Zatrzymała mnie dziś policja, mierząc moją prędkość „na oko”. I jak tu przyklasnąć wyższym mandatom?
Prawie stałem się ofiarą policyjnej akcji o chwytliwym kryptonimie „Prędkość”. Zaczynam się bać, co to będzie, gdy posłowie przegłosują wyższe stawki mandatów.
Ludzie nie lubią poniedziałków, a ja nie lubię czwartków. Jeszcze nigdy nic miłego nie zdarzyło mi się w ten dzień, za to miałem całą masę nieprzyjemnych przygód. I tak było dzisiaj. Jechałem sobie ładną długą prostą przez lasy i pola, gdy w pewnym momencie dojechałem do człowieka, który wlekł się swoim samochodem sporo poniżej ograniczenia. Jak tylko pojawiła się możliwość, to go wyprzedziłem. W trakcie tego manewru znienacka na jezdnię wyskoczył policjant, pokazując mi, żebym zjechał na pobocze. Okazało się, że akurat dziś w całym kraju policjanci prowadzą działania mające na celu przeciwdziałanie nieprzestrzeganiu ograniczeń prędkości.
Jak czwartek, to na pełnej
Pan policjant przedstawił się, podał powód zatrzymania, tj. przekroczenie prędkości w obszarze zabudowanym. Zapytał mnie, gdzie się śpieszę, poprosił o dokumenty i podanie przebiegu. Miła i profesjonalna obsługa klienta. Odpowiedziałem, że jadę do pracy i byłem święcie przekonany, że jestem poza obszarem zabudowanym, bo zabudowania dopiero majaczą w oddali. Pan policjant wyprowadził mnie z błędu. Powiedział, że jechałem 73 km/h i to w trakcie wyprzedzania. Poinformował mnie, że zostanę ukarany mandatem w wysokości 200 zł i 4 punktami karnymi. Kwota i liczba punktów do przeżycia, więc nawet nie dyskutowałem, bo nie było żadnego sensu. Spytałem jednak pana policjanta, czy może mi pokazać wynik pomiaru na urządzeniu, bo wydawało mi się, że nie miał jak mnie zmierzyć, skoro wyjechałem zza samochodu, który wyprzedzałem. Funkcjonariusz powiedział, że zaraz mi pokaże wynik, tylko najpierw zadał mi pytanie ile mam punktów karnych. Zgodnie z prawdą odpowiedziałem, że żadnego, bo staram się jeździć zgodnie z przepisami.
WTEM!
Policjant powiedział, że skoro nie mam punktów karnych, to widocznie jestem dobrym kierowcą i pewnie się zagapiłem. Stwierdził, że dzisiaj skończy się na pouczeniu. Nie pokazał mi wyniku z urządzenia pomiarowego. Oddalił się na mniej niż minutę do swojego kolegi, po czym wrócił z moim dowodem osobistym i poradził, żebym uważał na znaki i przestrzegał ograniczeń prędkości. Pożyczyliśmy sobie miłego dnia i pojechałem dalej. Do tej pory nie wiem, czy miałem szczęście i trafiłem na dobry humor funkcjonariusza, czy na urządzeniu nie było żadnego wyniku i to był powód takiego zakończenia kontroli. Nie daje mi to spokoju. W każdym razie funkcja prewencyjna została spełniona – ostatnie 3 kilometry pokonałem z prędkością 50 km/h, ale to też dlatego, że naprawdę wjechałem w teren zabudowany. Przeglądając internet do porannej kawy, trafiłem na artykuł, który wprawił mnie w konsternację.
Dziennik Gazeta Prawna poinformował, że Ministerstwo Infrastruktury przygotowało projekt zakładający wyższe stawki mandatów
Dziennik stawia odważną tezę, że Ministerstwo kręci bat na piratów drogowych. Nie znamy jeszcze szczegółów proponowanych rozwiązań, ale wiemy na pewno, że zmieni się taryfikator mandatów. Ponadto Ministerstwo zakłada powiązanie składki OC z dorobkiem punktowym (ciekawe jak chcą to zrobić w świetle ostatniego wyroku TSUE, w którym stwierdzono, że przekazywanie danych w zakresie punktów karnych prywatnym podmiotom jest niezgodne z prawodawstwem unijnym). Zmienią się też zasady karania za wykroczenia zarejestrowane przez fotoradary. Po zmianach będzie odpowiadał właściciel auta, chyba że w wyznaczonym terminie wskaże inną osobę, która prowadziła samochód w chwili popełnienia wykroczenia. Podobno rozważana jest również konfiskata aut kierowcom, którzy prowadzą pomimo orzeczonego zakazu prowadzenia samochodu. Oczywiście to tylko pogłoski, bo projekt jeszcze nie ujrzał światła dziennego. Mówi się również o ostrzejszych sankcjach wobec pijanych kierowców.
Dzisiejsza sytuacja skłoniła mnie do myślenia
Czy zamiast buńczucznie zapowiadać coraz to nowe pomysły, które tak jak powiązanie OC z punktami karnymi nie mają żadnego sensu, nie lepiej skupić się na dopracowaniu istniejących rozwiązań? Co mi po mandacie milion złotych, skoro dzisiejsza kontrola była pierwszą od kilku lat i około 200 tysięcy przejechanych kilometrów? Takie rozwiązania są populistyczne. Skupmy się na tym co mamy. Akcja „Prędkość” powinna odbywać się codziennie. Częstsze patrole policji na różnych drogach krajowych i lokalnych przyniosą lepsze efekty niż wizja wyższych mandatów. Sam już wiem, że tam, gdzie mnie złapano, jest teren zabudowany, więc nie ma sensu tam jechać szybciej. Gdyby takie patrole były częściej i w różnych, zaskakujących miejscach, to większość z nas szybko nauczyłaby się jeździć zgodnie z przepisami. Czasem po prostu nie ma sensu wymyślać koła na nowo, wystarczy dobrze używać tego, które już jest.
Oczywiście musimy jeszcze tylko uzbroić policjantów we właściwe urządzenia pomiarowe, a nie bazować na ich sokolim wzroku.
Zdjęcie główne: 0simon0/Shutterstock.com