Jeździłem dwunastoma skuterami na wielkim teście 125-tek. Który był najlepszy?
Wziąłem udział w wielkim teście, obejmującym motocykle i skutery 125 cm3, zorganizowanym przez redakcję Świata Motocykli. Na pierwszy rzut oka wszystkie maszyny tej kategorii są podobne, ale gdy się na nie wsiądzie, wrażenie jest zupełnie inne.
Jeżdżę na jednośladzie o pojemności 125 ccm od kiedy umożliwiono to kierowcom z kategorią B. Kupiłem jeden skuter i kręcę na nim kilometry. Nie miałem do tej pory dużej skali porównawczej. Nie jestem też motocyklistą z krwi i kości. Nie mam prawa jazdy kat. A i nie planuję „zakupu dużej maszyny”. Traktuję skuter jak narzędzie, w stu procentach utylitarnie. Ma dowieźć mnie po mieście jak najszybciej na miejsce i oszczędzić mi stresu związanego z parkowaniem. Dobrze, żeby zabierał w miarę wygodnie dwie osoby. Ma być cichy i stabilny, mieć schowki i nie palić zbyt dużo, żebym nie musiał codziennie go tankować. I to tyle.
Ruszyłem na jazdy testowe. Oto lista skuterów, którymi miałem okazję odbyć ok. 10-minutową przejażdżkę:
- Kymco Downtown
- Kymco X-Town
- Kymco Like 125
- Yamaha X-Max
- Yamaha N-Max
- Suzuki Burgman 125
- Sym GTS 125i
- Sym Fiddle III
- Sym Symphony
- Peugeot Satelis
- Peugeot Django
- Honda PCX
Niedawno pewien felietonista pewnego poczytnego miesięcznika nabijał się z mojego dawnego tekstu o tym, że wszystkie nowe samochody są takie same. Nie przeczytał go zbyt uważnie, ale i tak wkrótce odpiszę na jego zarzuty – tymczasem warto powiedzieć, że wszystkie powyższe skutery też w teorii są takie same. Mają po prostu silnik 125 ccm, najczęściej z wtryskiem paliwa i wariator, czyli przekładnię CVT. Ale wrażenie „takiego samego” skutera znika wraz z zajęciem miejsca na siodle. Każdy jest trochę inny. Oto moja subiektywna wrażenia co do najlepszych i najgorszych skuterów 125 ccm.
Najlepszy duży skuter:
Kymco X-Town (16 600 zł). Bez wątpienia. Żaden inny skuter nie był tak wygodny, nie dawał takiego poczucia jazdy wielkim cruiserem, choć oczywiście jest to tylko namiastka prawdziwego motocykla turystycznego. Jednak to w Kymco X-Town mógłbym jechać na 200-kilometrową wycieczkę na jednośladzie. Duży rozstaw osi i pozycja siedząca pomyślana dla wysokich jeźdźców sprawiły, że jechało mi się na nim wyjątkowo dobrze. Miał też dynamiczny silnik – na prostej testowej rozpędzał się do ponad 60 km/h, inne skutery osiągały w tym miejscu szybkość 50 km/h.
Na drugim miejscu, ku mojemu zaskoczeniu, znalazł się SYM GTS 125i. Na tle innych skuterów tej marki wyglądał jak wykonany przez innego producenta. Bardzo wygodne siodło, dość mocny silnik i dobre hamulce mogą do niego przekonać. Ma też ABS, ale to w tej klasie standard. Cenowo schodzi poniżej 16 000 zł, ale to za mała różnica w stosunku do Kymco. I jednak Kymco było cichsze.
Nie zachwyciła Yamaha X-Max. Jak na tę cenę (19 900 zł), nie oferuje wiele ponad to, co tańsze Kymco. Ma przyjemną, naturalną pozycję za kierownicą, od której nie rozboli kręgosłup. Oczekiwania wobec Yamahy miałem jednak wygórowane. Na wszystkie duże skutery narzekała moja 7-letnia córka, dla której tylne siedzisko było za szerokie i siedziała w nienaturalnej pozycji. Jeśli ktoś chce jeździć na skuterze z dzieckiem, lepiej kupić coś, co nie ma stopniowanego siodła, tylko oba miejsca są w jednej linii.
Wysoki kierowca będzie miał problem
Rozczarował mnie Suzuki Burgman. Siedzi się w nim za nisko. To taki trochę model wzorcowy dla całego segmentu maxiskuterów, ale dominują odmiany z większymi silnikami. 125-tka to taki „entry-Burgman”, więc nie jest idealny. Za to prowadziło się go niebywale wręcz precyzyjnie.
Trochę wyleczyłem się z maxiskuterów. Są nieco za duże na miejskie warunki. Nawet przepychanie ich jest trudne dla słabszej osoby. Bogate wyposażenie (np. nawiew ciepłego powietrza, ABS na oba koła) nie rekompensuje wydatku znacznie ponad 15 000 zł. Przy okazji – przednia szyba musi być bardzo wysoka, żeby coś dawała. Taka mała owiewka typu „deflektor” to zwykły gadżet. Gdybym mieszkał w ciepłym kraju i miał daleko do pracy, to kupiłbym sobie taki skuter, ale musiałby mieć silnik o pojemności 250-300 ccm.
A te mniejsze?
Jeśli chodzi o pojazdy „zwykłej” wielkości, tu w szranki stanęły: SYM Symphony, SYM Fiddle, Kymco Like, Honda PCX, Yamaha N-Max i Peugeot Django. Oba SYM-y i Kymco Like odpadły natychmiast, po jednym kółku na torze testowym. Wszystkie te skutery były wyraźnie gorsze niż mój własny Kymco People-1, więc szkoda było im poświęcać czasu. Byle jakie wykonanie to mankament SYM-ów (okropne gumowe manetki, siedzisko – jeszcze gorsze), Kymco Like to coś „a’la Vespa” tylko bez jej uroku. Przejdźmy do czegoś sensowniejszego.
Absolutny mój zachwyt wzbudziła Honda PCX. To skuter ze sprzecznościami, bo z jednej strony jest supernowoczesna, z drugiej ma nietypowe retroakcenty w stylu wystającej, chromowanej kierownicy. Nie jest wielka, ale ma wysoki przekrok, jak duże skutery, którymi jeździłem wcześniej. Wyposażono ją w system start-stop, żeby jeszcze bardziej obniżyć zużycie paliwa. Silnik natomiast wyciszono tak skutecznie, że aby usłyszeć go na postoju, trzeba pokręcić manetką. PCX nie był najstabilniejszym skuterem w tym zestawieniu ani nie miał najbardziej skutecznych hamulców, ale przekonywał płynnością nabierania szybkości i gładką jazdą. Taka skuterowa klasa premium.
And the winner is...
Ostatecznie jednak najlepiej jeździło mi się Yamahą N-Max. To skuter, na który wsiadłem i od razu poczułem, jakbym jeździł nim całe życie. A przynajmniej kilka ostatnich lat. Jest dużo mniejszy niż X-Max i to czuć, prowadzi się bardzo precyzyjnie, można bezpiecznie i mocno pochylać się w zakrętach – subiektywnie powiem, że bardziej niż PCX-em. Nie jest aż tak cichy jak Honda, ale ma to samo wrażenie produktu wysokiej klasy: silnik pracuje przyjemnie i równo, wszystkie materiały, których się dotyka podczas eksploatacji są bardzo solidne i pozostawiają wrażenie dobrej jakości. N-Max to taki trochę mini-maxiskuter. Ma też wysoki przekrok, ale stosunkowo małe koła, za to duże tarcze hamulcowe i to z ABS. Wątpię, żeby można było wtopić wybierając Yamahę – to chyba najbardziej renomowana marka motocyklowa. Ten skuter kosztuje 12 500 zł – chińska konkurencja oferuje podobne (trochę gorsze, ale nieznacznie) produkty za 9-10 tys. zł. Ponoć trzeba uważać, bo Yamaha potrafi w nocy zginąć spod bloku lub z podziemnego garażu.
Czarny koń, ale kolorowy
Za czarnego konia tego porównania uznaję Peugeota Django. Skuter ten ma styl retro nawiązujący do lat 50. wyrażający się w dwukolorowym malowaniu (odmiana Evasion, są też jednokolorowe) czy ozdobnych „pełnych” kołach. Oba miejsca siedzące znajdują się na tym samym poziomie, nie ma amfiteatralnego ustawienia znanego z azjatyckich maxiskuterów. Zgadza się: Django nie jest tak cichy jak Honda, nie tak dynamiczny i stabilny jak Yamaha, ale jeździ zaskakująco dobrze i nie jest za mały nawet na wysokie osoby. Jeśli ktoś szuka czegoś więcej niż skutecznego przemieszczania się z miejsca na miejsce i chce robić to z odrobiną stylu, za te same pieniądze co Yamaha N-Max kupi Django, na które na pewno zwróci uwagę więcej osób.
I to już wszystkie jednoślady, które „objeździłem” tego dnia. Dodam, że mojej córce (rocznik 2010) najbardziej podobał się Django i to nie z powodu malowania, a z powodu niezbyt szerokiego, ale wygodnego tylnego siedziska i łatwego wsiadania. Wracam do kręcenia kilometrów na przejawie tajwańskiej myśli technicznej, a wy dajcie znać w komentarzach czy interesują was jakieś bardziej dokładne prezentacje motocykli i skuterów do 125 ccm na Autoblogu.