REKLAMA

Bitwa potworów: dwunastocylindrowy kiosk kontra dwunastocylindrowy odkurzacz

Jest poniedziałek, więc na pewno potwornie się Wam nie chce. Nie aż tak potwornie jednak, jak potworne są dzisiejsze auta z bitwy ogłoszeniowej.

używane samochody z v12
REKLAMA
REKLAMA

Przeważnie w bitwach ścierają się jakieś złomy, ale dziś będzie zupełnie inaczej. Obaj zawodnicy są tak umięśnieni, że ich mięśnie nie mieszczą się pod ubraniem. Są jak Hobbs i Shaw, jeden jest ogromny jak szafa, ciężki i kwadratowy zarówno w wyglądzie jak i w obyciu, drugi jest bardziej zwinny, smukły i elegancki, ale też potrafi... uderzyć. Oba mają dwanaście cylindrów, czyli tyle ile powinno być. 

Używane samochody z V12: zawodnik nr 1

Mercedes G65 AMG mógłby być żywą odpowiedzią na pytanie dlaczego pies liże się tam, gdzie się liże: bo może. Mercedes z dokładnie takiego samego powodu stworzył najbardziej nonsensowną odmianę klasy G z turbodoładowanym, sześciolitrowym V12 pod maską. Dla wszystkich, którym 5,4-litrowe G63 AMG z ośmiocylindrowym turbo o mocy 544-571 KM wydawało się wciąż jeszcze odrobinę za słabe, przygotowano wariant z dwunastoma cylindrami, rozwijający 630 KM. Ten samochód o wyglądzie budki ochroniarza na kołach rozpędza się do setki w 5,3 s., ale wcale nie to jest w nim najlepsze. Najlepsza była różnica cen, czyli jak Mercedes trollował klientów.

W Polsce oba te modele występowały normalnie w cenniku, przy czym V8 czyli G63 kosztowało 650 tys. zł, a V12 (G65) – 1,25 mln zł. Czyli skalkulowano je tak, żeby V12 było dwa razy droższe. Nie było ku temu żadnego realnego powodu. Różnica w osiągach z pewnością tego nie uzasadniała. Po prostu Mercedes chciał wycisnąć jak najwięcej forsy z jeleni. Tym sposobem powstała wspaniała sytuacja: G63 było dla bardzo bogatych, ale takich z jakimś cieniem rozsądku. Z nich podśmiewali się szaleńcy, którzy kupili G65 – ludzie, którzy zawsze muszą mieć to, co najdroższe. Znowuż z właścicieli G65 drwili sobie użytkownicy G63, słusznie mówiąc, że mają prawie to samo za połowę ceny. No i tu mamy do kupienia idealne G65 z małym przebiegiem, jedną z dwóch terenówek z V12 (drugą było Lamborghini LM002), samochód wyglądający jak meblościanka po dużej dawce mefedronu, która właśnie jedzie ci wklepać.

Używane samochody z V12: zawodnik nr 2

Jesteś sułtanem absurdalnie bogatego i wyjątkowo nieprzyjaznego państwa, więc w rozpaczliwych próbach pozbycia się swoich miliardów kupujesz najprzedziwniejsze samochody zrobione specjalnie na zamówienie dla ciebie. Potem nimi nie jeździsz, tylko one gniją w twoich wilgotnych garażach z przebiegiem 0 km. No nie zawsze, czasem przejedziesz nimi 2500-3000 km, żeby tak zupełnie się nie zastały. W końcu zawsze można sprzedać jako jedyny taki po sułtanie zobacz. I dokładnie tak jest w tym przypadku: oto Vector M-12 wyposażony w układ napędowy Lamborghini: dwunastocylindrowy silnik wzdłużnie za przednimi fotelami, manualna skrzynia biegów o 5 przełożeniach. Rozumiecie to, V12 manual i pięć biegów, jak zwierzęta. 

Sześciolitrowe V12 napędza Vectora do 97 km/h w 4,5 sekundy, jeśli umiesz szybko zmieniać biegi. W sumie zrobiono takich Vectorów 14, ten jest przedostatni. Środek wygląda na ostry samodział, chociaż i tak jest o wiele bardziej cywilizowany niż we wczesnych Vectorach W8. Taka jest cena posiadania samochodu, którego nie ma nikt inny – każdy Vector to było osobne dzieło sztuki. Nie wiem wprawdzie jaki był sens robienia samochodu wyglądającego jak Lamborghini z układem napędowym Lamborghini, ale jeśli sprzedało się tego aż 14 sztuk, to coś musiało być na rzeczy. Bez wątpienia tutaj silnik V12 jest jeszcze bardziej zmarnowany niż w G65 AMG, bo auto ma tylko dwa miejsca i symboliczne miejsce na bagaż, a w G65 przynajmniej możemy pojechać dokądś w 4 osoby targając jeszcze jacht na haku.

REKLAMA

Oba auta są jednak zdecydowanie wysoko w drodze na motoryzacyjny szczyt nonsensu. Które wygrywa?

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA