Koniec darmowego parkowania dla samochodów elektrycznych. Ryba z frytkami w pubie zdrożeje
Władze w końcu policzyły, że na samochodach elektrycznych traci się pieniądze, a tego nikt nie lubi. Im większa popularność takich aut, tym większy deficyt w finansach państwa i gmin. Ludzie w foliowych czapeczkach mieli rację.

Mówi się, że ten, kto ma rację dzień wcześniej od innych, ten przez dobę uchodzi za głupca. Kilka lat temu, gdy władze miast, gmin i rządzący przyjmowały przepisy, które miały popularyzować samochody elektryczne, to dało się słyszeć głosy, że to podpucha - ta słynna pierwsza darmowa działka. Właściciele samochodów elektrycznych zyskiwali kolejne przywileje - brak opłat za parkowanie, brak podatków drogowych, możliwość jazdy buspasami czy darmowe wjazdy do stref niskiej emisji. Teraz to się brutalnie kończy. W Polsce trwa walka o przedłużenie przywileju jazdy po buspasach, a w Anglii na samochody elektryczne został nałożony podatek drogowy. Teraz swoje trzy grosze postanowił dorzucić Londyn, bo uznał, że za dużo samochodów elektrycznych parkuje za darmo.
Koniec darmowego parkowania w Londynie. Samochody elektryczne muszą płacić
Władze Londynu nigdy specjalnie nie ukrywały, że w ich podziale na poszczególne strefy wjazdu i parkowania chodzi o coś więcej niż pieniądze. To się potwierdza, bo Londyńska Strefa Niskiej Emisji jest finansowym sukcesem, więc nic nie stoi na przeszkodzie, żeby takim samym była strefa płatnego parkowania, w której do tej pory obowiązywały zwolnienia dla samochodów elektrycznych. Teraz to się zmieni i do nowego roku za wjazd do strefy płatnego parkowania kierowcy osobowych elektryków zapłacą 13,50 funta, a dostawczych 9 funtów. Według władz miasta ta opłata sprawi, że do strefy wjedzie mniej samochodów i to nawet o 2200 sztuk dziennie. Skąd to wiedzą? Ty powiesz, że może zrobili badania, może dla kierowców samochodów 13,50 funtów to kwota niszcząca budżet domowy, a ja powiem, że to nie ma znaczenia, bo tak naprawdę chodzi o pieniądze.

Władze miasta doskonale wiedzą, że kierowcy samochodów elektrycznych nadal będą musieli dojeżdżać do pracy czy do załatwiania interesów, niektórzy wciąż wybiorą się też autem na fish and chips do ulubionego pubu. Według danych nawet 20 proc. wjeżdżających aut jest na prąd, więc mówimy tu o potężnej flocie, która od nowego roku będzie musiała płacić 13,50 funta dziennie (ok. 65 zł). Żebyście się nie cieszyli w spalinowych samochodach, to również one zapłacą więcej - 18 funtów zamiast 15. Pojawili się również krytycy pomysłu, którzy twierdzą, że takie opresyjne działania zniechęcą kierowców do przesiadki na auta elektryczne, bo przestają mieć swoje przywileje. I widzicie, tak to się kończy. Najpierw kusza nowymi możliwościami i oszczędnościami, a później wyciskają jak cytrynę.
Więcej o samochodach elektrycznych przeczytasz w:






































