REKLAMA

Nie da się wystawić listu gończego za poszukiwanym bandytą drogowym. Biedny sąd jest taki zajęty (aktualizacja)

Skoro doskonale wiadomo, kim jest poszukiwany mężczyzna, a sąd wyznacza posiedzenie w sprawie listu gończego za miesiąc, to znaczy, że ktoś tu wie, co robi.

Nie da się wystawić listu gończego za poszukiwanym bandytą drogowym. Biedny sąd jest taki zajęty (aktualizacja)
REKLAMA

Tydzień temu, tj. 18 stycznia 2025 r., bandyta drogowy terroryzował ludzi na ulicach i chodnikach Głogowa, o czym pisaliśmy tutaj. Policja przybyła na miejsce zdarzenia, ale sprawca zdążył się już oddalić. Jak twierdzi profil Stop Cham Warszawa w serwisie X, czynności policyjne ograniczyły się do spisania notatki ze zdarzenia i nie podjęto poszukiwań sprawcy.

REKLAMA

Ustalono tablice rejestracyjne pojazdu – są bardzo charakterystyczne, indywidualne – oraz to, że jego kierowca już wcześniej zachowywał się agresywnie, twierdząc że ma broń i kogoś zabije. Nie wiadomo czy policja w ogóle próbowała ustalić jego miejsce pobytu po tym zdarzeniu. Jednak minęło parę dni, w sprawie nic się nie posunęło do przodu, więc prokuratura postanowiła wystąpić o list gończy. Wtedy poszukiwania mogą stać się łatwiejsze, bo poznamy wizerunek poszukiwanego pana D. oraz jego imię i nazwisko. Oczywiście jest szansa, że kierowca Range Rovera wyjechał już z Polski, przecież nikt mu w tym nie przeszkadzał.

Sąd początkowo wyznaczył posiedzenie w sprawie wydania listu gończego na 25 lutego

Czyli przez kolejny miesiąc poszukiwania sprawcy miałyby toczyć się według standardowej procedury – nie można ujawnić jego wizerunku ani powiedzieć jak się nazywa, policja rozpyta parę osób na mieście, a poszukiwany będzie miał święty spokój. Sąd w Głogowie zasłonił się brakiem czasu, podobno jest zawalony sprawami i nie ma mocy przerobowych na takie głupoty jak poszukiwanie groźnego bandyty. Dodam, że policja ma dane tej osoby, i ma je też sąd. I to prawdopodobnie jest największy problem, stawiam, że ktoś w sądzie zobaczył, o kogo chodzi, a potem stwierdził, że najlepiej byłoby odsunąć od siebie tę sprawę jak najdalej na jak najdłużej.

Jeśli chcesz popełniać przestępstwo w Polsce, użyj do tego samochodu

Dobrze byłoby jeszcze mieć znajomości w policji i prokuraturze, może jakiś wujek-sędzia albo stryjek-przewodniczący sądu rejonowego. Potem możesz już zasadniczo robić co chcesz, włącznie z ganianiem ludzi autem po chodnikach. Później ukrywasz się na jakiś czas, sąd nie wydaje listu gończego, bo wszyscy sędziowie są nieopisanie wręcz zajęci (zajęcia z origami, kurs jazdy tramwajem, trzeba iść z patyczakiem do weterynarza), a za kilka miesięcy sprawa się rozpływa, wszyscy zapominają i możesz żyć dalej. Ale spokojnie, nawet jeśli ten scenariusz nie ziści się do końca i z jakiegoś powodu dasz się złapać, to sąd zasądzi ci najwyżej zakaz prowadzenia wszelkich pojazdów. To działa w ten sposób, że po prostu od tej pory jeździsz z zakazem.

To już kolejna sprawa, w której polskie organy ścigania się kompromitują

Albo wręcz przeciwnie, działają zgodnie z planem, żeby dać sprawcy czas na ucieczkę. W sprawie Sebastiana M. zdarzyło się bardzo podobnie. Policja nie zrobiła nic, nawet w oficjalnej notatce policyjnej temat BMW był przemilczany, a potem twierdzono, że wcale nie.

REKLAMA

Temat stał się medialny, sprawę podjął też TVN. Z jednej strony – coś to dało, bo sąd przyspieszył termin wydania wniosku o aresztowanie i ma to się stać już w poniedziałek (to i tak strasznie dużo czasu od zdarzenia). Z drugiej – prezeska sądu w Głogowie indagowana przez TVN odpowiada w sposób bezczelny, twierdząc że „termin może wydawać się odległy, ale biorąc pod uwagę dynamikę spraw wpływających do sądu, wcale taki nie jest”. Tyle że sprawca nie bierze pod uwagę dynamiki spraw w sądzie, tylko sobie ucieka. Brawo.

Zdjęcie główne: pixabay.com - tablica-rejestracyjna.pl

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA