Chińczycy jedzą nas jak ryż z kurczakiem. Budują trzecią fabrykę w Europie
BYD to czwarta największa marka na świecie w pierwszym półroczu bieżącego roku. Wyprzedza go tylko Toyota, Volkswagen i Ford. Jednak przy tym tempie budowy fabryk, to możemy spodziewać się jeszcze wyższej pozycji w roku 2026.

Chińczycy mają prosty cel: chcą przejąć 100 proc. rynku europejskiego. Nie pięć i nie dwadzieścia, tylko sto – na konferencji BYD, na której byłem, padło to właściwie wprost. Wprawdzie BYD nie jest najpopularniejszą chińską marką w Europie, ale inwestuje naprawdę mocno.
Jedną fabrykę buduje na Węgrzech – miała ruszyć wcześniej, jednak trudności obiektywne przesunęły moment otwarcia na rok 2026. Druga fabryka, z tym samym terminem uruchomienia powstaje w Turcji, która tylko częściowo leży w Europie, ale jednak można to liczyć jako „europejską inwestycję”. A teraz dowiadujemy się, że trzecią lokalizacją fabryk BYD ma być Hiszpania.
Hiszpania to kraj przodujący w miłości do chińskich samochodów
Nie bardzo rozumiem podejście Hiszpanów, ale są oni zadziwiająco pro-chińscy. Na początek pozwolili uruchomić produkcję samochodów marki Chery w starej fabryce Nissana, jedynie zmieniono im logo na rynek hiszpański na starą i znaną w tym kraju nazwę Ebro.
Ponadto wytwarzane są tam samochody Omoda 5 i Jaecoo 7, popularne również i u nas. MG rozważa na poważnie otwarcie fabryki w Saragossie, a teraz do gry wchodzi jeszcze BYD, który również chce rozpocząć budowę zakładu w Hiszpanii.
Dlaczego Hiszpania i czym zaskarbiła sobie miłość chińskich producentów (a w jaki sposób straciła ją Polska?). Wystarczyło wstrzymać się od głosu w sprawie ceł dla Chin na samochody elektryczne, tak jak zrobili to Hiszpanie. Polska głosowała za cłami i straciła szansę na fabrykę Leapmotor, która – nie uwierzycie – także ma powstać w Hiszpanii za sprawą koncernu Stellantis. Hiszpanie witają Chińczyków winem i paellą, a ci lokują u nich swoje fabryki, z których potem wyjadą auta na podbój Europy.
BYD w każdym miesiącu i roku imponuje wzrostami w Europie
Mają rekordowo dużo modeli jak na chińską markę, niestety (lub na szczęście) jak na polski rynek – za dużo elektrycznych, przez co sprzedaje się głównie hybryda plug-in Seal U DM-i. W zależności od porównywanego okresu BYD może pochwalić się wzrostem na europejskim rynku od 114 do ponad 280 procent w stosunku do zeszłego roku, co jest o tyle proste, że startowali właściwie z zera, więc wzrost z dwóch do dziesięciu sprzedanych aut to pięćset procent do góry.
Obecnie ta marka odpowiada za niewiele ponad jeden procent europejskiego rynku nowych samochodów. Plany są jednak ogromne, a produkcja w trzech fabrykach na starym kontynencie pozwoli BYD-owi całkowicie uniezależnić się od ceł na samochody importowane z Chin.

Dlaczego trzeba trochę się bać chińskich fabryk w Europie?
Nie bardzo, ale trochę. Dlatego, że wskutek ich uruchomienia Chińczycy będą mogli całkowicie uwolnić się od ceł na samochody importowane z ich kraju. Będą zatrudniać Europejczyków jako siłę roboczą – Hiszpania tu właśnie wygrywa, bo ma niskie koszty pracy – zarabiać na autach, a pieniądze wysyłać do Chin. Nie będziemy z tego mieli nic poza podatkami od płac pracowniczych w fabrykach, przecież nierealne jest żeby taki koncern jak BYD zapłacił choćby centa podatku od zysku w Europie.
Ponadto uwolnienie się od ceł sprawi, że Chińczycy będą mogli jeszcze bardziej obniżyć ceny na europejskich rynkach. Ktoś powie: to za sprawą subwencji rządowych w Chinach, ja powiem: tak, i co im zrobicie? Jedzą nas jak ryż smażony z kurczakiem, a my jako kurczaki jeszcze się cieszymy, że jesteśmy jedzeni.