Prototypy z przeszłości: Saab EV-1 miał dwulitrowy silnik, przedni napęd i osiągi Lamborghini Countacha
W dzisiejszym odcinku niedzielnego cyklu przeniesiemy się do czasów, w których litery EV wcale nie oznaczały pojazdu elektrycznego, a „eksperymentalny”. Będzie to też wycieczka do czasów świetności szwedzkiej marki dla architektów i lekarzy.
W tym roku mija siedem lat, odkąd zakończono produkcję Saaba 9-5 ostatniej generacji. Tę datę uznaje się za koniec historii marki Saab. Owszem, później nowy właściciel praw do nazwy, czyli spółka NEVS, na chwilę „wskrzesiła” model 9-3, produkując krótką serię egzemplarzy. Co jakiś czas mówi się, też że firma lada chwila powróci z ofertą aut elektrycznych. Ale chyba nawet najwierniejsi fani marki nie mają już złudzeń: to nie będzie to samo. Saab, którego pokochali, po prostu umarł.
Mimo wszystko, miłośnicy tych szwedzkich wozów nadal są sporą, zgraną grupą. Organizują spotkania, piszą na internetowych grupach dyskusyjnych i pozdrawiają się na ulicy. I chociaż za kierownicą Saaba coraz trudniej spotkać architekta albo lekarza (ci wolą już Audi albo Volvo), kupno auta z Trollhättan nadal jest sposobem na wyróżnienie się. Teraz nawet bardziej niż kiedyś: bo Saabów z każdym rokiem robi się na ulicach coraz mniej.
Cofnijmy się jednak do roku 1985…
To był dobry czas dla tej firmy. Model 900 świetnie przyjął się na rynku. Mówiło się o nim „Built like a Merc, safe as a Volvo and so much cooler than a BMW” – czyli „Wykonany jak Mercedes, bezpieczny jak Volvo i o wiele fajniejszy od BMW”. Do tego chwilę wcześniej wprowadzono też Saaba 9000, który miał zasiać ziarno niepewności u tych, którzy planowali kupić bawarską serię 5.
Saab miał więc budżet i możliwości, by stworzyć szalony prototyp. A ponieważ takie lubię w tym cyklu najbardziej, pora go przedstawić.
Oto EV-1.
Przywykliśmy do tego, że skrót EV oznacza w dzisiejszych czasach „Electric Vehicle”. W 1985 roku nazwano tak jednak Pojazd Eksperymentalny, czyli Experimental Vehicle. To chyba najbardziej „lotniczy” z Saabów. Właściciele wozów tej marki podobno mówią czasami o sobie per „piloci”, ale dopiero w EV-1 można było poczuć się jak za sterem prawdziwego samolotu. Co prawda większość części pochodzi tu z modelu 900 Turbo 16V, ale stylistyka była jedyna w swoim rodzaju. Odpowiadał za nią Björn Envall, który stworzył pierwszy, gliniany modelik tego wozu na blacie własnej kuchni.
Najbardziej charakterystycznym elementem tego samochodu – oprócz jego sylwetki samej w sobie – była przeszklona górna część nadwozia. Wykonano ją z brązowego, odpornego na nagrzewanie się szkła, a na dachu zainstalowano panele słoneczne. Zgromadzona w ten sposób energia służyła do zasilania układu chłodzenia kabiny. Podobny pomysł znalazł zastosowanie w Audi A8, ale oczywiście było to wiele lat później.
Nadwozie było lekkie i wykonane z nowoczesnych materiałów. Do jego budowy zastosowano m.in. kevlar, włókno węglowe i włókno szklane. Jak przystało na Saaba, zadbano też o wysoki poziom bezpieczeństwa.
We wnętrzu: debiut systemu Night Panel.
Ten lubiany przez miłośników Saabów (choć, szczerze mówiąc, nie do końca wiem, skąd te zachwyty…) gadżet pojawił się po raz pierwszy właśnie w EV-1. Chodzi o to, że podczas jazdy nocą na zestawie wskaźników podświetla się tylko prędkościomierz i to w ograniczonym zakresie, by nie rozpraszać kierowcy. Jest to pomysł zaczerpnięty (a jakże) z lotnictwa. Do produkcji seryjnej trafił w modelu 900 NG.
Ciekawym elementem wnętrza tego Saaba były także cztery siedzenia „pożyczone” z… Chevroleta Corvette. Myślicie, że to przerost formy nad treścią? Nic bardziej mylnego!
EV-1 był niesamowicie szybkim samochodem.
Przyspieszenie do 100 km/h zajmowało temu autu tylko 5,9 s. Przypomnę, że jesteśmy w roku 1985. To tyle samo, ile na osiągnięcie pierwszej setki potrzebowało Lamborghini Countach LP 400 S i niewiele gorzej niż w przypadku Ferrari Testarossy. O ile jednak włoskie supersamochody miały pod maską mocarne V12, Saaba EV-1 napędzał… czterocylindrowy silnik turbo. Moc wynosiła tu 285 KM, a prędkość maksymalna sięgała 270 km/h. Napęd był przekazywany na przód, co w tamtych czasach z pewnością rodziło uzasadnione wątpliwości, jeśli chodzi o trakcję.
Można jednak powiedzieć, że Saab EV-1 był jednym z protoplastów dzisiejszych bardzo mocnych, czterocylindrowych przednionapędówek, które potrafią napsuć krwi właścicielom „pełnoprawnych” aut sportowych.
Ale EV-1 nie miał szczególnej szansy się wykazać.
Właściciele Countachów i Ferrari mogli spać spokojnie. Saab EV-1 nie trafił do seryjnej produkcji. Zresztą nie było nigdy takich planów. Powstał tylko jeden egzemplarz. Zagrał w jednej scenie legendarnego „Powrotu do Przyszłości” i trafił do muzeum.