Turecka marka narodowa Togg już puka do pierwszej dziesiątki sprzedaży. A co z Izerą?
To nie tak, że odrzucam sensowność istnienia motoryzacyjnych marek narodowych. Po prostu aby one zaistniały, trzeba realnie produkować samochody.
Mamy do czynienia z pewnym, choć na niewielką skalę, renesansem motoryzacyjnych marek narodowych – albo w krajach, które swoje marki już miały, albo w takich, które dopiero zaczynają temat. Kilka razy pisaliśmy już o wietnamskiej marce Vinfast, a teraz sukcesy zaczyna odnosić turecki Togg, który skoncentrował się wyłącznie na pojazdach elektrycznych.
Turcy mieli już własne marki motoryzacyjne, ale nie przetrwały
To znaczy oczywiście że przetrwały, bo Otosan czy Karsan dalej istnieją, ale nie zajmują się samochodami osobowymi, jak czyniły to wcześniej Tofaş czy Anadol. Togg, czy raczej T.O.G.G., to producent powołany z inicjatywy tureckiego prezydenta Recepa Erdogana, a jego nazwa oznacza Türkiye'nin Otomobili Girişim Grubu, czyli Tureckie Stowarzyszenie Producentów Samochodów. Markę powołano w roku 2018, prototypy przedstawiono w 2019 roku. Następnie na początku 2020 r. przystąpiono do budowy fabryki, którą stawiano przez rok i dokładnie po 365 dniach z nowopowstałego zakładu w Gemlik wyjechał pierwszy produkt, czyli nadwozie pojazdu. Warto tu dodać, że Gemlik to przedmieście miasta Bursa, stolicy tureckiego przemysłu samochodowego, więc powiedzmy że było im nieco łatwiej podpiąć się pod istniejącą infrastrukturę.
Do roku 2022 trwało testowanie aut Togg z fabryki w Gemlik
Udało się też zmienić nazwę z T.O.G.G. na Togg, żeby było łatwiej ją zapisać. Ostatecznie w marcu 2023 r. przedstawiono gotowy produkt: Togg T10X. To elektryczny SUV dostępny póki co na rynku tureckim. Mamy listopad 2023 r. i Togg T10X zajął piąte miejsce na liście tureckich bestsellerów października, a sama marka Togg – jedenaste miejsce z wynikiem 3,5 proc. udziału w rynku. Jeśli to nie jest sukces, to nie wiem co nim jest. Nie mam wątpliwości, że Togg będzie eksportowany z sukcesem do krajów ościennych.
Togg T10X jest autem dość imponującym technicznie. Wprawdzie ma tylko 4,6 metra długości, ale za to topowa odmiana rozwija 408 KM i ma akumulator o pojemności 88,5 kWh, na którym realnie można przejechać 450 km, a nawet 500 km w lecie. Do 100 km/h przyspiesza w ok. 5 sekund, a jego cena odpowiada mniej więcej cenie Audi Q4 e-tron, czyli wynosi, w zależności od kursu liry tureckiej, od 220 do 240 tys. zł. Może nie kocham elektrycznych SUV-ów, ale jak na zupełnych nowicjuszy, to nieźle tu dali prądu.
A teraz przypomnijmy historię z Polski
Do pewnego momentu jest ona bardzo podobna. Polski rząd też chciał stworzyć własną markę aut elektrycznych.
- w lipcu 2020 r. mieliśmy premierę prototypów – rok po Turkach
- w grudniu 2020 r. dowiedzieliśmy się, że fabryka powstanie w Jaworznie
- w 2022 r. dowiedzieliśmy się, że nasz polski samochód powstanie na chińskiej platformie Geely SEA, a produkcja ma ruszyć w ostatnim kwartale 2025 r.
- w 2023 r. wyszło na jaw, że nasz samochód zaprojektuje Pininfarina, ale zajmie jej to 3 lata
- a po wyborach wygląda na to, że projekt się zakończył, i chociaż produkcja aut zeroemisyjnych jest zapisana w KPO, to może być zrealizowana zupełnie inaczej.
Wszystko to było rozgrywką polityczną i sposobem na pozyskanie finansowania rządowymi pieniędzmi. Moim zdaniem nigdy nie zrobiono nic, tzn. nie wykonano żadnej pracy w kierunku faktycznego zaprojektowania i wyprodukowania samochodu. To coś jak Sauron z „Władcy Pierścieni”, który potrafił pozostawać w uśpieniu przez 400 lat, a potem jednorazowo dać o sobie znać, że dalej istnieje, po to żeby na kolejne lata zniknąć bez śladu. Różnica między naszym projektem a Toggiem jest taka, że Turcy faktycznie budowali samochód, zatrudniając w tym celu inżynierów, mechaników, testerów, projektantów itp. i teraz oni mają, a my nie. U nas pewnie prace nad samochodem polegały na przyjściu do pracy, obejrzeniu Youtube, przeforwardowaniu paru maili i skonstatowaniu, że kiedyś wypadałoby się za coś wziąć. Od 30 lutego zaczynamy na poważnie!