Chińczycy kopiowali Poloneza, ale dodawali kawałki Passata. Powstał samochód idealny
Swego czasu światli inżynierowie z Chińskiej Republiki Ludowej zafascynowali się naszym FSO Polonezem. I to na tyle, że zrobili jego kopię zespawaną z VW Passatem B2.
FSO Polonez - nasza duma i chwała, benzynowy Mariusz Pudzianowski, pieróg z kapustą na czterech kołach, któremu spod maski przygrywa Mazurek Dąbrowskiego. Przez 24 lata produkcji przebył drogę od bohatera do zera - zaczął jako marzenie, skończył jako parodia samochodu. Obecnie jest za to niezłą inwestycją dla handlarzy-spekulantów oczekujących na nawroty nostalgii za PRL-em i latami dziewięćdziesiątymi. Nasz poczciwy Poldon miał też swój epizod na drugim końcu świata - w Państwie Środka. Ale po kolei.
Z Żerania, no bo skąd
Chińska Republika Ludowa była jednym z głównych celów eksportowych dla polskich samochodów. Głównie z powodów ideologicznych, gdyż dla Chińczyków import samochodów z krajów kapitalistycznych byłby niedopuszczalny. Dlatego też Warszawy, Maluchy czy Polonezy były dobrym rozwiązaniem w obliczu nieporozumień na linii Moskwa-Pekin.
Do Państwa Środka dostarczono ponad 40 tysięcy Polonezów - najwięcej spośród wszystkich państw, gdzie nasza duma była eksportowana, a także jedna piąta całego eksportu. Jednak w obliczu narastającego zapotrzebowania na samochody osobowe w najludniejszym państwie świata, import jak najtańszych samochodów z Europy nie był wystarczająco wydolny. Trzeba było więc działać na własną rękę.
Działająca od lat pięćdziesiątych chińska wytwórnia Dongfanghong produkowała między innymi traktory i kombajny. Pod koniec lat osiemdziesiątych postanowiła wejść na rosnący rynek aut, tworząc coś swojego. To znaczy podrobionego, ale przez nich. Wzięto więc naszego Poloneza i doczepiono mu przód i tył z innego samochodu - jednego z najpopularniejszych w tamtym czasie w Chinach. Tak się zabawnie złożyło, że tym samochodem był Volkswagen Santana, czyli wersja sedan Volkswagena Passata B2, samochodu lubianego w Polsce i to chyba do dziś.
Więcej o samochodach z Chin przeczytasz tu:
Chińska kopia Poloneza była lepsza od naszego
Efekt musiał być piorunujący. Został on nazwany bardzo zgrabnie i elegancko, mianowicie Dongfanghong Yituo LT5022. Oprócz sedana zrobiono od razu także wersję kombi oznaczoną LT5021. Ale zaraz, jak to kombi?
Tak, Chińczycy zrobili Poloneza Kombi szybciej niż my. A nawet sedan był szybciej, zanim u nas łaskawie wprowadzono Atu. Prototypy obydwu wersji nadwozia to rok 1994, podczas gdy najstarsze zdjęcie Yituo, którego data wykonania jest znana, pochodzi z 1993 roku. Bezpośrednią inspirację Borewiczem wskazuje też imitacja wlotu powietrza na słupku C w Yituo sedanie, która jest taka sama, jak w pierwszej serii Poloneza.
Jest jeszcze trzeci bękart tych dziwnych kombinacji - Yituo LT6390. Tutaj, poza podobieństwami elementów bocznych karoserii, nie znajdziemy już jednak żadnych powiązań z Polonezem. Elementy przodu też nie pochodzą z Volkswagena. Nawet wymiary są inne - LT6390 to kombi, które jest krótsze o pół metra od LT 5022 i o 35 centymetrów od Poloneza.
Na zdjęciach można spotkać także nieco inną wersję Yituo. Wygląda jak zmodernizowana LT 5022, z innym przodem i logo. Nie wiadomo jednak o niej praktycznie nic. Osobiście w detalach dostrzegam podobieństwo do Daihatsu-pochodnych samochodów marki Tianjin, ale to pewnie tylko wrażenie. Problemem z chińską motoryzacją tych czasów jest tragiczny brak dokładnych informacji. Próba określenia ram czasowych czy oszacowania wielkości produkcji przypomina próbę ustalania imion wszystkich dzieci Brudzisława VIII, króla Lechitów z V wieku p.n.e. Jest to po prostu niemożliwe i nawet znajomość chińskiego i dobry VPN niewiele by pomogły.