Przez tę elektromobilność skończycie jak w Chinach. Stojąc godzinami w kolejce do ładowarki
Protip dla elektrofilów: jeśli w porę przestaniecie chwalić elektromobilność, to może unikniecie chińskiego kłopotu jakim są świąteczne kolejki do ładowarek.
Samochody elektryczne są super. W Autoblogu naprawdę nie mamy co do tego wątpliwości. Są ciche, wygodne, nie ma się w nich co psuć, są ekologiczne, legalnie zasuwają bo buspasach, można je sobie ładować w domu, ba, można wykorzystać je jako magazyn energii i zasilić sobie nimi dom. Do tego zwykle świetnie wyglądają – piszę to bez krztyny ironii, mam na swojej shortliście wpisane już kilka sztuk, które chciałbym mieć. I to nie tylko ja bo koledzy też, nawet Grzegorz. Tyle że my tu po prostu mamy świadomość, że infrastruktura jeszcze nie jest na nie gotowa, trzeba więc studzić zapał ewentualnych kupujących, by budujący ładowarki mogli nadążać z zaspokajaniem potrzeb. W przeciwnym wypadku dojdzie do sytuacji, z jaką zmagali się w ubiegłym tygodniu Chińczycy.
Duża popularność samochodów elektrycznych to przekleństwo
Mieszkańcy Chin w ciągu 9 miesięcy tego roku kupili prawie 1,5 miliona samochodów elektrycznych. Trzy razy więcej niż w tym samym okresie roku poprzedniego. W efekcie mają ich już ponad 5 milionów. I na te 5 milionów aut przypada aż 923 tys. publicznych ładowarek, co brzmi jak świetny wynik – w dużym zaokrągleniu 1 ładowarka na 5 aut. Czyli Chińczycy już mają lepiej niż berlińczycy, którzy dopiero dążą do sytuacji, w której na każde 10 aut elektrycznych będzie przypadać jeden punkt ładowania.
Oczywiście ta statystyka ma taką ułomność, że nie zawsze te punkty ładowania znajdują się tam, gdzie pojawiają się największe skupiska samochodów elektrycznych. To szczególnie dotkliwie odczuli chińscy kierowcy, którzy zapragnęli skorzystać z wolnego czasu podczas Święta Narodowego upamiętniającego powstanie Chińskiej Republiki Ludowej. Same obchody trwają trzy dni, ale w połączeniu z weekendem robi się długie wolne – dlatego okres ten nazywa się Złotym Tygodniem.
W tym roku święto przypadało na pierwsze 7 dni października. I jak się łatwo domyślić, wiele osób zapragnęło wykorzystać ten czas na odwiedzenie rodziny w odleglejszym zakątku kraju, czy po prostu na szybką wycieczkę. W efekcie pod ładowarkami przy autostradach zaczęły się dziać dantejskie sceny, takie jak np. tu:
Autonews Europe, powołując się na serwis informacyjny Xinhua donosi, że zużycie energii na stacjach ładowania wzrosło o 46 proc. Kierowcy stali w kilkugodzinnych kolejkach do ładowarek, a zdarzało się, że dochodziło do przepychanek w walce o wolną wtyczkę. Na powyższym wideo uwieczniono też pasażerów stojącego w korku Xpenga X7 – by oszczędzić energię wyłączyli klimatyzację i czekali na rozładowanie korka siedząc na poboczu. Autonews pisze o przypadku, w którym ośmiogodzinna podróż zajęła jednemu kierowcy 16 godzin – bo dwa razy przesiedział 4 godziny w punkcie ładowania. I to nie jest odosobniony przypadek, bo już kiedyś pisaliśmy o podobnych problemach w Stanach.
Oczywiście, na co dzień nie jest tak źle
Podobno sieć ładowarek publicznych plus prywatne punkty ładowania w zupełności wystarczą do zaspokojenia potrzeb kierowców samochodów elektrycznych i w normalne dni nie ma potrzeby wielogodzinnego koczowania w oczekiwaniu na wolną ładowarkę. Ale w dni wolne, święta i dłuższe weekendy, których nie brakuje i u nas, sprawa wygląda o wiele gorzej.
Dlatego, drodzy kierowcy samochodów elektrycznych, kiedy nieśmiało zwracamy uwagę na pewne niedostatki infrastruktury, nie do końca zachwycamy się możliwościami elektryków, albo przewidujemy przyszłe rozwiązania fiskalne, z jakimi muszą się liczyć posiadacze samochodów elektrycznych, robimy to wyłącznie w trosce o Waszą i naszą pomyślność. Doprawdy, aż głupio, że musiałem to Wam tłumaczyć.
zdjęcie otwierające: StreetVJ/Shutterstock.com