REKLAMA

Elektryczna Honda „e” kosztuje tyle co Civic Type-R. Trudny wybór?

Chciałbym jeździć Hondą e, ale obawiam się, że nie potrafiłbym jej kupić.

Honda civic Type R 11
REKLAMA
REKLAMA

To nie tajemnica, że mam pociąg do japońskich samochodów z literką H w nazwie. Dlatego perspektywa zakupu kolejnej Hondy wcale nie jest dla mnie tak odległa, jak dla red. Baryckiego, który powołując się na klauzule dobrego smaku, złomowałby wszystkie Hondy, zaraz po tym, jak zjechały z taśmy produkcyjnej.

Mikołaj pisał ostatnio o cenach elektrycznego modelu Honda e

Cudowne autko, zachwycałem się nim rok temu na targach w Brukseli. Malutkie, bardzo dopracowane, z oryginalnie urządzonym wnętrzem. Jestem fanem tej ścianki meblowej w drewnopodobnej okleinie, zastosowanej zamiast klasycznego kokpitu.

honda e cena

Honda e ma niecałe 3,9 metra długości i 1,75 metra szerokości, więc idealnie odnajdzie się w centrum miasta, a dzięki napędowi elektrycznemu, we Wrocławiu możnaby nią parkować wszędzie za darmo. Na jednym ładowaniu przejedzie ponad 200 km, a ja mam gniazdko elektryczne przy miejscu parkingowym, więc codziennie wyjeżdżałbym z garażu z pełnym akumulatorem, nie martwiąc się o zasięg. No i przy okazji, jeżdżąc takim urządzeniem pokazywałbym, że jestem dojrzałym, odpowiedzialnym kierowcą, troszczącym się o ogólne dobro społeczeństwa i jakość powietrza godną europejskiej metropolii.

Że co najmniej 152 tys. zł? Nie szkodzi, na pewno mi się zwróci w nietankowaniu na stacji paliw. Na pewno, ale na wszelki wypadek nie będę tego obliczał.

Śniło mi się nawet nawet, że wchodzę do salonu Hondy, żeby sobie to cudeńko zamówić

I tak się widziałem jak oglądam samochód, odbywam jazdę testową i podczas sympatycznej rozmowy z handlowcem przy kawie, wybieram wersję wyposażeniową i dobieram dodatki, dzięki którym e będzie idealnie takie jak chcę. Ale gdy przyszło do złożenia podpisu pod drukiem zamówienia, ręka mi zadrżała, bo w salonie obok Hondy e stał Civic Type R. I w tym momencie sen się urwał.

Honda Civic Type R

Sprawdziłem – najmocniejszy Civic kosztuje tyle samo co e, bo w bazowej wersji 158, a w topowej – 168 tys. zł. Dla przypomnienia – elektryk kosztuje między 153 a 166 tys zł. I niezależnie od tego, jak długo bym się zastanawiał i jak bardzo szukał zalet e w porównaniu z Civikiem, zawsze mi wychodzi, że mając do wydania 160 tys. zł na Hondę, wybrałbym jednak Type R-a. Mimo że zdroworozsądkowo, do mojego codziennego trybu życia i codziennych potrzeb bardziej pasuje ten z literką E, to i tak wolałbym R. 300 KM i 5,8 do setki ekscytuje mnie bardziej 136 KM i 9 s. Tak, wiem, że te konie i przyspieszenie, w mieście, po którym poruszam się na co dzień, na wiele mi się nie przydadzą.

Problem jest taki, że miałem okazję poganiać Type R-em, m.in. po Lausitzringu

I uważam, że w świecie przednionapędowych hot hatchy to auto nie ma sobie równych. To, ile frajdy potrafi dać na torze, jednocześnie pozostając praktycznym autem do wożenia rodziny na co dzień sprawia, że jest bardzo wysoko na liście samochodów, na które byłbym gotów wydać swoje pieniądze. Choćby po to, by wsiadając do niego przypominać sobie, jakiej radości potrafi dostarczyć, gdy wyjedzie z zakorkowanego miasta. I czerpać tę radość z możliwości układu napędowego tak często, jak tylko się da. Coś mi mówi, że wybrałbym tak samo nawet bez wizyty na torze Lausitz.

REKLAMA
Honda Civic Type R

Podejmując taką decyzję nie okazałbym się dojrzałym członkiem europejskiego społeczeństwa. Musiałbym jakoś z tym żyć. Powiedzcie tylko, czy w wybierając Type R-a wyszedłbym bardziej na grzyba, który woli samochód z silnikiem spalinowym, a nie przyszłościowego elektryka, czy raczej na dzieciaka, który nie wie, że jeżdżenie hot hatchem to obciach? 

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA