REKLAMA

Mam złą wiadomość dla kierowcy uderzonego na skrzyżowaniu. W Polsce są sądy

Wyprzedzany na skrzyżowaniu pojazd zostaje potrącony. Wyprzedzający złamał przepisy. Czy wina jest oczywista? Oczywiście, że interpretacja przepisów to jest super sprawa.

wyprzedzanie na skrzyżowaniu
REKLAMA

Ja nic nie mówię, ale poszkodowany w tym zdarzeniu drogowym może w przyszłości trochę się zdziwić. Sprawa wydaje się oczywista, ale pewnie nie zna on orzecznictwa polskich sądów w takich sprawach. Ja oczywiście też nie znam, ale to, co sobie znalazłem, sprawia, że się niepokoję. Bardzo łatwo jest przerobić ofiarę na winowajcę. Wystarczy jeden trik, zobacz jaki.

REKLAMA

Wyprzedzanie na skrzyżowaniu

Nikt nie powinien mieć problemu ze wskazaniem winnego w sytuacji pokazanej na filmie. Kierowca samochodu osobowego wyprzedza samochód ciężarowy. Jest prawdopodobne, że przekroczył dozwoloną prędkość, gdyż widzimy znak informujący o ograniczeniu prędkości do 70 km/h. Najważniejsze jest to, że czyni to nie zważając na podwójną linię ciągłą.

Kierujący Oplem Meriva wyprzedzał na skrzyżowaniu, lecz nie dało mu to do myślenia, że na skrzyżowaniu ludzie potrafią — co za wywrotowa myśl — skręcać. I tak faktycznie się działo. Uderzył więc w prawidłowo skręcające w lewo Renault Espace. Wina jest oczywista, prawda?

Dlaczego skręcający może być winny?

Nie mówię, że jest. Dla mnie jest czysty jak łza, chyba że nie użył kierunkowskazu, ale i tak nie jego wina. Przypadkiem się składa, że ostatnio pisaliśmy o innej sprawie związanej ze skręcaniem. Tam osoba zmieniająca kierunek jazdy również była wyprzedzana i musi walczyć o swoje prawa w sądzie. A ten uważa, że nie ustąpiła pierwszeństwa pojazdowi, który znajdował się na przeciwległym pasie ruchu. Bez znaczenia było to, że ją wyprzedzał. Sprawą aż musiał się zająć Rzecznik Praw Obywatelskich. I nie jest to jedyna taka sprawa, w której sąd dopatruje się winy wyprzedzanego.

Serię fascynujących przygód i wątpliwości dotyczących skręcania w lewo znajdziesz tutaj:

Proszę bardzo, oto opisana przez Dziennik Gazetę Prawną sprawa. Człowiek skręcał do centrum ogrodniczego, w tym czasie był wyprzedzany. No i co? I jego wina. Zdaniem sądu nie zachował należytej ostrożności podczas wykonywania tego manewru. Skręcający kierowca tłumaczył, że manewr sygnalizował, rozglądał się, a jadący za nim kierowcy zauważyli w porę jego zamiary. Sąd mu nie uwierzył, co gorsza opinia biegłego również była na jego niekorzyść. Nie sprawdzono też, czy wyprzedzający wykonał manewr prawidłowo i czy był pod wpływem alkoholu. Zdaniem sądu nie miało to znaczenia, bo nie wpływało to na zachowanie obwinionego.

Ostrożność należy zachowywać, nawet gdy przepisy dokładnie nie wskazują kiedy. Takie jest zdanie sądu. To oznacza, że przy każdej kolizji drogowej możemy zostać uznanymi za winnych. Taki trik. Mogliśmy jechać wolniej, bardziej się rozglądać, lepiej przewidywać. Postawiłbym wszystkie pieniądze, że to nie kierujący Renault Espace jest winny w tej sytuacji. Był wyprzedzany i to z naruszeniem przepisów, w miejscu, gdzie wyprzedzać nie wolno. Istnieją w Polsce sądy, gdzie raz-dwa straciłbym pieniądze.

REKLAMA
Najnowsze
Aktualizacja: 2025-06-18T10:07:49+02:00
Aktualizacja: 2025-06-17T19:00:00+02:00
Aktualizacja: 2025-06-17T13:53:06+02:00
Aktualizacja: 2025-06-16T21:07:03+02:00
Aktualizacja: 2025-06-16T17:18:55+02:00
Aktualizacja: 2025-06-15T16:00:39+02:00
Aktualizacja: 2025-06-15T14:26:29+02:00
Aktualizacja: 2025-06-15T11:01:21+02:00
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA

Limity prędkości na drodze ekspresowej. Tak, jest więcej niż jeden

Każdy rodzaj drogi ma narzuconą inną dopuszczalną prędkość maksymalną. Po drodze ekspresowej należy poruszać się wolniej niż po autostradzie.

droga ekspresowa prędkość
REKLAMA

Zanim udzielę odpowiedzi na to proste pytanie, wypada jeszcze wyjaśnić, czym jest droga ekspresowa. Jej definicje zawarte są w Ustawie o drogach publicznych (Dz.U. 1985 nr 14 poz. 60 z późn. zm.) oraz w Ustawie Prawo o ruchu drogowym (Dz.U. 1997 nr 98 poz. 602 z późn. zm.).

Bazując na zawartych tam definicjach, droga ekspresowa to publiczna, dwu- lub jednojezdniowa droga przeznaczona do szybkiego ruchu wyłącznie pojazdów samochodowych, oznaczona odpowiednimi znakami drogowymi. Drogi ekspresowe mają ograniczoną liczbę (bezkolizyjnych) skrzyżowań (wjazd i zjazd możliwy jest tylko w wyznaczonych miejscach), obowiązuje też na nich zakaz ruchu: pieszych, rowerów oraz pojazdów nieodpowiednich konstrukcyjnie, takich jak ciągniki rolnicze czy pojazdy wolnobieżne.

REKLAMA

Droga ekspresowa a dopuszczalna prędkość

W definicji drogi ekspresowej znajdziemy też istotny fragment: dopuszczalna prędkość jest na niej wyższa niż na drogach zwykłych i jest zawarta w Ustawie Prawo o ruchu drogowym (Dz.U. 1997 nr 98 poz. 602 z późn. zm.). Nie oznacza to jednak, że jest zawsze taka sama. I tak:

  • maksymalna dopuszczalna prędkość na drodze ekspresowej dwujezdniowej wynosi 120 km/h,
  • maksymalna dopuszczalna prędkość na drodze ekspresowej jednojezdniowej wynosi 100 km/h.

Trzeba zwrócić uwagę na słowo maksymalna, ponieważ obowiązująca na danym odcinku prędkość może być dodatkowo ograniczona znakami drogowymi, np. w miejscach wymagających wzmożonej ostrożności.

Czy na drodze ekspresowej można jechać wolno?

Tak i nie. Polskie prawo nie określa ustawowej prędkości minimalnej dla dróg ekspresowych, jednak nie można tamować ruchu i stwarzać zagrożenia. No i - jak zostało wcześniej wspomniane - pojazd musi być dopuszczony do jazdy po tego typu drodze, więc nie można tam wjechać np. pojazdem wolnobieżnym czy rowerem (nawet jeśli na tym rowerze jeździsz bardzo szybko).

REKLAMA

Należy jednak mieć na uwadze, że zdarzają się przypadki stosunkowo powolnej jazdy po drodze typu S (ekspresowej), co może prowadzić do kolizji i wypadków (por. wyrok II K 529/15 z dnia 31 lipca 2017 r.). Nie jest jednak powiedziane, że w takim przypadku wina zostanie przypisana kierowcy, który jechał z niską prędkością - wszystko zależy od okoliczności.

Przeczytaj, zapamiętaj i... jedź bezpiecznie.

REKLAMA
Najnowsze
Aktualizacja: 2025-06-05T15:03:38+02:00
Aktualizacja: 2025-06-04T14:58:51+02:00
Aktualizacja: 2025-06-04T13:56:17+02:00
Aktualizacja: 2025-06-03T19:24:41+02:00
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA

Polska rekordzistka pomiarów. 96 punktów w miesiąc

Zawsze mówiło się, że kierowców da się nauczyć przestrzegania przepisów, że wystarczy tylko zwrócić im uwagę. Najwidoczniej ta zasada nie przyjęła się w Gliwicach, gdzie pewna kobieta nie zrozumiała, co znaczy odcinkowy pomiar prędkości. I tak 13 razy.

Źródło: Policja Śląska
REKLAMA

Odcinków pomiar prędkości to jeden z najlepszych sposobów na regulację ruchu i jego uspokojenie. Stosunkowo proste rozwiązanie okazuje się jednym z największych postrachów kierowców. Muszą przez kilka/kilkanaście kilometrów jechać zgodnie z przepisami, co dla niektórych jest oburzające. Wjazd i zjazd z odcinka rejestrowany jest przez kamery, a algorytmy odczytują średnią prędkość na podstawie czasu przejechania danego odcinka. Następnie odsiewani są kierowcy, którzy pokonali go zbyt szybko, a później rozpoczyna się postępowanie mandatowe. Proste, skuteczne i co więcej - naprawdę trzeba się postarać, żeby złamać takie ograniczenie.

REKLAMA

Rekordzistka z Polski - 13 wykroczeń w miesiąc

Policja właśnie podzieliła się zaskakującą informacją. 40-letnia mieszkanka Gliwic przez miesiąc uporczywie ignorowała przepisy, co skutkowało 13-krotnym złamaniem prędkości na odcinkowym pomiarze prędkości. Udało się jej to osiągnąć jeżdżąc po DK 88 w Zabrzu oraz DW 902 w Katowicach. Na kobietę nałożono aż 7600 zł grzywny i ukarano ją aż 96 punktami karnymi.

Nie wiem, co tu się wydarzyło, ale tłumaczenia są dwa. Pierwszy to to, że kierująca nic sobie nie robi z obowiązującego prawa, że jest drogowym bandytą, że ma w głowie taki beton, że nic go nie zmieni. Jest jednak drugi, który bardziej do mnie trafia - kobieta nie wiedziała, że jest pod okiem kamer. Zobaczcie na znak odcinkowego pomiaru prędkości - niebieska tablica z ikonami, które mają przypominać radar, innym przypominają kamery, ale istnieje szansa, że niektórym nie mówią nic. W przypadku radarów klasycznych jest łatwo - jest ostrzeżenie, widać żółtą skrzynkę. Nie da się tego pomylić. Natomiast odcinkowe pomiary prędkości są niewinne.

Kierująca ma 40 lat, więc prawo jazdy zrobiła 22 lata temu (przy założeniu, że miała 18 lat) - wtedy nie było żadnego odcinkowego pomiaru prędkości i nie uczono o takich cudach na kursie na prawo jazdy. Pierwszy OPP w Polsce został zamontowany dopiero w 2011 r. Ten gliwicki natomiast został uruchomiony w 2024 r. Kierowcy w przeważającej większości nie edukują się w trakcie swojego stażu za kierownicą, nie spędzają czasu na lekturze znaków. Jeżdżą na wyczucie i na logikę. I to może zbierać żniwo. Teraz pani kierująca będzie miała kilka miesięcy na nauczenie się znaków obowiązujących w Polsce.

Więcej o przepisach przeczytacie w:

Zdjęcie główne: Policja Śląska

REKLAMA
Najnowsze
Aktualizacja: 2025-06-15T11:01:21+02:00
Aktualizacja: 2025-06-14T15:00:00+02:00
Aktualizacja: 2025-06-13T17:01:10+02:00
Aktualizacja: 2025-06-13T13:38:38+02:00
Aktualizacja: 2025-06-13T12:01:39+02:00
Aktualizacja: 2025-06-13T07:02:48+02:00
Aktualizacja: 2025-06-12T18:45:44+02:00
Aktualizacja: 2025-06-12T11:51:33+02:00
Aktualizacja: 2025-06-12T11:10:48+02:00
Aktualizacja: 2025-06-11T19:00:00+02:00
Aktualizacja: 2025-06-11T18:00:00+02:00
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA

Padł ofiarą agresji drogowej, a potem policja dała mu mandat. W sądzie też nie wróżę sukcesu

Kierujący padł ofiarą agresji drogowej w postaci wymuszenia kolizji na drodze ekspresowej. Wezwana na miejsce policja dała mu mandat, a nagranie zignorowała.

Padł ofiarą agresji drogowej, a potem policja dała mu mandat. W sądzie też nie wróżę sukcesu
REKLAMA

Cała sytuacja miała miejsce 11 czerwca. Nagrywający wyprzedzał ciężarówki jadąc lewym pasem z bardzo dużą prędkością, ponad 150 km/h. Nie uchroniło go to przed agresywnym kierowcą jadącym z tyłu, który wyprzedził go z prawej strony korzystając z luki między pojazdami, a następnie specjalnie gwałtownie zahamował, doprowadzając do kolizji. Wezwana na miejsce policja uznała winnym nagrywającego – przecież nie zachował bezpiecznego odstępu. Nie mieli zamiaru oglądać nagrań, kierujący mandatu nie przyjął. Film z całego zdarzenia wygląda tak:

REKLAMA

Sprawa trafi teraz do sądu. Kierujący autem z kamerą ma nadzieję na sprawiedliwość.

Oczywiście rozumiem zachowanie policjantów. Ich nic nie obchodzi jak było, dopasowują sytuację do istniejących przepisów. Jeśli kierowca auta z tyłu najechał na samochód, który go poprzedzał, to jest winny. Od prowadzenia śledztwa to jest prokuratura a nie drogówka. Policjanci od ruchu drogowego to nie detektywi, żeby mieli szczegółowo odtwarzać przebieg zdarzenia. Cyk, mandat, sprawa rozliczona i można jechać do następnego zdarzenia, ewentualnie na kebab.

Cała nadzieja w sądzie?

Wątpię. Sąd zapewne przyklepie mandat od policji w trybie nakazowym, jak to się dzieje w 99 proc. przypadków. Kierujący złoży sprzeciw wobec tej decyzji i będzie musiała odbyć się normalna rozprawa, tyle że sąd nie będzie miał obowiązku obejrzenia nagrania. Wezwie policjanta na świadka – policjant zezna, że doszło do najechania na tył poprzedzającego pojazdu i winny jest nagrywający. Wezwie kierowcę „najechanego” pojazdu – ten także zezna na swoją korzyść. Kierujący z kamerą dostanie jeszcze wyższy mandat za „zawracanie sądowi głowy”, a nagrania to może sobie w internecie pokazywać dla poklasku. Co tylko potwierdza, nie po raz pierwszy zresztą, że można robić tak jak kierowca Skody. W prawie o ruchu drogowym nie ma przecież koncepcji umyślnego spowodowania kolizji dla własnej korzyści, więc nie ma jak się na niej oprzeć wydając wyrok. Jeśli nagrywający najechał na tył Skody, to jest jego wina, bo nie zachował odstępu. A dlaczego kierujący Skodą wjechał przed niego i gwałtownie zahamował? No bo mógł, nic tego nie zabrania. Nie da się odwołać do takich pojęć jak „agresja drogowa” czy „chęć ukarania kogoś za zajmowanie lewego pasa”.

Policja z Jawora to ogólnie jest elita, ten wpis również jest o nich:

A jeszcze bardziej przerażające jest to...

...że kierujący-nagrywający nie „zamulał” na lewym pasie. Nie jechał 102 km/h wyprzedzając tiry jadące 90 km/h (w czym też nie ma nic złego i ja sam tak robię). Jechał ponad 150 km/h, to jest więcej niż 30 km/h powyżej ustawowego ograniczenia. Nawet to nie uchroniło go przed atakiem agresora, który uznał, że lewy pas należy wyłącznie do niego i każdego, kto z niego korzysta w jego obecności wypada ukarać. Dlatego wszystkie twierdzenia o tym, że „można było zjechać na prawy” itp. nadają się wyłącznie do kosza: jak trafimy na agresywnego szaleńca, to żadne nasze prawidłowe manewry nie uchronią nas przed atakiem. Przypomnę: nie ma żadnego obowiązku, aby zjeżdżać na prawy pas, jeśli chcemy kontynuować wyprzedzanie pojazdów znajdujących się w zasięgu naszego wzroku. Kluczowy jest ten kadr z filmu:

Widać doskonale ciężarówkę, którą nagrywający planuje wyprzedzić, i to jadąc bardzo szybko. Przy różnicy prędkości wynoszącej ok. 60 km/h odległość od tego miejsca do samej ciężarówki pokona w około sześć sekund. Dlaczego w okresie tych sześciu sekund miałby zjeżdżać na prawy pas, hamować ze 150 do 90 km/h jadąc za ciężarówką i dopiero potem ponownie podejmować wyprzedzanie? Czy kierowca Skody sam tak robi? (pytanie retoryczne).

REKLAMA

Podsumowując

Nie ma sposobu na agresorów z lewego pasa. To znaczy jest, ale nie spodobałby się Wam. Ale o tym w następnym wpisie.

REKLAMA
Najnowsze
Aktualizacja: 2025-06-15T16:00:39+02:00
Aktualizacja: 2025-06-15T14:26:29+02:00
Aktualizacja: 2025-06-15T11:01:21+02:00
Aktualizacja: 2025-06-14T15:00:00+02:00
Aktualizacja: 2025-06-13T17:01:10+02:00
Aktualizacja: 2025-06-13T13:38:38+02:00
Aktualizacja: 2025-06-13T12:01:39+02:00
Aktualizacja: 2025-06-13T07:02:48+02:00
Aktualizacja: 2025-06-12T18:45:44+02:00
Aktualizacja: 2025-06-12T11:51:33+02:00
Aktualizacja: 2025-06-12T11:10:48+02:00
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA

Nowe znaki trafią na polskie drogi. Jednego jeszcze nie widzieliście

Na polskie drogi trafią niedługo dwa nowe znaki. Jeden z nich... już znamy, natomiast drugi będzie zupełną nowością.

Nowe znaki trafią na polskie drogi. Jednego jeszcze nie widzieliście
REKLAMA

W Rządowym Centrum Legislacji - jak zauważył Autokult.pl - pojawił się projekt rozporządzenia zmieniającego rozporządzenie w sprawie znaków i sygnałów drogowych. Na liście zmian pojawił się szereg nowych znaków, przy czym - pomijając te dotyczące m.in. oznakowania dróg szybkiego ruchu - dla kierowców największą nowością będą dwa z nich.

To po kolei.

REKLAMA

"Nowy" znak na polskich drogach - F-24

Znak ten jest nowy tylko w wydaniu formalnym, bo stosuje się go przy drogach ekspresowych i autostradach już od pewnego czasu. Jego znaczenie - miejmy nadzieję - jest oczywiste i ma na celu poinformowanie kierowcy, że jedzie w złym kierunku, tj. kontynuując jazdę danym pasem, docelowo wjedzie na autostradę lub drogę szybkiego ruchu pod prąd.

Zgodnie z opisem z rozporządzenia, opis znaku to:

Jeśli zajrzymy do projektu rozporządzenia zmieniającego rozporządzenie w sprawie tego, jak znaki mają być ustawione, możemy się jeszcze dowiedzieć, że:

Czyli wszystko jest tak, jak było do tej pory z tym znakiem, z taką różnicą, że zostanie doprecyzowane, jak i gdzie należy go umieszczać, jak ma wyglądać jego wzór, jakie jest jego oznaczenie oraz gdzie nie należy go stawiać.

Drugi znak jest na szczęście odrobinę ciekawszy i "nowszy".

Nowy znak na polskich drogach - F-23

Jego oznaczenie to F-23, a pełna nazwa brzmi: środkowy pas wielofunkcyjny. Zgodnie z projektem rozporządzenia:

Co ciekawe, środkowe pasy wielofunkcyjne istnieją już w Polsce od jakiegoś czasu (niedługo będzie ze 20 lat). Ich zadaniem jest umożliwienie skrętu w lewo z drogi "głównej", bez blokowania na niej ruchu i jednocześnie - bez konieczności wyznaczania wcześniej odpowiednich pasów do skrętów. Zasadnicza różnica: zamiast osobnych pasów do skrętu mamy tutaj jeden pas - i to i dla "naszego", i przeciwnego kierunku.

Takie konstrukcje zaczęto budować nawet wtedy, kiedy nie było jeszcze żadnych określających je przepisów, a potem wprowadzono przepisy (przynajmniej budowlane), ale nie wprowadzono odpowiednich znaków. Co ciekawe, w ustawie Prawo o ruchu drogowym nadal brak jakichkolwiek odniesień do tego typu konstrukcji. Można natomiast na razie przyjąć, że wcześniej stosowane określenie "pasy manewrowe" ostatecznie się nie przyjęło i zarówno przepisy budowlane, jak i przepisy dotyczące znaków, przewidują już "środkowy pas wielofunkcyjny".

Rozporządzenie ogólne w sprawie znaków nadal jednak nie przynosi nam wszystkich odpowiedzi. Te znajdziemy w rozporządzeniu szczegółowym - również tym nowym i proponowanym. Co ciekawe, wygląda na to, że nie będzie osobnych przepisów "ogólnych" dla tego typu konstrukcji, a wszystko będzie regulowane odpowiednimi znakami.

I tak, jeśli chodzi o definicję i zastosowania, rozporządzenie szczegółowe podaje, że:

Później dowiadujemy się, że:

Co oznacza, że raczej nie doczekamy się ogólnego przepisu zakazującego wyprzedzania na takim tworze - zamiast tego dostaniemy osobny znak z zakazem wyprzedzania.

Dodatkowo taka konstrukcja będzie się zaczynała wyspą ze znakiem C-9 (nakaz jazdy z prawej strony znaku):

Oraz, jeśli odcinek jest długi, to dojdzie do "segmentowanie" przez ponowienie wyspy ze znakiem:

Znak musi być też powtarzany, jeśli długość odcinka przekracza 500 m, natomiast koniec takiego elementu infrastruktury oznacza się tym samym znakiem, ale z tabliczką koniec (T-3a) lub znakiem prezentującym "nowy przekrój jezdni".

A czy to będzie czerwone?

Może, ale niekoniecznie. Zgodnie z proponowanymi przepisami,

REKLAMA

Co oznacza, że taki pas może być czerwony, ale też nie musi. Po prostu nie jest to zakazane.

REKLAMA
Najnowsze
Aktualizacja: 2025-06-12T18:45:44+02:00
Aktualizacja: 2025-06-12T11:51:33+02:00
Aktualizacja: 2025-06-12T11:10:48+02:00
Aktualizacja: 2025-06-11T19:00:00+02:00
Aktualizacja: 2025-06-11T18:00:00+02:00
Aktualizacja: 2025-06-11T13:12:12+02:00
Aktualizacja: 2025-06-11T11:06:19+02:00
Aktualizacja: 2025-06-11T09:26:17+02:00
Aktualizacja: 2025-06-10T17:50:18+02:00
Aktualizacja: 2025-06-10T14:58:03+02:00
Aktualizacja: 2025-06-10T13:51:24+02:00
Aktualizacja: 2025-06-10T13:47:36+02:00
Aktualizacja: 2025-06-10T07:56:41+02:00
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA

Koniec barierkozy w Polsce. Oto co się zmieni

Barierki ustawiane wzdłuż dróg dla pieszych i rowerów stały się w Polsce dla jednych wizualnych koszmarem, dla innych - drogą do dobrobytu. Na szczęście nadchodzi kres tego absurdu.

Koniec barierkozy w Polsce. Oto co się zmieni
REKLAMA

Kres ten zagościł w najnowszym projekcie dotyczącym zmiany rozporządzenia w sprawie szczegółowych warunków technicznych dla znaków i sygnałów drogowych oraz urządzeń bezpieczeństwa ruchu drogowego i warunków ich umieszczania na drogach. Projekt - datowany na 6.06.2025, trafił już do Rządowego Centrum Legislacji i powinniśmy trzymać kciuki za to, żeby przynajmniej w tym fragmencie wszedł w życie.

REKLAMA

Jak wyglądał przepis barierkowy do tej pory?

Zgodnie z obowiązującą wersją rozporządzenia:

Co oznacza, że barierkę trzeba było postawić absolutnie zawsze wtedy, kiedy różnica poziomów między drogą dla pieszych, drogą dla pieszych i rowerów albo drogą dla rowerów a "okolicą" wynosiła 50 cm albo więcej. Prowadziło to do absurdalnych sytuacji, a niektóre tego typu konstrukcje - jak np. absolutnie fatalna i dziś już zapuszczona droga dla pieszych i rowerów między Wrocławiem a Trzebnicą - stały się ogólnokrajowym memem.

Trudno się przy tym czepiać projektantów - przepis to przepis, kilometry barierek muszą być. Fakt, że lepiej już się wyłożyć na pole, niż wybić zęby o barierki, nie ma żadnego znaczenia.

Aż do teraz.

Tak się kończy barierkoza.

W najnowszym projekcie zmiany rozporządzenia znajdziemy taki - cieszący serce - opis:

w części 5 „Urządzenia zabezpieczające ruch pieszych i rowerzystów” w pkt 5.2 akapit pierwszy otrzymuje brzmienie:

„Balustrady U-11a według wzoru i wymiarów pokazanych na rysunku 5.2.1 stosuje się w celu zabezpieczenia pieszych, osób poruszających się przy użyciu urządzenia wspomagającego ruch, kierujących rowerem, hulajnogą elektryczną lub urządzeniem transportu osobistego przed upadkiem z wysokości, który może skutkować utratą życia lub trwałym uszkodzeniem ciała.”

Różnice? Poza tym, że dopisano grupy "nowych" użytkowników części dróg, wykreślono całkowicie zapis o minimalnej wysokości, powyżej której barierki stają się obowiązkowe. Od teraz barierki należy stosować wtedy, kiedy różnica wysokości może sprawić, że wypadnięcie z danej części drogi może zakończyć się śmiercią lub kalectwem.

W skrócie: tych barierek z wcześniejszych zdjęć mogłoby nie być - o ile oczywiście przepisy wejdą w życie w takiej właśnie formie. Plus oczywiście nikt nie będzie tutaj niczego demontował - przepisy dotyczyć będą wyłącznie kompletnie nowych projektów.

REKLAMA

Oczywiście jest tutaj haczyk.

Haczyk ten polega na właściwie pełnej uznaniowości tego, co może zagrażać śmiercią lub kalectwem i przy jakiej wysokości będzie trzeba montować barierki. O ile nie martwiłbym się o to, że w naprawdę ryzykownych miejscach takie barierki zostaną ustawione, o tyle raczej można się obawiać o to, że nadal będą próby stawiania ich gdzie popadnie, a potem pokrętne tłumaczenia, dlaczego akurat tutaj, w takiej liczbie i że chodzi o bezpieczeństwo oraz trzeba pomyśleć o dzieciach.

Zostaje nam na razie być jednak dobrej myśli i liczyć na to, że te kompletnie zbędne paskudztwa może nie tyle znikną z naszego krajobrazu, ale przynajmniej nie powstanie ich dużo więcej.

REKLAMA
Najnowsze
Aktualizacja: 2025-06-12T18:45:44+02:00
Aktualizacja: 2025-06-12T11:51:33+02:00
Aktualizacja: 2025-06-12T11:10:48+02:00
Aktualizacja: 2025-06-11T19:00:00+02:00
Aktualizacja: 2025-06-11T18:00:00+02:00
Aktualizacja: 2025-06-11T13:12:12+02:00
Aktualizacja: 2025-06-11T11:06:19+02:00
Aktualizacja: 2025-06-11T09:26:17+02:00
Aktualizacja: 2025-06-10T17:50:18+02:00
Aktualizacja: 2025-06-10T14:58:03+02:00
Aktualizacja: 2025-06-10T13:51:24+02:00
Aktualizacja: 2025-06-10T13:47:36+02:00
Aktualizacja: 2025-06-10T07:56:41+02:00
Aktualizacja: 2025-06-09T19:24:14+02:00
REKLAMA
REKLAMA