Poniedziałkowy przegląd ofert: masz jeszcze pracę? To czymś do niej dojedź
Samochód za 5 tys. zł, który jest jak widelec. Zapraszam na średnio wesoły przegląd ofert w ten średnio wesoły poniedziałek.
Jest tak średnio. Powiedziałbym, że jest tak 2/10. Ci, którzy dziś martwią się o brak pracy, jutro mogą martwić się o brak wody i na odwrót. Jazda komunikacją miejską nie wydaje się atrakcyjna, a nie każdy ma tak blisko, żeby móc jeździć na rowerze. Wysupłujemy więc piątaka i szukamy samochodu na dojazd do roboty z jednym założeniem: mamy do niego nic nie dokładać, a nawet jeśli przyjdzie potrzeba wyłożenia, to ma to być kwota groszowa i naprawa do ogarnięcia przez kogokolwiek, kto kiedyś widział narzędzia. Szukamy więc narzędzia do jeżdżenia. Jakiekolwiek przejawy emocji i entuzjazmu działają na niekorzyść. To przegląd „motoryzacyjny widelec” – szukamy auta praktycznego jak widelec i jak widelec pozbawionego wymyślnych funkcjonalności. Samochód za 5 tys. zł – start.
Fabia jedynka z gazem
Kiedyś byłem chory na grypę żołądkową i nie jadłem przez 3 dni. Potem próbowałem zjeść sam gotowany ryż. Nie byłem w stanie, był tak bezsmakowy. Podobnie jest z Fabią jedynką – to pojazd całkowicie pozbawiony smaku. Dlatego wchodzimy na OLX, zaznaczamy przedział cenowy od 4 do 5 tys. zł, kategoria Skoda / Fabia, rodzaj zasilania – LPG i proszę. Trochę tego jest. Na przykład ta Fabia wygląda całkiem ładnie, choć coś jej leży tylne zawieszenie. Ciekawe co to za gałka biegów – złota czy drewniana? Nie ma jednak się co czepiać – najważniejsze, żeby pod maską był silnik 1.4 z wałkiem w głowicy (nie czeski OHV – chętniej przegrzewa się na LPG). Czy jednak to nie za piękne, żeby było prawdziwe? Dalsze przeglądanie ofert ujawnia bowiem, że Fabia za 5000 z gazem będzie miała przebieg 275 tys. km i progi do roboty.
Zawsze powalają mnie wersje z dziurą zamiast radia i z dziurą, bo tak. Powinni byli jeszcze zrobić dziurę w miejscu nawiewów. Wiem że chodzi tylko o dojazd do pracy ale afrykański przyjacielu prośba. Auta z silnikiem 1.2 z góry odrzucam, bo po co kupować wersję pracującą mniej kulturalnie za cenę wersji pracującej bardziej kulturalnie? Co najwyżej natrząsam się z opisów: wnętrze nie wydarte. Słyszałem raz jak na naszym skwerku madka strofowała małego synka: Daniel, co ty jesteś taki wydarty? – chodziło jej o to, że zbyt głośno się wydziera.
Ta Fabia ma ponoć bardzo mały przebieg, ale wygląda na umęczoną. Gdybym już miał gdzieś dzwonić, to może do tego ogłoszenia. Jest czerwona i z gazem. To prawie jak Ferrari, tylko że nie.
Bardzo ładne Seicento
Za 5000 zł można kupić Seicento w naprawdę dobrym stanie. Wszystko jest do niego śmiesznie tanie. Kolejna zaleta to łatwe parkowanie. Sprawdźcie moje rymowanie. Albo lepiej sprawdźcie jakieś ładne Fiaty „sześćset” na OLX-ie. Ja już to zrobiłem i znalazłem kilka wartych uwagi. Na przykład ten: ładny, bo ma zderzaki pod kolor, gorzej że zdjęcia niewiele pokazują. Bardziej podoba mi się Seicento z ostatniego roku produkcji, sprzedawane już po prostu jako „600”. One jakoś tak przyjemnie się prezentują w tych uspokajających kolorach i z jasnym wnętrzem. Ten jest też ładny – znowu niebieski – ale te czarne zderzaki... W ogóle to jest hit, że w tych pieniądzach kupuje się zarówno Seicento z 2001 r., jak i z 2010 r., i one są w podobnym stanie. Można nawet trafić na 900-tkę z samego początku produkcji. Albo na mojego ukochanego Brusha, wyglądającego jakby ktoś nie miał części pod kolor po stłuczce, polegającej na najechaniu na jego tył. Jest z czego wybierać. A co najważniejsze – za 5000 zł kupisz naprawdę idealne Seicento. Ktoś powie, że to absurd, żeby wydawać tyle na taki wóz, ja powiem – to niemal gwarantuje, że będziesz zadowolony. Bardzo trudno jest kupić beznadziejne Seicento za piątaka, trzeba się postarać.
Popatrzmy na jakieś mniej oczywiste propozycje
Z jednej strony kłóci się to z pierwotnym założeniem, czyli łatwe naprawy i tanie części. Trudno jednak oprzeć się pokusie braku konieczności zmiany biegów podczas dojazdu do pracy. I stąd zwróciłem uwagę na na Daihatsu Cuore z automatyczną skrzynią biegów. Połączenie silnika 1.0 z tradycyjnym automatem nie czyni z tego wozu pożeracza autostrady, ale żeby jechać tam i z powrotem, jest idealne. Uważałbym tylko na korozję i dobrze obejrzał nadkola, także od wewnątrz, zanim wydałbym tę niebagatelną kwotę. Zwłaszcza że automatyczna konkurencja jest dosyć cienka. Jedna Micra z N-CVT, i to też niezbyt piękna, może Opel Corsa? Może, ale to nie automat typu klasycznego ani nie CVT, tylko skrzynia zautomatyzowana, czyli manual w którym biegi zmienia siłownik. Wiecie jak to działa. To działa tak, jakby koło was siedział inny gość, który miałby pod nogami pasażera sprzęgło i naciskał to sprzęgło i zmieniał bieg bez waszej zgody, według uznania. Można oszaleć.
Cokolwiek z logo KIA
Auta koreańskie, tak sprzed 15 lat, nie są może najpiękniejsze wizualnie. Zabezpieczenie antykorozyjne też takie średnie, na poziomie japońskim, czyli albo są dziury na wylot, albo jeszcze nie ma (sprawdzić czy nie Hyundai „Dziura w błotniku” Getz). Ale mechanicznie są znakomite. Można jeździć i jeździć, awarie właściwie się nie zdarzają. I tak naprawdę za te 5000 zł to trochę wszystko jedno co wybierzemy. Może być Picanto I generacji – fajny, wartki wóz. Silnik pracuje równo i cicho, zawieszenie sztywne nie wybite. Żyć nie umierać. Jest nawet, uwaga uwaga, Picanto z automatem (!!!), ale opis „brak rdzy” jakoś mi się kłóci ze zdjęciami. Poza tym jest jeszcze jedna sprawa. W przeciwieństwie do Fabii, Cinquecento czy Cuore, można kupić sobie Kię z klimatyzacją do 5000 zł. Albo – uważajcie – z automatem i klimatyzacją jednocześnie! To już właściwie luksus, w drodze do pracy nie musisz ani się pocić z gorąca, ani się pocić przy zmianie biegów. To jest jakieś. Tylko że chyba już nie za bardzo spełnia kryterium auta prostego i użytecznego, jest to grat dla miłośników graciarstwa.
Kontrowersyjne propozycje część dalsza
Lanos. Oszalałeś? Lanos za 4-5 tys. zł? To chyba ZE ZŁOTA! To prawda, przeciętny Lanos jest o wiele tańszy, ale jeśli ktoś chce kupić samochód w bardzo dobrym stanie, to niestety warto wydać nieco więcej. Inna rzecz, że Lanosów w tej cenie na rynku brakuje, większość jest zużyta i za grosze. Problem w tym, że Lanos nie był taki zły i wiele osób wspomina go jako „nie do zabicia”.
Ten jest niby fajny, ale strasznie biedna wersja. 1.4 8V z gazem, nawet bez airbagu. Przypomina o czasach, gdy Polakom pchano byle co, byle było tańsze. Ten biały kruk wśród Lanosów też wypasem nie grzeszy, w dodatku jest sedanem, ale przynajmniej silnik to 1.5. A jeśli już trafi się Lanos z poduchą i klimą, to ma przebieg 360 tys. km czy coś i nie zaryzykowałbym polecenia go jako auta, którym bezstresowo dojedziesz do pracy. Jeśli już polecać coś z dużym przebiegiem to jakiegoś Mercedesa, ewentualnie takie Volvo – to skubane nie chce rdzewieć, silnik jest też niezniszczalny, tyle że kryterium tanich napraw i części jest tu tylko średnio spełnione. Przy okazji obczajcie te zdjęcia, to jest nowa jakość!
Zwykli ludzie jeżdżą Volkswagenami
W końcu Volks-wagen... wiadomo. Mamy grać bezpiecznie, więc zostajemy przy Golfie. Oczywiście za ten szmal interesuje nas Golf czwórka, bo trójka to po prostu zgnilizna (choć wizualnie znacznie bardziej mi się podoba). Problem w tym, że Golfów za 4-5 tys. jest siedemset sztuk i nikt nie obejrzy wszystkich. Trzeba ustalić jakieś minimalne kryteria, żeby zachować rozum i godność człowieka. Przede wszystkim: nie trzydrzwiowy, bo takie nadwozie ma sens w Seicento, a w Golfie nadaje się co najwyżej dla zwierząt (wchodzą przez bagażnik), po drugie: nie 1.9 TDI, bo za dużo kłopotu i po trzecie nie 1.4, bo jakbyśmy mieli jeździć 1.4, to szybciej byśmy doszli na piechotę do tej pracy. No to zobaczmy...
Już tytuły ogłoszeń zdradzają, że będzie ciekawie. Tego szukasz! – krzyczy sprzedający. Nie, nie szukam auta niezarejestrowanego. Następny. Rok temu remont blacharki i już sprzedaje. How about no. Następny. No ten ewentualnie pasuje nam na samochód-widelec. Na wszelki wypadek nie ma za bardzo opisu. Wymieniono akumulator. No to faktycznie GRUBO DOINWESTOWANY WÓZ. Bo gdyby nie wymieniono, to pewnie by nie odpalał. No to może ten. Warto zwrócić uwagę, że są dwa rodzaje silnika 1.6, tj. 1.6 102 i 1.6 105 KM, i one są inne i niezamienne ze sobą. Tak żeby było trudniej.
Jestem fanem tego ogłoszenia: sprzedajesz auto „nieuszkodzony silnik” ale na wszelki wypadek ma podpiętą linkę holowniczą. Tu nie ma nic do oglądania, proszę się rozejść. Ten ma dla odmiany śliczny kolor, jednak od opisu szumi mi w głowie. Bez wątpienia jednak kto szuka, ten znajdzie sobie wymarzonego Golfa IV. Tylko oglądajcie dobrze progi, nadkola i takie inne, bo on naprawdę całkiem żwawo rdzewieje.
Zostaje jeszcze Toyota
Jestem przerażony liczbą Yarisów w cenie od 4 do 5 tys. zł. Jest ich aż 175! To niestety sprawia, że nie ma co dłużej szukać zwycięzcy tego przeglądu. Znam wiele osób, które nie interesują się motoryzacją, a muszą jeździć samochodem (nie tylko w czasie pandemii), lub przynajmniej autem do komunikacji miejskiej w celu przesiadki. Ich samochody to: Yaris, Yaris, a także Yaris. Popularnym wyborem jest też Yaris. Wiele z tych osób pisze do mnie, jak coś im się z tym Yarisem stanie, i na szczęście są to rzadkie przypadki. Ale niestety, wszystko wskazuje na to, że zupełnie niepotrzebnie pisałem resztę tego przeglądu, ponieważ jego ostatecznym zwycięzcą zostaje Yaris.
Jeśli nigdy nie jeździliście Yarisem jedynką, to przejedźcie się. Z jednej strony wcale nie jest to nudny wóz. Jest wręcz całkiem ciekawy z tymi cyfrowymi zegarami, które sprawiają wrażenie głębi. Przy okazji zaskakuje też swoimi rozmiarami. In minus, jakby kto pytał – to naprawdę malutkie auto, niewiele większe od VW Up-a. Przy okazji warto wiedzieć, że jeśli tylko tylna klapa jest pordzewiała, to całkiem niezła wiadomość. Oraz że Yarisy występują w najdziwniejszych konfiguracjach, włącznie z popularnym zestawieniem: jest klima, ale nie ma wspomagania kierownicy.
Rzućmy okiem na jakieś oferty. Poliftowy, trzydrzwiowy, od prywatnego właściciela. Pierwszy raz widzę żeby sprzedający zachęcał do kontaktu przez SMS. Dziwne. Ten ma 5 drzwi i ubogi opis, ale wygląda nieźle. No i to jest 1.3, a wiecie co to znaczy. Tyle samo kosztuje przedliftowy 1.0 od pani Izy z Tuszowa z tymi zderzaczkami-fartuszkami. Ten fartuszek pod zderzakiem to metal, który z czasem malowniczo zachodzi rdzą. Uwaga - nawet jeśli te zderzaki są pod kolor, to fartuszek i tak jest metalowy.
Na bardziej wymagających czeka Yaris ze zautomatyzowaną skrzynią MMT. Fajnie, że nie trzeba zmieniać biegów, ale znów – to zrobotyzowany manual, tylko o rybi kłak lepszy niż ten z Opla. Kup to jeśli musisz, np. nie masz lewej nogi lub w inny sposób przymusza cię do tego stan zdrowia. W przeciwnym razie zostań przy manualu. Właściciel ma 69 lat. To ważne, bo jakby miał 68 albo 70 to już bym nie chciał, interesuje mnie tylko 69.
A jeśli na myśl o Yarisie wzdrygasz się albo masz irracjonalne opory typu „TO JEST DAMSKI SAMOCHÓD”, to jako prawdziwy mężczyzna (wódka, polowanie, czasem jakaś bójka) musisz nabyć sobie sedana. I oto jest, piękny sedan marki Toyota, 80% afrykańskich kierowców nie może się mylić. Dojedziesz nim do każdej pracy, np. z Kinszasy do Brazzaville i z powrotem.