Rolnik szuka toru. Istnieje proste lekarstwo na problem amatorskich drifterów
Pewien rolnik uznał, że udostępni kawałek swoich włości młodym adeptom jazdy bokiem. W sprawie nie brakuje znaków zapytania, ale postarajmy się nie marudzić.

Dlaczego tak wielu kierowców próbuje jazdy bokiem albo innego typu szaleństw za kółkiem na drogach publicznych? Odpowiedź, do której prawie nikt się nie przyzna, brzmi następująco: kierowcy robią to, ponieważ jest to łatwo dostępna i szybka adrenalina. Można poczuć dreszczyk emocji, jadąc bokiem na ulicy. Może ktoś nas zauważy i pokiwa głową z uznaniem, a poza tym wystarczy znaleźć kawałek pustej (oby!) drogi koło domu i już. Nie trzeba nigdzie się specjalnie wybierać, płacić, przygotowywać i uczyć.
Jest też oficjalna odpowiedź
W komentarzach dotyczących różnych „ulicznych wyścigów” od wielu lat pojawia się argument o tym, że kierowcy to robią, bo rzekomo nie mają alternatywy w postaci torów i innych miejsc, gdzie można upalać legalnie. 20 lat temu rzeczywiście było to słuszne. Dziś różnych obiektów nie brakuje, podobne teksty można więc traktować głównie jako wymówkę. Nie jest zresztą szczególnie rozsądna - przecież brak klubów bokserskich nie sprawia, że szukający awantury osiłek może walnąć kogoś w nos pod barem. To zresztą dość trafna analogia - w obydwu przypadkach wykonywanie tych czynności na ulicy, zamiast w kontrolowanym środowisku, dostarcza zupełnie innego typu emocji. Niektórych przyciągają właśnie te nielegalne.
Tory są, ale bywają drogie
Na tor trzeba dojechać, stawić się w określonym terminie, mieć samochód spełniający określone wymogi (przede wszystkim: trzymający się kupy), dochodzą do tego jeszcze kwestie ubezpieczenia (czy działa podczas „imprezy sportowej”?), a to wszystko sporo kosztuje. Czy w takim razie nie byłoby łatwiej - a na końcu i bezpieczniej - gdyby tory były może trochę mniej piękne, ale za to łatwiej dostępne?
Być może właśnie z takiego założenia wyszedł pewien rolnik. Na portalu X widać film prezentujący samochody driftujące na trasie prowizorycznie przygotowanej na polu. Nie ma oświetlenia, band, pitlane, słupków ani band. Ale jest zabawa.
„Rolnik zbudował na własnym polu tor do driftu z lodu dla młodzieży, żeby nie stwarzała zagrożenia na drodze. Każdy może przyjechać i się wyszaleć, ile dusza zapragnie. Zwykli ludzie są mądrzejsi od polityków” - głosi komentarz dodany do filmu przez jego wrzucającego. Co do ostatniego zdania można by się kłócić (czy to zadanie polityków, by budować tory? A może jednak lepiej, by zajęły się tym prywatne firmy?), ogólnie wszystko wygląda jednak na całkiem sympatyczny pomysł.
Można spróbować zepsuć zabawę kilkoma pytaniami
Kto ponosi odpowiedzialność, gdy na takim torze coś się komuś stanie? Czy przypadkiem nie powinno być karetki w okolicy? Czy tor nie powinien być lepiej zabezpieczony?
To trudne pytania, na które odpowiedź raczej nie ucieszyłaby ani właściciela terenu, ani jego odwiedzających. Skoro jednak nie jestem przedstawicielem władz ani BHP-owcem, pozostaje mi pokiwać głową z uznaniem i napisać, że tego typu miejsce faktycznie ma szanse wpłynąć na poziom bezpieczeństwa na drodze. Miło, że można się wyszaleć w warunkach lepszych niż zakręt pod kościołem. Niestety, to pewnie nie potrwa długo.