Muscle car Dodge'a trafi do Europy. Będziesz potrzebował do niego Chargera
Dodge Charger nie będzie autem zarezerwowanym wyłącznie dla mieszkańców USA. Auto ma trafić do sprzedaży również w Europie i co najważniejsze - nie tylko w wersji elektrycznej.
Zdaniem wielu miłośników amerykańskiej motoryzacji, nazwa Charger z czasem dewaluowała. Najwspanialsze były trzy pierwsze generacje, produkowane w latach 1966 - 1974. Już nawet następująca tuż po nich czwarta generacja była autem typu personal luxury, a nie wyrywającym dziury w czasoprzestrzeni mięśniakiem. Piąta generacja była typowym dzieckiem kryzysu paliwowego - zwykłym kompaktowym coupe w stylu Mustanga Fox, m.in. z silnikami 1.6 Peugeota i 1.7 Volkswagena.
O szóstej i siódmej generacji można powiedzieć, że nazwa „Charger” wróciła na samochód, który może ją nosić w sposób godny. Choć nie zdaniem każdego, gdyż Chargery z lat 2005 - 2024 były czterodrzwiowymi sedanami, co niektórym się nie podobało. Teraz nowy Charger Daytona również będzie dostępny w wersji czterodrzwiowej, ale do oferty wróci też model dwudrzwiowy, który zastąpi dotychczasowy model noszący inną nazwę z tradycjami - Challengera.
670 KM, 3,3 s do setki i tryb palenia gumy
Do amerykańskich samochodów idealnie pasuje dewiza „kochaj albo rzuć” - bo albo się uwielbia tą ich prostotę (czasem wręcz prostactwo), plastikowość i wsiada do nich tylko po nałożeniu kowbojskiego kapelusza, albo się ich nienawidzi za... w zasadzie to samo. Z nowym Chargerem może być jeszcze trudniej, gdyż oprócz całej swojej amerykańskości dostanie jeszcze znienawidzony przez wielu napęd elektryczny. Wygląd również nie przekonuje - owszem, to całkiem ładny samochód, ale brakuje mu tej mocy płynącej z samego drapieżnego wyglądu, co można powiedzieć o chociażby schodzących ze sceny Chargerze i Challengerze. Innymi słowy, ma posmak wegańskiego hamburgera.
Podstawowy model R/T wyposażony jest w dwa silniki elektryczne o łącznej mocy 456 KM (z możliwością chwilowego zwiększenia o 40 KM) i 547 Nm momentu obrotowego. Energia będzie przechowywana w sporym akumulatorze o pojemności 100,5 kWh; pełne ładowanie pozwoli na przejechanie 510 km. Dostępna będzie również mocniejsza wersja Scat Pack, osiągająca 590 KM (szczytowo 670 KM) i 849 Nm momentu obrotowego. Wystarczy to na przyspieszenie od 0 do 100 km/h w 3,3 s.
Jeżeli szukasz chociaż odrobiny wrażeń jak w „Szybkich i Wściekłych”, to inżynierowie Dodge'a opracowali system nagłośnienia, który podczas jazdy ponoć idealnie odwzorowuje dźwięk siedmiolitrowego silnika V8 HEMI z lat sześćdziesiątych. Ale i tak Dominic Toretto sobie w nim biegów nie pozmienia.
Będzie mógł za to pobawić się w inny, bardzo amerykański sposób. Charger będzie wyposażony w tryb "Donut" pozwalający właścicielowi na kręcenie bączków na parkingu pod Walmartem, tryb "Drift" aktywowany w razie wizyty kolegów z Tokio, oraz "Line Lock", blokujący przednie koła, co daje możliwość palenia gumy tylnymi.
Jeżeli jednak komuś zamarzy się nowy Charger, ale słowo „elektryczny” nie przejdzie mu przez usta, to pojawi się jeszcze wersja spalinowa, nosząca przydomek Sixpack. Będzie korzystać z benzynowego silnika z linii Hurricane, o pojemności 3.0 l, sześciu cylindrach w rzędzie i dwóch turbosprężarkach. Dostępne będą dwie wersje o mocach 420 i 550 KM. Tak, niestety widlastej ósemki nie ma i nie będzie.
Więcej o amerykańskich samochodach przeczytasz tutaj:
Pierwszy nowy model od ponad dekady
Zaniedbani przez szefostwo marki, ubodzy w atrakcyjne nowe modele dealerzy Dodge'a czekają z utęsknieniem na nowego Chargera - ma się on pojawić w USA i Kanadzie na początku 2025 r. Będzie pierwszym nowym modelem tej marki w USA od 11 lat - wtedy pojawiły się nowy Viper oraz kompaktowy Dart, korzystający z tej samej płyty podłogowej co europejska Alfa Romeo Giulietta. Niedawne odejście prezesa Stellantis Carlosa Tavaresa raczej nie powinno wpłynąć na te plany.
Ceny wersji elektrycznej za Atlantykiem mają startować od 57 995 dol. (237,5 tys. zł), zaś za wersję Scat trzeba będzie zapłacić 73 190 dol. (300 tys. zł). Ceny wersji benzynowej jeszcze nie są znane, lecz wg prognoz, powinny oscylować wokół 40 tys. dol. (164 tys. zł) wzwyż. Jednakże, według przedstawicieli koncernu, później ma się także rozpocząć sprzedaż poza Ameryką Północną - w grę wchodzą Europa i Bliski Wschód. I co najważniejsze - mówimy zarówno o wersji elektrycznej, jak i spalinowej. Ma to nastąpić w drugiej połowie 2025 r. Czy i w Polsce zobaczymy nowego Chargera - tego nie sprecyzowano.