REKLAMA

Pojechałem do Gdyni po grata. To Mazda 323 „GAY”, którą dostałem w prezencie

Co jest lepsze od kupienia sobie kolejnego grata? Dostanie go w prezencie. Za to wyprawa po niego mnie zawiodła.

mazda 323 motobieda
REKLAMA
REKLAMA

O tym, że graciarstwo jest jak uzależnienie już pisałem. Dawno (czytaj miesiąc lub dwa) nie pojechałem po żaden złom, więc mnie świerzbiło. Na szczęście kilka dni przed świętami dostałem telefon. Dzwonił do mnie jeden z widzów mojego kanału, Adrian. Miał numer, bo wcześniej rozmawialiśmy o zabudowie typu kamper do Poloneza Trucka. Wtedy nie wyszło, a teraz miał dla mnie coś innego.

Otóż jak się okazało handluje autami i w jego ręce wpadł japoński grat - Mazda 323 hatchback z 1991 r. na czarnych blachach. Powiedział wprost, że nie spodziewa się na niej zbyt dużego zarobku, bo raczej nikt jej nie kupi, a szkoda złomować, bo jest w zaskakująco przyzwoitym stanie. Nie mogę powiedzieć, bym był jakimś wielkim fanem japońskich złomów, ale zmysł graciarza dał o sobie znać. Automatycznie powiedziałem, że jestem zainteresowany. Brawo Koziar, zastaw cały parking pod blokiem zbędnym złomem.

mazda 323 motobieda

Nie taka zła ta Mazda.

Mazda jakoby miała nie być zbytnio zgnita (cuda się zdarzają), a do tego mało zużyta. Niestety, to wersja z wolnossącym dieslem 1.7 o mocy 56 KM. Brzmi jak szanse na przegranie z Polonezem Caro w wyścigu na ćwierć mili. Trudno, darowanemu koniowi…

Dostałem zdjęcia auta. Przedstawiały czerwonego hatchbacka w faktycznie niezłym stanie. Miał nawet podłogę i progi. Do tego czarne blachy z wyróżnikiem GAY. Nie będę udawał, jestem koneserem złych żartów, a taka rejestracja musi je przyciągać. Haha, bo wiecie, jak masz taką rejestrację, to jesteś homoseksualistą, o jak zabawnie. Znaczy byłoby zabawnie 20 lat temu lub w mniemaniu niejakiego Filipa Ch. Tego od żartów pokroju „taka pani, tylko że pan" czy coś tym stylu. Tak czy siak to właśnie te blachy mnie ostatecznie przekonały. Stwierdziłem, że jasne, chętnie przyjmę takiego niechcianego grata. Od złomu głowa nie boli. Haczyk? Trzeba tę Mazdę przywieźć z Gdyni.

Laweta oczywiście przekroczyłaby wartość auta. Mazda niby była sprawna, ale to nadal niemal 30-letnie auto warte kilkaset złotych. Wszystko może pójść nie tak. Doskonale, o to chodzi w tej zabawie. Umówiliśmy się na odbiór po świętach.

mazda 323 motobieda

W ten sposób wylądowałem o 6 rano na dworcu w dzień ustawowo wolny od pracy.

Święto państwowe to najlepszy moment na jechanie starym niepewnym gratem z Trójmiasta do Warszawy. Warsztaty zamknięte, laweciarze w razie czego wezmą wyższe stawki - lepiej być nie może. Nie ma ryzyka, nie ma zabawy.

Zacznijmy tę historię. Żeby nie umrzeć od dźwięku bocianów pod maską i mieć kogoś na zmianę za kierownicą na Dworcu Centralnym stawiliśmy się w dwie osoby. Wstawanie o 4:30 i dosypianie w pociągu nie służy zdolności długotrwałego prowadzenia pojazdów. Dlatego wolałem wiedzieć, że ma mnie kto zmienić. Durne trasy gratami to jedno, ale słabo by było mieć wypadek przez zmęczenie. Tak jedna osoba mogła drzemać, druga prowadzić.

Sam dojazd spełnił moje oczekiwania. Wyświetlacze na dworcu się zepsuły, a pomimo prawie zupełnie pustego pociągu do mojego przedziału musiała się dosiąść gadatliwa pani w kwiecie wieku razem z dzieckiem. To, że miała bilety na zupełnie inne miejsca (do czego sama się przyznała) zdawało się jej nie przeszkadzać. Za to mi jak najbardziej przeszkadzała wykazywana przez nią nadmierna potrzeba interakcji z współpodróżnymi. Choćby w pisaniu czy spaniu. Ratowałem się przechadzką do Warsa. Przynajmniej żurek tam nadal jest doskonały, a kawa paskudna. Pewne rzeczy się nie zmieniają.

mazda 323 motobieda

Pierwsze spotkanie z GAY-em.

Z dworca odebrał nas Adrian. Bardzo sympatyczny i otwarty człowiek, ale to już wiedziałem po rozmowach przez telefon. Estakadami minęliśmy robiące wrażenie zabudowania portu w Gdyni i dotarliśmy do Mazdy. Tak na pierwszy rzut oka okazała się faktycznie nieźle zachowana. Była poobijana w kilku miejscach, blenda najlepsza lata miała już za sobą.

mazda 323 motobieda
Auć.

Kolor na nadkola dobierano chyba w ciemnych okularach w nocy. Poza tym bez tragedii, wsadziłem nawet kamerę pod auto i odkryłem, że dobrze się trzyma. Nie jest zupełnie pozbawione rdzy, ale nie znalazłem tego co zazwyczaj spotyka się w 30 letnich Mazdach, czyli ziejących wszędzie dziur w podwoziu.

mazda 323 motobieda
Widać, że kolor dobierany komputerowo.
mazda 323 motobieda
A po co zabezpieczać opony na czas malowania?

Co lepsze, wnętrze okazało się w ogóle niezniszczone. Licznik pokazujący 121 tys. km raczej mówił prawdę. A nawet na pewno, bo jak ustaliłem chwilę później auto do 2018 r. miało jednego właściciela. tak, rejestracje mają stempel z 1991 r. i wszystkie dokumenty potwierdzają, że kupiono je w Polsce. Ależ to auto musiało wtedy robić furorę. Nowiutka Mazda w Polsce zaraz po upadku PRL. W 2018 r. przejął ja wnuczek pierwszej właścicielki, a pod koniec 2019 r. sprzedał Adrianowi.

mazda 323 motobieda

Stan techniczny też mnie pozytywnie zaskoczył. Pomimo temperatury w okolicach 2 stopni i stania od przeszło 2 tygodni stary diesel odpalił od strzała. Przy ruszaniu z miejsca musiałem jeszcze odblokować ręczny, który się zaciął. Typowe przy hamulcach bębnowych w niskiej temperaturze, gwałtowne ruszenie do przodu rozwiązuje problem. Poza tym innych usterek nie stwierdzono.

Szybkie przygotowania i brak sensacji.

Pozostało już tylko zabrać Mazdę w jakieś brzydkie miejsce i nagrać ją na kanał oraz dokonać dalszych szczegółowych oględzin. Po nagraniu kilku ujęć zaczęliśmy z Adrianem sprawdzać czy wszystko działa tak jak powinno. Nie wypada w końcu ruszać w trasę np. z przepalonymi żarówkami, a tych było kilka. Odwiedziny na stacji, szybka wymiana i gotowe. Przy okazji udało mi się zgubić jedną śrubkę mocującą kierunkowskaz i światło pozycyjne. Brawo ja. Dobrze, że trzyma się na dwóch. Poza tym, nietypowo dla 30-letniego auta wszystko działało.

mazda 323 motobieda
To stara Mazda, więc korozja musi być.

Pozwiedzajmy jeszcze trochę. Mazda 323 diesel nie jest wybitnie fascynującym autem. To raczej typowo japoński samochód, dopracowany, solidny i zbudowany zupełnie bez fantazji. W zasadzie jedyną ciekawostką jest to, że został wyposażony w kontrolkę konieczności wymiany paska rozrządu.

mazda 323 motobieda
To ta najdalej po lewej.

Poza tym dodatkowych bajerów nie stwierdzono. Oględziny pod maską przy okazji wymiany żarówek też nie ujawniły żadnych rewelacji. Silnik suchy, ta odrobina na pokrywie zaworów wygląda raczej jak ślad po niecelnym dolewaniu. Stan oleju poprawny, korozji na kielichach i podłużnicach brak. Żadnych śladów druciarstwa poza niezbyt profesjonalnym malowaniem całego auta. Niesamowite.

mazda 323 motobieda

Jedynie tył skrywał jakąkolwiek tajemnicę. Podniesienie wykładziny bagażnika ujawniło niezbyt poważną przygodę z przeszłości - podłoga jest lekko wgnieciona. Znaleźliśmy tam też bonus - zapomniane urządzenie do sprawdzania akumulatorów kwasowych. Czysta duchologia. Trafi na moją półkę z dziwnymi ustrojstwami.

mazda 323 motobieda

W drogę.

Adrian nie tylko podarował mi auto i pomagał z jego przygotowaniem, ale jeszcze pożyczył kombinerki na drogę. Zrobił to kiedy przyznałem się, że nie wziąłem żadnych narzędzi poza dwoma śrubokrętami. Miły gest. Podziękowałem, pożegnaliśmy się z Adrianem i ruszyliśmy w drogę. Idealnie kiedy zaczęło padać, co ujawniło pierwszy mankament - wycieraczki nie nadawały się już do niczego. I tak mieliśmy stanąć coś zjeść, więc po prostu zrobiliśmy to szybciej. Jedzenie, nowe wycieraczki ze stacji, dopompowanie opon i można ruszać.

Na początku byłem pełen obaw. Nasłuchiwałem wszelkich dziwnych dźwięków, ale te znikły kiedy poprawiłem ciśnienie w kołach. Obserwowałem pilnie temperaturę silnika, gdy rosła na podjazdach, ale z czasem przestałem. Podnosiła się minimalnie nad połowę i tam już zostawała. Hamulce? Działały bez zarzutu. Zawieszenie? Wszystko w porządku, możliwe jedynie, że trzeba będzie zajrzeć do układu kierowniczego. Nic czego należałoby się obawiać.

mazda 323 motobieda
Spojler na wycieraczce? Obecny.

Po godzinie drogi opadła ze mnie adrenalina i poczułem, że prawie nie spałem. W koncentracji nie pomagał też monotonny, choć niezbyt głośny warkot diesla. Mazda miała sprawne radio, ale takie bez wejścia na mini-jack, jedynie USB i karty SD. Antena? Niepodpięta. Dopiero w Warszawie odkryłem, że w środku była nie najgorsza płyta CD. Nawet zapętlona byłaby lepsza od diesla śpiewającego pieśń swojego ludu. Zmieniłem się za kierownicą i wibracje wysokoprężnego silnika szybko odprowadziły mnie do krainy płytkiego snu.

Ale jak to tak, zero problemów?

Obudziłem się dopiero około 120 km od Warszawy. Niestety, nie przez awarię. Potrzebna była kolejna zmiana, bo nie tylko ja prawie nie spałem. Z Mazdą nadal nic się nie działo. Jakbym jechał nowym autem. Kupiłem kawę na stacji, ruszyłem i aż do samego domu po prostu jechałem. 110-120 km/h na trasie szybkiego ruchu, 90 km/h na jednopasmowej, 50 km/h w mieście. Może i 323 na gnojówkę nie jest za szybka, ale daje sobie radę w normalnym ruchu. Serio, nie robiłem za zawalidrogę. Do tego spaliła tyle co nic (zatankowałem w Gdyni i nadal mam ponad pół baku, nie wiem jeszcze ile dokładnie pali).

mazda 323 motobieda

Na początku napisałem, że ta wyprawa mnie zawiodła. Już tłumaczę dlaczego. To smutne, że graciarska wyprawa poszła w 100 proc. zgodnie z założeniami. Żadnych awarii. Mazda-prezent zachowała się jak współczesne auto. Nie wiem czy rozumiecie mój ból. Pojechałem na ślepo do nieznajomego gościa po 30-letnie auto, głównie dlatego że miało czarne tablice GAY. Postanowiłem wracać nim na kołach z Gdyni. Bez porządnego sprawdzenia wszystkich układów czy nawet odrobiny jazdy wokół komina. Specjalnie nie wziąłem narzędzi, żeby było ciekawiej. Wszystko zaplanowałem tak, by wydarzyły się jakieś przygody. Tymczasem wóz, który Adrian kupił za grosze po prostu przejechał z Gdyni do Warszawy, a największym problemem okazał się brak gniazda AUX w radiu. Jestem zawiedziony. Gdzie adrenalina, gdzie problemy?

Co dalej?

Mówiąc bardziej serio jestem bardzo wdzięczny Adrianowi. To zaskakująco solidny, przyzwoicie zachowany grat z polską historią. Poza tym otrzymanie takiej Mazdy w prezencie od widza mojego kanału jest wspaniałą formą docenienia graciarskiej działalności filmowej i tekstowej. Poza tym dobrze, że zdecydował się na przekazanie jej mi, zamiast ją zezłomować czy wrastać gdzieś na placu. Jeszcze trochę posłuży. Najpierw mi, a potem może jeszcze komuś znajomemu. Nie zamierzam złomować Mazdy dopóki nie zmusi mnie do tego jej stan techniczny lub blacharski.

REKLAMA

Zastanawiacie się pewnie co z czarnymi blachami w świetle nowych przepisów. Cóż, są częścią historii tego auta, przyciągają beznadziejne żarty, więc nie mogę się ich tak po prostu pozbyć. Zamierzam sprawdzić, czy sposób na obejście nowych kar, który wymyśliłem, faktycznie zadziała. Wyślę zawiadomienie o nabyciu pojazdu i zobaczymy co się stanie. Czarnego GAY-a tak łatwo nie oddam.

mazda 323 motobieda
REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA