REKLAMA

Poniedziałkowy przegląd ofert: klasa premium bez „automatu”

Automatyczna skrzynia biegów to już standard wśród kilkuletnich samochodów tzw. segmentu premium. Ale co poradzić, kiedy ktoś chciałby taki wóz, ale woli sam zmieniać biegi? W tym celu musi przeczytać ten przegląd ofert.

Poniedziałkowy przegląd ofert: klasa premium bez „automatu”
REKLAMA
REKLAMA

Dostałem ostatnio list od czytelnika, w którym pytał mnie co kupić – samochód ma być osobowy, niechętnie SUV. Marka? Audi, BMW, Lexus, Mercedes, Infiniti, na Porsche raczej autora nie stać, może być natomiast Volvo, w ostateczności Jaguar. W każdym razie ma być kilkuletnie i renomowanej marki z tzw. segmentu premium, co ma gwarantować trwałość, świetne materiały i łatwą odsprzedaż. Zastrzeżenie było jedno: ręczna skrzynia biegów. Poprzednio miał coś z DSG i to DSG osiem razy wybuchło i raz spłonęło, albo na odwrót – w każdym razie „niesmak pozostał”. Zobaczmy, co smacznego można znaleźć w klasie premium ze skrzynią obsługiwaną ręcznie. Budżet? Pięciocyfrowy, czyli maks. 99 999 zł.

Większość A6 C7 ma oczywiście automatyczną skrzynię biegów S Tronic. Większość egzemplarzy ze skrzynią manualną to dwulitrowe diesle. Pan Konstanty ma jednak coś specjalnego. Białego sedana 3.0 TDI z ręczną skrzynią biegów. To prawda – ten samochód jest w ubogiej wersji i jego „premium” ogranicza się do mocnego silnika i prestiżowej marki Audi. To jednak typowa sytuacja gdy chodzi o duże auta z „manualem”. Przeważnie są to podstawowe wersje. W sumie o Audi A6 C7 nie słyszałem do tej pory jednoznacznie złych opinii od właścicieli. Ma skomplikowaną elektronikę, ale które auto w tej klasie jej nie ma. Pracuje tu silnik 3.0 TDI o mocy 204 KM, który należy do rodziny EA897. To nie jest ten sam silnik co w C6 – zostało wprowadzonych bardzo wiele modyfikacji, uproszczono i podniesiono trwałość łańcucha rozrządu, emituje też czystsze spaliny. Oczywiście nadal jak się wejdzie na forum A6, to pierwszy z brzegu temat o silnikach wysokoprężnych pełny jest złych opinii o 3.0 TDI. Rzekomo nagminnie psują się w nim wtryskiwacze i rozciąga się rozrząd. Problem w tym, że piszą to mechanicy, którzy mają do czynienia tylko z samochodami zepsutymi. Nie demonizowałbym tych opinii. Jeśli nie przeszkadza ci biały kolor – niezła oferta.

Audi A6

Pozostajemy w temacie białego sedana. Jest jakieś upodobanie do koloru białego u ludzi zamawiających duży wóz z nie-automatyczną skrzynią biegów. BMW kojarzy się ze sportem, więc oferuje skrzynię ręczną nawet w mocnych wersjach. Tu jednak pod maską pracuje typowy, czterocylindrowy diesel. Wąski ekran systemu multimedialnego zdradza, że to także nie jest najbogatsza wersja, ale przynajmniej – w przeciwieństwie do Audi – ktoś zainwestował w skórzaną lub „ekoskórzaną” tapicerkę, podczas gdy w Audi mamy „szmatę”. Ja wolę auta bez skóry – ale co kto lubi.

O ile nie słyszałem jednoznacznie złych ocen Audi A6 C7, o tyle znam 2 osoby, które na dźwięk słów „BMW F10” dostają wysypki albo zaczynają histerycznie szlochać. Obie z tych osób miały diesla 2.0 z „automatem” i w obu przypadkach nie było sposobu dojść do ładu z elektroniką. Problemy sprawiał układ Active Steering, układ oczyszczania spalin itp., w każdym razie laweta kursowała tam i z powrotem stosunkowo często. Czy to znaczy, że należy skreślić ten wóz w całości? Nie wydaje mi się, tysiące sztuk F10 jeżdżą na co dzień, pokonują kilometry i nie sypią się jak kamienice w Łodzi. Ponadto jak ktoś ma do wydania kilkadziesiąt tysięcy na BMW, to odżałuje parę groszy na bimmer-check.com, sprawdzą mu profesjonalnie i będzie wiedział, co kupuje. Przy okazji – niedawno rozmawiałem z mechanikiem z ASO BMW, powiedział że po akcji serwisowej na rozrząd w dwulitrowym dieslu N47 problemy z łańcuchem ustały i łańcuch wytrzymuje nawet 300 tys. km. To F10 wydaje się mieć niezłą cenę. Może nikt nie chce BMW serii 5 z ręczną skrzynią?

BMW serii 5

Bardzo trudno kupić Jaguara z ręczną skrzynią biegów. XF, XJ – odpadają. F-Pace jest za drogi, choć występuje z ręczną przekładnią. Można ewentualnie zapolować na XE. XE niestety nie jest zbyt udanym modelem angielsko-indyjskiej marki. Tzn. nie mogę mu niczego zarzucić jakościowo, bo jest za nowy. Po prostu zadebiutował za późno, wygląda za staro, jest zbyt mało atrakcyjny i zbyt mało luksusowy, żeby móc konkurować w tej klasie. Owszem, znalazłem wariant z dwulitrowym dieslem i ręczną skrzynią biegów, ale jechałem raz Jaguarem XE (dosłownie przez kilka minut) i zrobił na mnie jednoznacznie niekorzystne wrażenie: samochodu, który zrobiono bez pomysłu innego niż „zmniejszmy XF-a i wywalmy trochę wyposażenia”. W tej klasie liczy się charakter, styl i lans – osiągi i dobra cena to za mało. No ale być - jest. Jako ciekawostkę powiem, że ten diesel 2.0 to własna konstrukcja Jaguar-Land Rover. Dobrze, że minęły czasy silników Forda.

Jaguar XE

Wrzucam tu ten samochód jako ciekawostkę – taka konfiguracja jak benzynowe V6, tylny napęd i ręczna skrzynia biegów to naprawdę rzadkość. Mało kto raczej decyduje się na Infiniti, a szkoda, bo to auto jeździ praktycznie tak, jak Nissan 350Z. Układ napędowy jest bardzo podobny. Niestety, występuje problem z serwisowaniem tego samochodu w naszym kraju i dostępem do części. Sieć stacji autoryzowanych jest znikoma, oferta zamienników jeszcze znikomsza, a nawet zdarza się że warsztaty niezależne wyspecjalizowane w autach japońskich nie chcą brać do ręki takiego Infiniti. Samochód dla ludzi, którzy mają nieskończoność czasu na poszukiwanie zaufanego mechanika. Nie znaczy to, że się psuje. Wręcz przeciwnie, to solidna konstrukcja, ale niektóre drobiazgi do niego będą nadzwyczaj trudne do kupienia.

Infiniti G37

Ten samochód trochę odstaje od reszty. Jest po prostu mały. I dość tani – ten model, mimo najwyższej renomy marki w Polsce, nie przyjął się jakoś szczególnie i nie budzi większego zainteresowania. Nie ma jednak innego rozsądnego Lexusa z ręczną skrzynią biegów, a nawet prezentowana konfiguracja 2.5 V6 z „manualem” to ewenement. Taki Lexus nawet mnie, fana japońskiej motoryzacji, nieszczególnie zachwyca. Panuje w nim ciasnota, wnętrze wygląda co najwyżej średnio. Jeździ bardzo dobrze, a w połączeniu z silnikiem 2.5 V6 zaskakująco mało pali – ok. 10 l/100 km w ruchu miejskim. Był też patologiczny model IS220d z dieslem 2.2 D-CAT i ręczną skrzynią biegów, ale Lexus z dieslem to już tak zły pomysł, że można go tylko przemilczeć. Wysokie koszty serwisowania sprawiają, że jazda takim Lexem może być droższa niż turlanie się Audi A6 z podobnego rocznika. Mimo wszystko Lexus nie jest marką dla ludzi lubiących mieszać dźwignią.

Lexus IS

To naprawdę dobra oferta. Wielkie kombi, diesel słynący z trwałości i ręczna skrzynia biegów. Do tego to Mercedes, więc dostaje u mnie dodatkowe punkty „za pochodzenie”. Klasa E W212 w odmianie kombi ma bagażnik tak gigantyczny, że można by do niego włożyć Audi A6 i BMW serii 5, i jeszcze zostałoby trochę miejsca. Jakościowo ten samochód zyskuje niemal same najwyższe oceny. Oczywiście i tu przytrafiają się drobne awarie – np. w silnikach benzynowych łańcuch rozrządu poddaje się po ok. 250 tys. km, jeśli jest zawieszenie pneumatyczne to potrafi czasem się popsuć – ale to nadal znakomity samochód.

Zachęcający jest też opis, przynajmniej do pewnego momentu. Salon Polska, pierwszy właściciel, dokumentacja. To brzmi świetnie. Ale dlaczego sprzedający zabrania dzwonić do siebie osobom, które mają od niedawna prawo jazdy? Czyżby ich pieniądze były mniej warte niż osób, które egzamin zdały wiele lat temu? Nie mogę pojąć psychiki niektórych sprzedających. Pozostaje jeszcze kwestia mocy silnika. W żadnym katalogu jaki mam nie znalazłem odmiany 180 KM. 170 KM – owszem, tak. Może być jeszcze wersja 136-konna lub 204-konna. Sprzedający jeździ tym autem tyle lat i nie wie ile ono ma mocy? Dziwne. Ale i tak mi się podoba bardziej niż powinno.

Mercedes klasy E

Lubię takie ogłoszenia. Ku mojemu zadowoleniu, pojawia się ich coraz więcej. Chodzi o opis pisany przez właściciela. Podaje on jak ma na imię (to nie ma znaczenia, ale budzi zaufanie), opisuje jak długo jeździł tym autem, co w nim wymienił i takie tam. Porównajcie to z opisami od handlarzy, którzy opisują, jak dany samochód ich zdaniem wygląda, np. PIĘKNY LAKIER albo BARDZO WYGODNE WNĘTRZE i zastanówcie się, co lepiej kupić. Ja wolę auto z większym przebiegiem, ale lepiej udokumentowanym.

Przejdźmy jednak do Volvo S80. Auto samo w sobie nie jest zbyt ciekawe. Warto jednak zwrócić uwagę, że liczba silników, która była tu dostępna, zakrawa na szaleństwo. Ci biedni klienci nie mieli szans nic z tego zrozumieć. Tu mamy do czynienia z dwulitrowym dieslem, ale po 2011 r. – czyli jest to wersja o pięciu cylindrach w postaci zmniejszonego 2.4. Niektórzy narzekają na ten silnik. Twierdzą, że nie jest tak trwały jak 2.4. Mój znajomy ma V70 z tym silnikiem i ocenia je co najwyżej średnio. Za średniość oceny odpowiadają problemy ze skrzynią automatyczną, które w opisywanym egzemplarzu nie mają szans wystąpić. Ciekawa oferta, jeśli ktoś przede wszystkim szuka dużego wnętrza z ładnych materiałów, a prowadzenie przy prędkościach autostradowych nie jest jego największym zmartwieniem.

Volvo S80

I na koniec coś poza tradycyjną kolejnością alfabetyczną, coś dla prawdziwych oryginałów...

Bardzo mała liczba wykonanych egzemplarzy. Skomplikowana elektronika i „hydropneumatyka” sterowana elektronicznie. Nadwozie typu „ogromny fastback” z wklęsłą tylną szybą i malutką klapą bagażnika. Dziwne proporcje. Przedni napęd. Czy to klasa premium? Nie wiem, ale to na pewno wielki, luksusowy samochód za małe pieniądze, który docenią ludzie przedkładający oryginalność nad osiągi czy bezwzględną niezawodność. W tej chwili zrobiło się już tak, że nie masz szans na zebranie uznania podjeżdżając BMW serii 5. Jedyne, co możesz usłyszeć na swój temat to „o, bogacz” albo „eee, leasingowa”. Obie te rzeczy będą wypowiedziane z pogardą. Na temat Citroena C6 nie usłyszysz nic takiego. Raczej zostaniesz uznany za oryginała z klasą.

REKLAMA

Co warto wiedzieć? Na pewno to, że hydropneumatyka w 2.2 HDi jest prymitywniejsza niż w modelach V6. Może to i dobrze. Francuzi nie powinni produkować rzeczy zbyt skomplikowanych. Warto też przeczytać poradnik kupującego C6 – być może najbardziej sensowny tekst zamieszczony kiedykolwiek na portalu francuskie.pl. Z mojej strony: lepiej kupić dziwny samochód i zebrać doświadczenia z nim związane, niż całe życie jeździć czymś śmiertelnie nudnym. Jak to mówią po francusku: if it's good, it's wonderful. If it's bad, it's experience.

Citroen C6
REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA