Zaczęła się zima. To moment na zakup youngtimera w normalnej cenie. Oto przegląd ofert
Po co jest ten przegląd? Po to, żeby pokazać, że są jeszcze tzw. youngtimery na sprzedaż w normalnej cenie, a nie za milion cebulionów. Skończył się sezon – ci, którzy chcieli jeździć klasykami już je pochowali na zimę, a jeśli im się znudziły, wystawili na sprzedaż.
Na początek dwa objaśnienia:
- Ten przegląd będzie tylko o popularnych autach typu youngtimer. Nie będzie tu dziwactw i wynalazków (to temat na osobny wpis). Szukamy tego, co łatwo kupić i co łatwo potem sprzedać. Walczymy ze stereotypem, że teraz wszystko co stare, musi od razu być absurdalnie drogie.
- Nie zgadzam się z twierdzeniem, że „towar jest wart tyle, ile klient chce zapłacić” jako uzasadnienie dla wystawiania strupów w bardzo wysokich cenach. Jeśli wszyscy nagle umówią się, że coś co kosztowało wcześniej 2 zł, kosztuje 20, to klient nie będzie miał wyjścia. W końcu będzie musiał pogodzić się z wyższymi cenami. Wyższymi w sposób pozbawiony uzasadnienia innego niż chciwość sprzedających.
A teraz zapraszam na przegląd:
Przykra sprawa, bo Fiaty 125p podrożały w sposób niedopuszczalny, jeśli weźmie się pod uwagę, jak słaby jest to samochód – zepsuta przez komunistyczną biedę piękna buda włoskiego Fiata była przez dziesiątki lat w Polsce doprawiana coraz gorszym wykonaniem i coraz brzydszym wzornictwem. Późne 125p nie ma w sobie nic przyciągającego i nie znajduję innych powodów poza nostalgią żeby interesować się takim samochodem. Jednak jest egzemplarz, który mimo ceny wynoszącej prawie 8000 zł (do negocjacji) i nadwozia po ostatnich koszmarnych „modernizacjach” może wydawać się wart zainteresowania. Dlaczego? Został przerobiony na wtryskowy silnik 1.6 z Poloneza. Ma pięć biegów i wspomaganie kierownicy. Jest to więc 125p, którym można jeździć sobie na co dzień w sezonie i on będzie jeździł nieco bardziej jak normalny samochód – właściwie to trochę jak Polonez, ale to i tak jakiś postęp. Po znegocjowaniu na 7000 zł może to być zupełnie dobra oferta.
Za sam opis temu samochodowi należy się miejsce w naszym przeglądzie ofert, a przy okazji ma realistyczną cenę. Coraz trudniej kupić za normalne pieniądze Poloneza, który nie jest Caro. Tu mamy „przejściówkę” z trzecim okienkiem, starym przodem, ale tyłem jak w Caro, z ostatniego roku produkcji tego modelu – „pełne wąskie Caro” czekało już za rogiem. W opisie najlepsze jest „nie zależy mi na sprzedaży”: i dlatego zrobiłeś zdjęcia i zapłaciłeś za wystawienie ogłoszenia? Dziwne. Stan „widoczny na zdjęciach” nie jest zły, ale np. brakuje popielniczki w tylnych drzwiach, która do jakoś szczególnie drogich nie należy. To też najbiedniejsza w tym roczniku wersja bez radia, tylko z zaślepką. Ciekawe, że przez tyle lat nikt nie pokusił się o montaż czegokolwiek, co by jakoś grało. Tak czy inaczej, wydaje się to niezła baza do dalszego ulepszania, zwłaszcza że wprawdzie pochodzi z lat 90., ale mentalnie przebywa w 80.
Widzę objawy jakiegoś postępującego szaleństwa. Najpierw próbowałem znaleźć jakiegoś Malucha za 1500 zł. Odrzuciłem oczywiście tzw. ELXy, EL-e i Eleganty, bo to nie żaden youngtimer tylko patologia motoryzacyjna i przedłużanie agonii. Skupiłem się na FL-ach. Za 1500 zł - nic. Za 2000 zł – też właściwie nic. Podniosłem do 2500 zł. Nic, albo niewiele. Albo jakieś zmoty. Ponad 2500 zł za Malucha FL to już kwota, której w żadnym razie bym nie zapłacił. Ostatecznie, ze względu na przypis „do negocjacji”, zdecydowałem się pokazać beżowego FL-a z lekkimi oznakami korozji. Prawdopodobnie da się go wyjąć za 2500 zł. Moje doświadczenie z Maluchami typu FL jest takie, że są to najlepsze Maluchy. Wciąż mają zupełnie znośną blachę, jakoś tam zabezpieczoną przed korozją. Ale nie mają już: prądnicy, rozrusznika na linkę, zapłonu z kopułką czy mechanicznego przerywacza kierunkowskazów. Da się tym w miarę znośnie jeździć, choć jeśli ktoś nie jest fanem motoryzacyjnego hardkoru, to szybko zniechęci się do Malucha. Polecam zwłaszcza młodym ludziom, żeby zobaczyli z czym my, niemal 40-letnie grzyby, musieliśmy się mierzyć za czasów naszej młodości.
Tu było jeszcze gorzej. Ludzie oszaleli. Żądają za E30 – zwykły, dość nudny samochód – jakichś milionów, których on jest zupełnie niewart. W standardowych wersjach E30 nie jest ani zbyt ładne w środku, ani nie jeździ jakoś doskonale. Jest takie trochę drewniane w użytkowaniu. Mało miejsca, twarde elementy, twarde fotele, biegi chodzą dość ciężko. Źle wspominam jeżdżenie E30 ze 129-konnym 2.0 R6 (co za zamulony silnik), lepszy był 4-cylindrowy 1.8. Ale to były czasy, gdy E30 można było kupić za 3000 zł. Teraz z trudem da się kupić jakieś auto za 8000 zł. Problem w tym, że gruzy za 6-8 tys. zł wyglądają na zdjęciach tak samo jak wozy oferowane za 10-12 tys. zł. E30 wygląda na idealny sposób na przepłacenie za nieciekawy samochód. Znacznie lepiej poszukać za tę forsę E36 – będzie w lepszym stanie. Ale skoro już zdecydowałem się na wyszukanie taniego E30 – oto jest. Kombi z automatyczną skrzynią biegów. Widzę po zdjęciach że jest gratem. Brakuje czegoś z zewnątrz, umęczona kabina, zużyta kierownica itp. Na pewno trzeba będzie w nie włożyć sporo pracy, a pewnie i pieniędzy. Ale jeździ. Jeżdżące E30 za 5000 zł to teraz okazja. I to jest trochę straszne.
Mercedes 190 W201: 3900 zł
W odróżnieniu od BMW E30, 190-tka jeszcze jakoś przesadnie nie podrożała. 5000 zł to aż nadto, a można bez kłopotu kupić zupełnie znośne egzemplarze za 4-4,5 tys. zł. Tak, to będą dość nudne samochody, z benzynowym 2.0 albo 1.8, ewentualnie z nieśmiertelnym, wolnossącym dieslem 2.0 D 72 KM, ale wyglądają wciąż elegancko (niesamowicie dobrze się zestarzał ten wóz), i jeżdżą jak 90% prawdziwego Mercedesa. Bardzo lubię 190-tkę z wyglądu, nieco mniej z prowadzenia, a najmniej z powodu ogólnej ciasnoty. Jednak trudno znaleźć drugi tak trwały samochód za tak małe pieniądze. 3900 zł nie pozwoli kupić W124, które w ogóle przypomina choć cień swojej dawnej świetności. Oczywiście zawsze pozostaje kwestia wtrysku KE-Jetronic, którego awarie nie zachęcają do interesowania się wersjami benzynowymi, a znowuż diesle są zwykle dojechane do końca i jeżdżą tylko z przyzwoitości.
Kolejny samochód, który bezsensownie drożeje. Jako właściciel następnego modelu, czyli T4, tylko się z tego cieszę – bo i T4 wkrótce podrożeje. Chyba, że wcześniej zabronią jeździć samochodami spalinowymi. Tak czy inaczej, kupić T3 w znośnym stanie jest dość trudno, jeśli nie masz co najmniej 10 tys. zł. Owszem są, ale wymagające zwykle mocnej interwencji blacharskiej. Bardzo spodobało mi się ogłoszenie z VW T3 z oznaczeniem z tyłu „BUS” – rzeczywiście widywałem takie auta i prawdopodobnie to właśnie oznaczenie sprawiło, że słowo „bus” przeszło do powszechnego użytku jako określenie samochodu dostawczego. Nie wiem jednak od czego to zależało.
Ostatecznie jednak uznałem, że można zwrócić uwagę na busa z podstawową zabudową kamperową za 8500 zł. Ktoś zrobił w nim swap na większy silnik – z diesla 1.6 na 1.9, dzięki czemu ma 64 KM zamiast 54 KM, a to już niebagatelna różnica. Opis jest dość szczery i też wspomina o poprawkach blacharskich, szkoda jednak, że zdjęcia są tak skrajnie niezachęcające. Rozumiem, że byliście nim na fajnych wyprawach, ale auta w ogóle nie widać. Zdjęcia z wakacji i do ogłoszenia to dwie różne rzeczy.
Tak czy inaczej – niezła oferta, taniej już nie będzie. Trzeba brać poprawkę na to, że taki bus z silnikiem z tyłu jest bardzo wolny, słabo podjeżdża pod górę i jeździ się nim dość dziwnie, jeśli porównać ze współczesnym autem – głównie z powodu tego, że większość masy znajduje się z tyłu, a przednia oś jest pod kierującym.
Był moment, że szwedzkie cegły zaczęły gwałtownie drożeć. Minął rok, może dwa – ceny znowu spadły. Okazało się, że nie ma klientów na 740-tki za kilkanaście tysięcy złotych. Ludzie traktują te auta tak, jak je zaprojektowano: użytkowo, a nie prestiżowo. To nigdy nie była luksusowa limuzyna, a już w szczególności kombi bliżej do auta użytkowego niż klasy premium. Oczywiście nie ujmuje mu to uroku i charakteru youngtimera. 3900 zł to niewiele pieniędzy jak za taki wóz, choć podejrzewam że volkswagenowski diesel z półmilionowym przebiegiem jest w stanie dalekim od ideału. Ale zawsze widzę te Volva w takiej właśnie postaci: dalekie od ideału, a i tak jadą. I wciąż widuję ich bardzo dużo. Jakoś nigdy nie potrafiłem przekonać się do tego wozu – może i duży, ale nie tak komfortowy jakbym oczekiwał, z dość dziwną pozycją siedzącą i zbyt wysoką podłogą bagażnika. Solidności mu oczywiście nie odmówię.
Moje wnioski nie są zbyt optymistyczne. Jeśli chcesz kupić popularnego youngtimera, tzn. takiego, który w powszechnym mniemaniu jest „fajnym, starym samochodem” – zwłaszcza dotyczy to Malucha i BMW – to szykuj się, że przepłacisz, bo ceny tych aut są napompowane i trudno jest je kupić tanio.