REKLAMA

Szukałem sensu dopłat. 1,5 mld zł na samochody elektryczne to trochę mało

1,5 mld zł rząd przeznaczy na dopłaty do zakupu samochodów elektrycznych. Kwota nie jest mała, ale wciąż za niska. Policzyłem, ile należy wydać, żeby łapać sens.

Szukałem sensu dopłat. 1,5 mld zł na samochody elektryczne to trochę mało
REKLAMA

Do polskich kierowców ma trafić 1,5 mld zł. To kwota, którą rząd przeznaczy na dopłaty do zakupu samochodów elektrycznych. Pomińmy to, że tak naprawdę zapewnił 1,5 mld zł producentom pojazdów, a nie kierowcom, bo ci ani przez chwilę nie będą mieli złotówki z tych pieniędzy w kieszeni. Skupmy się na tym, czy ta duża kwota faktycznie jest duża. Ile aut da się dofinansować, policzyć jest łatwo. Gdy zacznie się liczyć, ile powinno się wydać, sprawy się komplikują.

REKLAMA

Dopłaty do samochodów elektrycznych

W 2035 r. ma wejść w życie zakaz sprzedaży aut spalinowych. Czy tak się faktycznie wydarzy, zależeć będzie od politycznej woli bliżej tej daty, ale transformacja floty zaszła już tak daleko, że trzeba działać, jakby data była pewna, czyli przesiadać się na samochody elektryczne. Żeby ludzie to robili, i to w dobrym tempie, stworzono systemy dopłat. Chcesz kupić elektryczne auto, albo wziąć w leasing, rząd dopłaci do tej operacji. Nasz dopłacał już setki milionów złotych, teraz chce dopłacić 1,5 mld zł. Czy to dużo? To może najpierw nakreślę kontekst.

  • W Polsce obecnie jest zarejestrowanych 56 tys. samochodów elektrycznych.
  • Rocznie sprzedaje się u nas blisko 0,5 mln sztuk nowych aut (475 tys. w 2023 r.).
  • Import aut używanych w zeszłym roku wyniósł 800 tys. sztuk, aut niezbyt młodych i niezbyt elektrycznych.

W nowym rozdaniu na dotowanie zakupu samochodów elektrycznych przeznaczono 1,5 mld zł, czyli dwa razy więcej niż do tej pory. Nie każdy zakup samochodu może wymagać dopłaty aż 30 tys. zł, ale część osób, zgodnie z zapowiedziami, może otrzymać więcej, bo nawet 40 tys. zł. Przyjmijmy jednak uprzejmie, że średnio będzie to 30 tys. zł na auto, bo pokusa, by wykorzystać całość, jest zawsze mocna.

audi rs e-tron gt

Z 1,5 mld zł można dopłacić do zakupu 50 tys. samochodów. Jeśli średnio przyznawane byłoby 20 tys. zł, liczba aut z dopłatą wzrosłaby do 75 tys. zł. Te 1,5 mld zł to nie jest budżet roczny, a przynajmniej nikt takiej informacji nie udzielił. Bardziej prawdopodobne jest to, że będzie to kwota rozłożona na lata. Czyli jest szansa na podwojenie obecnego stanu elektrycznego parku maszynowego w Polsce. W jakim czasie? Jeszcze nie wiadomo.

Gdyby równie uprzejmie założymy, że pieniądze rozejdą się nawet w dwa lata, czyli dość szybko, to nie osiągniemy za wiele. To ciągle będzie niedużo wobec rosnącego rynku zarówno aut używanych, jak i nowych, który łącznie sięgał już 1,5 mln sztuk rocznie. To ile trzeba wydać, żeby było dobrze?

Czytaj więcej o zachęcaniu i zniechęcaniu:

Ile trzeba przeznaczyć pieniędzy na dopłaty?

Co to znaczy dobrze? Trudno orzec, bo samo istnienie samochodów elektrycznych niczego nie zmieni, zależy, jakie będą restrykcje wobec aut spalinowych. Pomińmy ten aspekt i weźmy z kapelusza jakąś dobrą liczbę, taką znaczącą.

Obecny program dopłat "Mój elektryk" przewidziano na lata 2021-2025 (niepełne). Trudno się więc spodziewać, że 1,5 mld zł zostanie wydane w krótszym czasie. Przy rozłożeniu tej kwoty na cztery lata, co roku współfinansowany byłby zakup 15-25 tys. aut elektrycznych, tak z grubsza. To niewiele przy 1,5 mln aut co roku wprowadzanych na nasz rynek, nowych i używanych. Nie zmieni to znacząco obrazu polskiej floty.

To ile, to będzie dobrze? Po Polsce jeździ około 20 mln pojazdów. 56 tys. zarejestrowanych aut elektrycznych to zaledwie 0,28 proc. całej floty. Zróbmy z tego choć 10 proc. do 2035 roku, tak skromnie. Potraktujmy nawet auta elektryczne ulgowo i przyjmijmy, że w 2035 roku liczba zarejestrowanych aut to ciągle będzie 20 mln, co zapewne jest kompletną bzdurą i będzie ona dużo wyższa. Trzeba więc dopłacić do zakupu 2 mln samochodów elektrycznych w ciągu 10 lat. Ile potrzeba na to pieniędzy?

Przy dopłatach na poziomie 30 tys. zł na sztukę, należałoby wyskrobać 60 mld zł. Przy dopłatach w średniej wysokości 20 tys. zł, wypadałoby wydać 40 mld zł. Wciąż dobilibyśmy tylko do 10 proc. i to przy nieco księżycowych założeniach. Oczywiście, może dopłacać nie będzie trzeba, bo popularność aut elektrycznych wzrośnie na tyle, że będą sprzedawać się bez dopłat. Tego na razie nie możemy przewidzieć. Czy realne jest wprowadzanie na rynek 200 tys. aut elektrycznych rocznie i to bez dopłat? Na razie trudno to sobie wyobrazić, ale wiele zależy od zapału w tępieniu aut spalinowych.

REKLAMA

Niemcy więcej chcą wydać na kebab

Kwota 1,5 mld jest tak naprawdę dość skromna, jeśli chcemy na poważnie zmieniać miks napędowy samochodowego rynku. Nieśmiało tylko zauważę, że w Niemczech lewica wysunęła niedawno postulat dopłat do zakupu kebabów, które znacznie podrożały. Wyliczono, że przy dopłacie 3 euro do jeden sztuki, rocznie na taki cel potrzebne byłoby 4 mld euro. To sporo więcej niż zapowiedziana u nas kwota na wsparcie zakupu elektrycznych samochodów. Niemiecki przykład oczywiście nie ma sensu, ani powiązania z dopłatami do aut elektrycznych w Polsce, ale jeśli ktoś na poważnie wysuwa postulat dopłat do kebabów, to może 40 mld zł to nie jest liczba, której państwo nie może wydać? To myślimy na poważnie o wymianie floty, czy się bawimy?

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA