REKLAMA

Motoblender 44/2019: nazwa Mustang to DOBRO WSPÓLNE

W związku z pojawiającymi się komentarzami informuję, że wszystkie Motoblendery od początku roku są tej samej długości i mają zawsze 1100-1150 wyrazów. Nie ma krótszych i dłuższych. Ale pokazuje to jak łatwo rozsiewać fałszywe wiadomości.

motoblender
REKLAMA
REKLAMA

Zacznijmy więc od interesującej recenzji filmu Lemans'66. Autorka nie posiada się z oburzenia. Film o postaciach historycznych, które były białymi heteromężczyznami, przedstawia ich jako białych heteromężczyzn! Niedopuszczalne. Przecież mamy 2019 rok, nie kręci się już filmów o białych heteromężczyznach jeżdżących samochodami. Nawet jeśli chcemy przedstawić w sfabularyzowanej formie jakieś wydarzenia historyczne, to należy je poddać dywersytyzacji. Białych mężczyzn zastępują Kobiety Pigmentu, z samochodów robimy rowery, a do wszystkiego dodajemy jakiegoś białego mężczyznę jako arcyzłą postać, która w ostatniej scenie nie ginie, tylko jest publicznie upokorzona. Uwaga, mam nawet idealną kandydatkę, która powinna była zagrać Carrolla Shelby. W sumie Carroll Shelby ma nawet żeńskie imię, więc pokazywanie go jako mężczyzny jest dowodem na wstecznictwo.

Jennie możecie kojarzyć z teledysku „Shape of you” Edda Sheerana. Naprawdę jest spoko, wolałbym oglądać ją od Matta Damona. A teraz już przejdźmy do motoryzacji.

Premier zapowiada pierwszeństwo pieszych przed wejściem na przejście

I parę innych zmian w swoim expose z wtorku. Proszę, zapraszam, wprowadzajcie – tylko rozsądnie. W obszarze zabudowanym i z zastrzeżeniem, że pieszy i tak musi się rozejrzeć zanim wejdzie na pasy. Chodzi o to, żeby pieszego nie potrącił na przykład pojazd uprzywilejowany, który legalnie przekracza prędkość. Premier zapowiedział też, że po buspasach mogłyby jeździć samochody prywatne, jeśli wiozą minimum 4 osoby. Doskonały plan, jestem 101% za. A jak już te prywatne samochody będą mogły jeździć po buspasach, to może ktoś w końcu zajmie się wywaleniem z nich taksówek, które zupełnie nie wiem z jakiej racji się po nich przemieszczają. Uważam to za skandal, że pojazd wiozący jednego pasażera ma takie samo prawo jak pojazd wiozący 70 pasażerów. Nie do wiary, jak uprzywilejowaną pozycją cieszą się w Polsce taksówkarze.

Premier zapowiada też jakieś nowe opłaty dla tych, którzy powodują wypadki. Zauważyłem, że jest to powszechnie wykorzystywana metoda. Wprowadzamy jakąś opłatę, która ma zasilać jakiś fundusz. Fundusz oczywiście może ponosić tylko wydatki celowe. Za jakiś czas orientujemy się, że na koncie funduszu jest sporo forsy, z którą nie ma co robić, więc przesuwamy ją po prostu na inne wydatki. Albo opcjonalnie wersja druga: fundusz ma hajs, więc organizuje np. międzynarodową konferencję w sprawie bezpieczeństwa ruchu drogowego, podczas której zamawiane jest drogie żarcie, a wóda leje się strumieniami. Fundusze nie poprawiają żadnej sytuacji w żadnej dziedzinie, służą tylko pozyskiwaniu szmalu. Ale to pewnie premier dobrze wie.

Jest oficjalna petycja o zmianę nazwy Ford Mustang Mach-E

Śmieszne, jak fani Mustanga uważają, że nazwa Mustang należy do nich i w związku z posiadaniem przez nich produktu o takiej nazwie mają jakieś prawo do dysponowania tą nazwą. Jeszcze zabawniejsze, jak piszą petycję, że oni nie życzą sobie, żeby szargać dobre imię Mustanga, nadając to miano 5-drzwiowemu crossoverowi na prąd. Oczywiście można ich zlekceważyć – Ford może nazwać Mustangiem co tylko chce. Może zrobić następcę Ka o nazwie Mustang Ka i guzik nam do tego. O słuszności tego ruchu zadecydują klienci, którzy albo dany produkt kupią, albo go nie kupią. Są przypadki, że zmiana nazwy wyszła na gorsze – np. mały samochód Mitsubishi zupełnie niepotrzebnie nazywa się Space Star, ale on nie sprzedaje się zbyt dobrze nawet tam, gdzie nazywa się Mirage.

W każdym razie tego typu petycje jedynie potwierdzają, że Ford zrobił bardzo dobrze, nazywając Mustanga Mach-E właśnie tak, ponieważ oznaczają, że nazwa Mustang budzi emocje. Jakby nazwał go Probe albo Thunderbird, to nie byłoby to samo. A tzw. diehard fans należy traktować raczej z dystansem, oni cię kochają dopóki robisz to czego oczekują, i nienawidzą jak tylko zrobisz coś więcej. Metalika skończyła się na kilemol itp.

Dobrze, że fani Lamborghini nie domagają się zmiany marki traktorów...

Ford Mustang Mach-E
O B U R Z A J Ą C E

Nawet nie wiedziałem, że jest takie państwo jak Eswatini

Wcześniej nazywało się Suazi lub Swaziland. To taki kawałek wydzielony w środku Republiki Południowej Afryki, podobnie jak Lesotho, tylko jeszcze gorsze. Eswatini zamieszkuje ok. 1,5 mln ludzi – mniej więcej tyle ile Warszawę. Eswatini ma bardzo niskie PKB, ok. 25% ludności płci męskiej jest zarażonych wirusem HIV, bezrobocie sięga 40%, a średnia długość życia dobija do 58 lat, co stawia ten kraj w ostatniej piętnastce państw świata. Ogólnie nie jest dobrze. Rządzi tam od 33 lat ten sam król Mswati III, zarazem najbogatszy obywatel Eswatini. Król ten słynie z tego, że nie czuje obciachu przed wydawaniem państwowej kasy na prywatne potrzeby. Ostatnio zamówił sobie 19 Rolls-Royce'ów, do kompletu z jego 20 Mercedesami-Maybach S600 w wersji Pullmann. Jednak żeby nikomu nie wydawało się, że Mswati jest biedakiem, do kompletu domówił sobie jeszcze 120 sztuk BMW 540 i X3 dla członków rodziny i dworu królewskiego.

Na pewno Rolls-Royce czy Maybach bardzo szanują króla Mswati III i mają go na liście swoich najlepszych klientów. O tym właśnie warto pamiętać, kiedy zachwycamy się nowym Rollsem, Bentleyem czy Lamborghini – nabywcami tych pojazdów są bardzo często ludzie, którzy swojej zamożności nie dorobili się pracą własnych rąk. W działach zamówień specjalnych z honorami wita się typów i typiary, którzy koszą hajs z kopalni diamentów w Kongo.

Rolls-Royce Cullinan Klassen

Holenderscy taksówkarze pozywają Teslę za wadliwy model S

Rzeczywiście jak wysiądzie się na amsterdamskim Schipholu (czyt. skipholu), to z każdej strony otaczają nas bezszelestnie pędzące Tesle Model S. Jest to najpopularniejsza taksówka lotniskowa w tym mieście – jeździ ich 167 sztuk. W leasing wzięła je firma Schipholtaxi, zatrudniwszy kierowców, którzy teraz zmagają się z problemami. Rekordzista, pan Samir, swoją Teslę naprawiał 33 razy w ciągu 3 lat. Wśród awarii wymieniono: niedziałającą regulację lusterek, nieskuteczne hamulce, korozję na elementach układu hamulcowego, niedziałający silnik, brak możliwości naładowania i odpadające drzwi.

Pikanterii sprawie dodaje następujący fakt: amsterdamskie Tesle kupiono z możliwością darmowego ładowania na Superchargerze, ale Tesla Europe wkrótce zmieniła zasady i lotniskowy Supercharger przestał być dostępny dla taksówek, a gdyby któraś tam wjechała, to wszyscy kierowcy zostaliby ukarani brakiem możliwości ładowania. Kierowcy ładowali swoje auta na innej ładowarce, nie wiedząc że Schipholtaxi musi za to płacić. Narzekali też, że aktualizacje oprogramowania gwałtownie zmniejszyły zasięg, czasem zaledwie do 200 km.

No ale zaraz. Czy holenderscy taksówkarze nie wiedzą, że po pierwsze Tesla to jest coś więcej niż samochód, to styl życia? No i przede wszystkim czy nie są świadomi że w SAMOCHODACH ELEKTRYCZNYCH NIE MA SIĘ CO PSUĆ?

motoblender
REKLAMA

Co możesz zrobić z wypożyczonym samochodem, zwłaszcza bardzo mocnym i szybkim? Wiadomo, upalać. Możesz rozbić go o drzewo, albo coś. Możesz stracić kaucję bez powodu, bo wypożyczający to oszust. Ale czy wpadłoby ci do głowy żeby wypożyczyć samochód, rozłożyć go na części w lesie, a potem te części próbować sprzedać? Nie? No to nie nadajesz się na mistrza zbrodni i nie możesz nosić koszulki „EVIL MASTERMIND”. Jak to mówią: możesz być cool, ale nigdy nie będziesz „wypożycz samochód i rozkręć go na części w celu sprzedaży”-cool. Tak właśnie zrobili mieszkańcy Poznania, którzy po wypożyczeniu Mercedesa A45 AMG zaczęli rozkładać go na kawałki, a zdemontowane fanty wkładać do Transita. W realizacji tego genialnego planu przeszkodziła im policja, która została zaalarmowana przez właściciela, mającego podgląd na lokalizację samochodu poprzez nadajnik GPS. Tak, ci geniusze nie wpadli na to, że auto może być monitorowane. Ja uważam, że nie należy ich karać, oni powinni być wykładowcami w Wyższej Szkole Przestępczości Zorganizowanej i Zbrodni – dzięki ich wykładom powstanie nowa, supernieudolna generacja przestępców, którzy z ogórkiem owiniętym skarpetką będą napadać na komisariat policji i domagać się wydania im Playstation oraz paczki czipsów.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA