"Życie, proszę państwa, życie" – czyli próby driftu na zlocie i rozbity Polonez
Popisy kaskaderskie często nie idą zgodnie z planem. Tak stało się i teraz. Efektem jest rozbity Polonez. Szkoda, bo był ładny.
Atmosfera zlotów samochodowych często prowokuje do popisów. Spora część YouTube’a i innych stron z filmikami jest wypełniona materiałami, w których ktoś mówi „pa teraz!”, a potem dzieje się źle. Czasami kończy się na śmiechu i telefonie do mechanika, kiedy indziej dochodzi do tragedii. Krawężnik, latarnia, tłum gapiów. Samochód z popisującym się kierowcą trafia w różne cele.
To nie muszą być zloty samochodów sportowych
Klasycznym obrazkiem jest Mustang, który opuszczając teren spotkania trafia w przeszkodę, bo jego właściciel za mocno wczuł się w rolę króla driftu. Ale nie tylko szybkie i krzykliwe auta rozbijają się na zlotach.
Przenieśmy się na Węgry. Pewien właściciel całkiem ładnego Poloneza Borewicza też się tam przeniósł, tyle że dosłownie – na tamtejszy zlot Fiatów 125p. Droga w takim wozie musiała mu się trochę dłużyć, choć z pewnością była też przygodą samą w sobie. Ale – jak widać – głód przygód nie wygasł.
Rozbity Polonez był ofiarą popisów
Trudno mi wywnioskować, o co tu dokładnie chodziło. Na filmie nagrywanym przez znajomego kierowcy, najpierw widać chyba próby „palenia gumy” albo innej formy efektownego ruszenia z miejsca. Ktoś podał pomocną dłoń i udało się wyjechać z trawnika. Potem miały się chyba wydarzyć poślizgi na pustym placu. Niestety, Polonez to nie Toyota AE86 (mimo pewnego zewnętrznego podobieństwa) ani żaden inny samochód do driftu, a ten kierowca to nie Ken Block.
Z poślizgów nic nie wyszło. Patrzyło się na to trochę przykro, ale nie aż tak jak na to, co stało się po chwili. Kierowca ewidentnie chciał pogorszyć sytuację mieszkaniową na Węgrzech. Obrał na cel ścianę budynku i jechał wprost na nią. Oglądając film można odnieść wrażenie, że myślał, że budynek zjedzie mu z drogi. Nie zjechał. Bum.
Uderzenie było dość mocne
Polonez uchodził kiedyś za „twardy i bezpieczny samochód”, a na tle Maluchów i Syren pewnie rzeczywiście taki był. W starciu ze ścianą stał jednak na straconej pozycji. Kierowca wyszedł jednak z sytuacji raczej bez szwanku, choć na filmie widać, że trochę pofruwał po kabinie, bo jechał bez pasów.
Rozbity Polonez nie był bynajmniej opłakiwany. „Życie, proszę państwa, życie” – skwitował dość memicznie i stoicko filmujący, a potem przystąpił do pocieszania. „To tylko poszycie” – stwierdził. Faktycznie mogło być gorzej.
Dlaczego kierowca jechał prosto na ścianę? Według komentarzy do filmu, w pewnym momencie podbiło go na pniu ściętego drzewa i jego stopa „sama” wcisnęła pedał gazu. Popisy się nie udały.
Rozbity Polonez dojechał jednak do Polski
Obyło się bez lawety. Kilka uderzeń młotkiem nieco poprawiło stan wizualny wytworu FSO. Jak widać w kolejnym filmie, niepokonany wóz dotarł do Polski o własnych siłach. Mimo tej przygody, kierowca auta żegnając się z autorem filmu na parkingu pod węgierskim Tesco miał essę i był zupełnie wyczilowany. Tak trzeba żyć.