REKLAMA

Motoblender 31/2019: FIAT PANDA EV ORI EXPANSION PACK ZOBACZ!!!

Dzień dobry, oto Motoblender. Cóż tam ciekawego zdarzyło się w motoryzacji w tym tygodniu? Jak zwykle będzie trochę o zyskowności, trochę o głupich pomysłach i trochę moich własnych subiektywnych opinii.

motoblender
REKLAMA
REKLAMA

Mój mózg zlasował się po przeczytaniu artykułu na AutoExpress

To taki angielski serwis motoryzacyjny należący do grupy Bauer Media. Niejaki Mike Rutherford napisał, że 500 mln dolarów rocznego zysku to za mało, żeby firma motoryzacyjna przetrwała. Martwi się przy tym przede wszystkim o Mazdę, która zapowiada że w 2019 r. zarobi ok. 472 mln dolarów. Podaje liczne przykłady zyskowności innych koncernów motoryzacyjnych – Toyota może liczyć na 11,7 mld dolarów. Volkswagen na 9,6 mld. Na drugim końcu znajduje się Kia, tylko 683 mln dolarów i właśnie Mazda. Pan felietonista jest szczerze zasmucony. Cóż to jest te niecałe 500 mln dolarów zysku? To prawie nic. To nie wystarczy, żeby firma przetrwała. Nie wkręcam Was, naprawdę jakiś dziennikarz martwi się o zyskowność wielkich koncernów.

No więc ja mogę się mylić, ale wydaje mi się, że ten zysk wypracowany przez koncerny jest zasadniczo dzielony między udziałowców. W przypadku Mazdy głównymi udziałowcami są duże japońskie banki, które w sumie mają kilkanaście procent tego koncernu. Ojojoj biedne banki! Mam ochotę je przytulić! Już widzę, jak wypracowany przez Mazdę a przetransferowany do banków zysk będzie służył czemuś pożytecznemu.

Mike Rutherford pisze, że przecież koncerny muszą być bardzo zyskowne, bo trzeba tak dużo inwestować w elektryfikację i samochody autonomiczne. Jednak wcale mi się nie wydaje, żeby zysk był inwestowany, sądzę raczej że risercz i diwelopment to zaplanowane koszty działalności, a nie działanie na zasadzie „zarobiliśmy coś, to może zainwestujmy”. Te 472 mln dolarów to po prostu prezent dla paru najbogatszych, taki tam drobny upominek. Ale może się mylę i 472 mln zysku nie pozwolą przetrwać na dzisiejszym rynku.

Amerykańskie dzbany od 4x4 zniszczyły 400 zasadzonych drzewek

Amerykanie i off-roading = rozróba. To już stała zasada. Niedawno zadymą skończył się zlot dżipiarzy, którzy głównie pili alkohol, powodowali wypadki i bili się między sobą. Tym razem trafili się kolejni miłośnicy rozjeżdżania przyrody, którzy znaleźli fajne miejsce do upalania. Upalali z takim zaangażowaniem, że zniszczyli 400 świeżo zasadzonych drzew. Z relacji osób odpowiedzialnych za plantację wynika, że miejsce było oznaczone i nie sposób było go pomylić z czymś innym, a ten kto rozjeżdżał drzewka, robił to specjalnie. Ponoć w stanie New Jersey trwa stała wojna między fanami off-roadu a ekologami. A teraz uważajcie: kibicuję ekologom. Drzewa > samochody. I co teraz?

Nissan GT-R może przetrwać do 2027 r.

To dość długo, biorąc pod uwagę że zadebiutował w 2009 r. Bardziej mnie interesuje czy ten samochód jeszcze w ogóle się sprzedaje. Sprawdziłem na carsalesbase.com dane dla rynku amerykańskiego i wygląda na to, że w ciągu zaledwie 3 lat GT-R zaliczył 50-procentowy spadek sprzedaży na rynku amerykańskim. Rocznie schodzi mniej niż 600 sztuk, a jeszcze w 2014 r. było to ponad 1400 sztuk. Zastanawiam się więc, po co w ogóle utrzymywać ten pojazd w produkcji. Tzw. halo nie trwa aż tak długo, żeby opłacało się rąbać tego samego GT-Ra do 2027 r. Raczej proponowałbym sprokurować jakiś supersamochód elektryczny zgodnie z aktualną modą, coś na kształt R390, tylko na baterie, i wtedy znowu będzie szum, i znowu ludzie będą kupować. W 2027 r. GT-R będzie już tak wolny, przestarzały i śmierdzący, że będzie można rozważać go co najwyżej dla beki.

Nissan GT-R R35

Porsche ustanowiło rekord nieistniejącego toru

Pozostając w klimacie beki: Porsche Cayenne w wersji Hybrid ustanowiło rekord „okrążenia” na torze Gotland Ring w Szwecji. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że tor jest nieukończony i Porsche jechało częściowo po szutrówce. Ale media odnotowały, darmowa publikacja odhaczona, kliki poleciały, a to że całość jest całkowicie bez sensu, nikomu nie przeszkadza. Mamy więc do pobicia kilka kolejnych rekordów. Na przykład ja mogę przejechać na motorowerze jeszcze niezaplanowany tor wyścigowy pod Skierniewicami. Będę jechał po klepisku, więc chwilę może mi zająć. W podobnym klimacie jest też wysyłanie Roberta Kubicy na tor Formuły 1 w niedokończonym bolidzie.

Jaguar awanturuje się o definicję słowa „samochód”

Poszło o to, że w słowniku angielskim „car” oznacza pojazd napędzany silnikiem spalania wewnętrznego. A przecież są samochody o innym rodzaju napędu, jak na przykład elektryczne, w tym wspaniały Jaguar i-Pace. I czy on, taki wspaniały Jaguar, nie jest samochodem? Toż to elektrofobia, spalinizm i tłokowy patriarchat. Jaguar wzywa do włączenia się w akcję #redefinethecar (zredefiniujmy samochód). Wiadomo bowiem, że bez zmiany definicji słownikowej samochód elektryczny nie jest w pełni samochodem. W Słowniku Języka Polskiego PWN mamy taką definicję: "pojazd na kołach napędzany silnikiem, służący do przewozu osób lub ładunków". I proszę, można? Polska znowu w awangardzie, rozpoznaje elektryczną mniejszość i czyni swą definicję bardziej inkluzywną. Mam tylko nadzieję, że nie każą wprowadzić nowych zaimków dla samochodów elektrycznych, albo innej odmiany rzeczownikowej, żeby podkreślić ich elektryczność. Tymczasem w Anglii przydałaby się po prostu jakaś parada elektrycznej równości.

W Japonii Toyota będzie montować specjalną grzyboblokadę

Na razie tylko do Priusa, ale do każdego nowego, a do starszych za opłatą równą 470 dolarom. Chodzi o system, który nie pozwoli wjechać w przeszkodę po pomyleniu pedału gazu z hamulcem. Jeśli samochód wykryje, że wciskasz gaz zamiast hamulec, a przed autem znajduje się przeszkoda, to odetnie dopływ energii do kół i nie dojdzie do kolizji. Genialne, zwłaszcza że nabywcami Priusa w Japonii są osoby starsze, a im coraz częściej zdarza się pomylić pedały. W sensie gaz z hamulcem. Gorzej, że Toyota rozciągnęła działanie tego systemu na wduszenie pedału gazu do końca także wtedy, kiedy przed autem nie ma żadnej przeszkody. Trudno mi więc wyobrazić sobie bezstresową eksploatację takiego samochodu, bo z funkcji „gaz do dechy” korzystam codziennie, kiedy muszę się włączyć do ruchu na 6-pasmową ulicę z drogi osiedlowej. Trochę straszne.

Fiat skupi się na małych samochodach

REKLAMA

Panda, której IV generacja pojawi się w 2021 r., będzie mieć wersję elektryczną z modularnymi akumulatorami. Każdy z nich będzie zapewniał zasięg 100 km, bazowa wersja będzie mieć jeden, a najbogatsza pięć. Widzę problem: ludzie będą kupować wariant bazowy, a następnie powstaną zamiennikowe, dużo tańsze „battery packi” do Fiatów, dzięki czemu zasięg będzie można sobie zwiększyć w każdym momencie i to pewnie niewielkim kosztem. Nie wspominając już o tym, że na rynku wtórnym będą do kupienia idealne moduły akumulatorowe „z demontażu”. Już widzę te ogłoszenia „FIAT PANDA EV 4 ORI MODUŁY” albo „EXPANSION PACK DO PANDY EV NOWY NIE CHINY ZOBACZ!!!!”.

Ale najważniejsze jest to, że Fiat zaanonsował, że skupi się na małych samochodach z rodziny 500 i Pandy. Aha. A teraz robi co? Bo trochę nie wiem czym to się będzie różniło od aktualnej sytuacji. Wycofano Punto, z wielu rynków wycofuje się Tipo, następcy nie doczeka się 500L, za to ma być 500-tka kombi pod nazwą Giardiniera. Uwielbiam wszystkie plany projektowo-produktowe Fiata, z których wynika, że jak tylko okroją swoją gamę do 2 modeli, to właściwie podbiją Europę i świat. A właśnie, ten typ z początku Motoblendera nie napisał nic o zyskowności Fiata.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA