmniej jeśli chodzi o koszty zakupu. Z utrzymaniem bywa różnie. Oto osiem różnych szybkich aut za około 25 tysięcy złotych. Od hot hatchy po sedany z wielkim V8.
Samochody stają się coraz szybsze i osiągi, które kiedyś pozwalały na nazywanie auta sportowym dziś nie wystarczają na wyprzedzenie spod świateł Skody Octavii w średniej wersji. Trudno określić, kiedy auto zasługuje na miano naprawdę szybkiego, bo to subiektywne. Jeżeli ktoś na co dzień jeździ Audi RS6, wsiądzie do S6 i powie, że „to nie jedzie”. Inny przesiądzie się z Yarisa 1.0 do Yarisa 1.5 i będzie zachwycony.
Uznałem jednak, że granica to „szóstka z przodu”.
Uważam, że w warunkach codziennej jazdy samochód jest naprawdę szybki wtedy, kiedy osiąga 100 km/h w 6,9 s i mniej. Taki wynik pozwala już (jeżeli kogoś to bawi) na wygranie większości pojedynków spod świateł, a w dodatku przyspieszenie na takim poziomie zazwyczaj jest już odczuwalnie przyjemne – czyli po prostu „wbija w fotel”.
Zapraszam na przegląd ogłoszeń - oto kilka propozycji samochodów, które osiągają 100 km/h w mniej niż 6,9 s i nie kosztują majątku, czyli są wycenione na okolice 25 tysięcy złotych.
Zanim zaczniemy dodam, że podając dane techniczne, skupiałem się na tych deklarowanych przez producenta. Oczywiście może się zdarzyć, że któryś z opisywanych egzemplarzy nie trzyma już seryjnej mocy, albo jest wolniejszy ze względu na zużycie. Trudno, co zrobić!
Mówcie, co chcecie – Alfa GT nadal wygląda doskonale. Moim zdaniem wygląd tego modelu bije na głowę przysadzistą i udziwnioną Brerę. W tym przypadku mamy do czynienia z wersją, która rozpala wyobraźnię każdego fana tej marki, czyli z 240-konną jednostką 3.2 V6 pod maską. Została ona zaprojektowana (jednostka, nie maska….) w 1979 roku – początkowo w wersji 2,5 litra – przez inżyniera Giuseppe Busso. Dlatego ten silnik nazywa się od jego nazwiska.
Jest wyjątkowy, ponieważ jego baza przetrwała niemal przez 30 lat bez większych zmian. Wersja 3.2 to finalne stadium rozwoju. Słynie też ze świetnego brzmienia i… ładnego wyglądu.
W modelu 159 również montowano silnik 3.2, ale pochodził on już od General Motors i nie miał takiego uroku ani dźwięku. Z kolei 3.2 Busso można znaleźć na przykład w 156 GTA. Ale ceny takich samochodów poszybowały już w kosmos, a GT można kupić jeszcze w miarę tanio. Ciekawe, czy kiedyś zdrożeją.
Egzemplarz z 2005 roku wyceniono na 21 900 zł. Ma instalację LPG, co z pewnością niektórym się nie spodoba. Z drugiej strony, właściciel twierdzi, że w ostatnim czasie zainwestował w auto aż siedem tysięcy złotych – między innymi w blacharkę i wymianę rozrządu.
Czas przyspieszenia tego auta do 100 km/h to 6,7 s. Ale uwaga – jak pisze właściciel tego egzemplarza, „Auta nie katowałem ani razu nim nie ruszyłem z tzw piskiem opon bo to jest bardzo słabe i dla debili”. Można i tak.
Jeszcze niedawno mocne Vectry kojarzyły się jednoznacznie z nieoznakowanymi radiowozami policji. Zrobiłem sporo kilometrów po Polsce w Vectrze i w Insigni. Zabawa we „wszyscy myślą, że mam wideorejestrator” przestaje być fajna po kilku kilometrach i później tylko się denerwowałem, że ktoś najpierw mnie wyprzedzał, a potem panicznie hamował przed maską. Całe szczęście, że teraz policja będzie kojarzona z BMW.
Tymczasem w Vectrze OPC samemu trzeba uważać, by nie zostać nagranym. Opisywany egzemplarz pochodzi z 2006 roku. Do czerwca tego roku montowano jeszcze słabszy, 255-konny silnik 2.8 Turbo V6. Później zastąpiła go 280-konna wersja. Ta mocniejsza Vectra była jednym z najszybszych sedanów/kombi w swoich czasach… o ile zdołała złapać trakcję, bo napęd w OPC był przekazywany tylko na przód.
Ale wersja 255 KM też jest szybka. Osiąga 100 km/h w 6,7 s, a w dodatku prędkość maksymalna wynosi tu aż 260 km/h. To oznacza, że na niemieckiej autostradzie można śmiać się z właścicieli różnych Audi RS i Mercedesów AMG, które mają elektroniczny ogranicznik ustawiony na 10 km/h mniej.
Ten egzemplarz to wersja kombi, więc „w pakiecie” dostajemy wielki bagażnik. O wiele bardziej ustawny, niż w dłuższej Insigni. Cena? Taka sama, jak w przypadku Alfy Romeo GT – 21 900 zł. Co wybrać? Jeżeli ktoś ma rodzinę, wybór jest oczywisty.
Pora na coś bardziej klasycznego. Na początku ponownie trochę się pozachwycam – moim zdaniem E39 to najładniejszy sedan klasy wyższej z lat 90. i najładniejsza seria 5 w historii. Obecnie coraz trudniej jest spotkać zadbany, ładny egzemplarz, który faktycznie cieszy oko. Ale jeśli na jakiś trafię, szyja aż mnie boli od odwracania się.
Gdy w 1996 roku pierwszy właściciel wszedł do salonu, by kupić ten egzemplarz modelu 540i, mógł z dumą powiedzieć „poproszę ten najmocniejszy”. M5 zadebiutowało dopiero dwa lata później. 540i ma – trochę wbrew nazwie – pojemność 4.4 i moc 286 KM. Pomimo zastosowania automatycznej skrzyni biegów (to jeszcze nie były czasy zabójczo szybkich przekładni tego typu) osiąga 100 km/h w 6,5 s. Wersja z manualem była o 0,3 s szybsza. Opisywany egzemplarz jest wyposażony w zawieszenie M Technik, które poprawia zachowanie samochodu na zakrętach.
To ogłoszenie jest bardzo ciekawe, ponieważ auto jest reklamowane jako właściwie kolekcjonerskie i kosztuje – jak na ten model – sporo, bo 26 900 zł. Jednocześnie ma bardzo duży, jak na polskie realia ogłoszeniowe przebieg: 383 tysięcy kilometrów. To żaden zarzut, bo przynajmniej jest szansa, że nikt nie kręcił licznika. W końcu ile ma mieć przejechane 22-letnia limuzyna, idealna na autostradę? Ciekawe tylko, czy za tę cenę znajdzie się chętny. No i dlaczego sprzedający dodał ponad 30 zdjęć różnych szczegółów wnętrza, ale nie pokazał zdjęcia przodu?
Należy pamiętać, że utrzymanie 540i – i każdego wiekowego V8 w ogóle – nie będzie tanie. To BMW ma prawo już być zmęczone. Należy liczyć się z koniecznością wymiany rozrządu, a jeśli do tego trzeba będzie ingerować w system Vanos (w wersji sprzed liftingu jest prostszy, ale jest), rachunek może wynieść i 5 tysięcy złotych. Dodajmy do tego przeciętnie trwałe zawieszenie i duże spalanie. Na szczęście dźwięk V8 i wygląd auta sprawiają, że można mu wiele wybaczyć.
Miałem kiedyś taki samochód. Miał delikatnie zmodyfikowany wydech i do dziś nie spotkałem żadnego modelu z sześcioma cylindrami, który brzmiałby lepiej. Po sprzedaży Audi jeszcze przez kilka tygodni jadąc innym autem odruchowo otwierałem szyby po wjeździe do tunelu. Oprócz tego takie A3 było bardzo szybkie (6,4 s do setki). Wrażenie robiło zwłaszcza przyspieszanie od zera i to pomimo napędu na cztery koła typu Haldex, a nie Torsen.
Trochę gorzej było w zakrętach (ciężki przód…), a najgorzej – w serwisie. Nie dość, że wymiana czegokolwiek w silniku oznacza konieczność wyjmowania go, to jeszcze łańcuch rozrządu ma tendencję do rozciągania się. A to nie są tanie rzeczy.
A3 3.2 jest jednak ciekawą propozycją. Chociażby dlatego, że ten model kosztuje połowę tego, co Golf V R32, a jest równie dobry i ma ładniejsze wnętrze. No i dlatego, że dziś nikomu już nie przyszłoby do głowy wpakowanie sześciocylindrowego silnika do samochodu kompaktowego.
Opisywany egzemplarz pochodzi z 2004 roku i ma jeszcze starszy typ przodu, bez atrapy typu Singleframe. Wyceniono go na tyle samo, co BMW E39 – czyli na 26 900 zł. Niestety, został dotknięty ręką tunera. Na zlocie w 2006 roku musiał robić wrażenie. Plus za ciekawy kolor wnętrza. Warto też zwrócić uwagę na opis. Wymieniono m.in. silnik, sprzęgło i sondy lambda (są trzy). Może warto kupić, przywrócić wygląd do oryginału i cieszyć się dźwiękiem?
Nie chcesz jeździć BMW E39 540i? Oto japońska alternatywa. Lexus GS430 ma niemal taką samą pojemność silnika (4.3 litra), identyczną moc (286 KM) i odrobinę lepsze osiągi (6,3 s do setki). Wygląd? To kwestia gustu. Moim zdaniem E39 jest ładniejsze, ale za to GS jest bardziej oryginalny i mniej opatrzony.
O starszych Lexusach mówi się, że są niezniszczalne. Niestety, z tego powodu wielu właścicieli zaniedbuje swoje auta (zwłaszcza że ceny części bywają słone) myśląc, że i tak nic złego się nie stanie. Oczywiście się mylą. Jak jest w tym przypadku? Trzeba by sprawdzić na żywo. Ten egzemplarz z 2001 roku ma nieduży przebieg (119 tysięcy kilometrów) i podobno jest w bardzo dobrym stanie mechanicznym. Gorzej ze stanem wizualnym, ale przecież podrapane zderzaki zawsze można sobie pomalować. Cena to 24 800 zł. Wygląda na uczciwą ofertę i to chyba byłby mój wybór ze wszystkich aut z tego artykułu.
Kilka lat temu przejechałem się Imprezą WRX z 2004 roku. Była delikatnie wzmocniona – mniej więcej do wyników seryjnego STI. Od tamtej pory jeździłem wieloma dużo mocniejszymi i szybszymi samochodami. Ale żaden nie dał mi tak niesamowitych wrażeń z przyspieszania i tak mocnego, brutalnego wbijania w fotel. Dodajmy do tego głośny i chropowaty dźwięk boksera i zaczyna nam się wydawać, że jedziemy najszybszym samochodem na świecie.
Oczywiście w egzemplarzu takim, jak opisywany – czyli w seryjnym (prawdziwy biały kruk!) – wrażenia nie będą tak doskonałe. Ale nawet w przypadku standardowego WRX-a, cyfry robią wrażenie. Osiąga 100 km/h w 6,2 s. W realnym życiu pewnie będzie szybszy i od opisywanej niżej Mazdy i od lidera rankingu, bo WRX ma napęd na cztery koła, co gwarantuje powtarzalność wyniku.
Niektórzy mówią, że ta generacja, slangowo nazywana bug-eye („bug” jak robak) jest najbrzydszą w historii. Moim zdaniem im więcej czasu mija, tym robi ona lepsze wrażenie. W stanie bez modyfikacji to kandydat na youngtimera. Lubię też to połączenie kolorystyczne – nadal jest to klasyczny „niebieski na złotych”, ale wygląda bardziej dyskretnie, niż w najpopularniejszym odcieniu.
Uwaga – opisywany egzemplarz to „Anglik” po przekładce. W przypadku Subaru to częsty scenariusz. Podobno przekładka nie jest tu trudna. Ale zalecam zwiększoną ostrożność przy oględzinach.
Cena: 23 000 zł za samochód z 2001 roku.
Pora na kolejnego hatchbacka w tym zestawieniu. Gdy Mazda 3 MPS debiutowała, wszyscy byli w szoku: 260 koni? Napęd tylko na przód? Dziś nawet wartości ponad 300 KM przy napędzie na przednią oś nie robią na nikim wrażenia, ale dwanaście lat temu było inaczej.
Pod maską tego auta pracuje czterocylindrowy silnik 2.3. Wspomniana moc pozwala na rozpędzenie się do 100 km/h zaledwie w 6,1 s… Oczywiście o ile będziemy w stanie idealnie wystartować. W praktyce uzyskanie takiego wyniku przy takiej mocy, takim napędzie i ręcznej skrzyni biegów może być bardzo trudne. Ale 3 MPS i tak podobno świetnie jeździ – zwłaszcza powyżej 3500 obrotów.
Egzemplarz z 2007 roku wyceniono na 24 900 zł. W srebrnym wygląda niepozornie, ale to może być dla kogoś zaletą. Na co należy tu uważać? Oczywiście, jak w każdej Maździe z tych lat, na rdzę. Oprócz tego użytkownicy skarżą się na słabe wyciszenie wnętrza i problemy z wrzucaniem trzeciego biegu. Swoją drogą, szkoda, że Mazda nie oferuje odmiany MPS obecnej generacji „trójki”. Ta stylistyka aż się o to prosi.
Jako pracownik redakcji Autobloga, muszę uważać z krytykowaniem W210. Nasz kierownik cierpi na niewytłumaczalne uwielbienie dla tego modelu. Na szczęście nie muszę nic pisać, czytelnicy i tak wiedzą swoje: że brzydki, że rdzewieje i tak dalej. O ile w przypadku granatowego, wolnossącego 2.0 z manualną skrzynią biegów rzeczywiście należy się przejmować wadami tego modelu (rany, naprawdę wylecę z pracy), to jeśli mówimy o wersji E 55 AMG, to wszystko traci znaczenie. Liczy się silnik.
Opisywany egzemplarz pochodzi z 1998 roku. To oznacza, że pod maską pracuje tu już „ten wzmocniony”… Wcześniej wersja AMG miała silnik 5.0 o mocy 347 KM, a tutaj mamy już pojemność 5438 centymetrów sześciennych. Czyli niby 5,4 litra, ale 55 AMG. To V8 jest prawdziwym potworem. Ma 354 KM, co czyni Mercedesa najmocniejszym autem w stawce. Nie jest więc także zaskoczeniem, że jest to najszybszy samochód z wymienionych: osiąga 100 km/h w 5,7 s.
Cena tego czarnego sedana to 26 tysięcy złotych. Niedużo, jak na Mercedesa AMG, w dodatku już właściwie klasycznego. Myślę, że tańszy już nie będzie. Chyba że zardzewieje…