REKLAMA

To jest zdjęcie z centrum bezpieczeństwa Volvo. Jedyne, którego nie mogłem wykonać

W Volvo to trochę mają z tym bezpieczeństwem. Widziałem na żywo test zderzeniowy, ale i tak największe wrażenie zrobiło na mnie to, czego nie mogłem sfotografować, żeby wam pokazać.

To jest zdjęcie z centrum bezpieczeństwa Volvo. Jedyne, którego nie mogłem wykonać
REKLAMA

Nie da się przejść przez siedzibę Volvo, nie potykając się o bezpieczeństwo. Marka stawia na nie od lat, w końcu wprowadzili trzypunktowe pasy bezpieczeństwa i foteliki dla dzieci, w których jeżdżą tyłem do kierunku jazdy. Nie dadzą ci o tym zapomnieć, ciągle będziesz to słyszał, i o analizach, danych i innych sprawach, o których nie chciałeś uczyć się w szkole. W dodatku prawie w ogóle nie mają szybkich, czerwonych samochodów, no co oni?

Korytarze pełne zdarzeń

REKLAMA

Idziesz korytarzem w siedzibie Volvo i nie mijasz plakatów super szybkich aut. Kroczysz pośród zdjęć rozbitych samochodów, pogiętych masek, zdeformowanych drzwi i czujesz się zaniepokojony. Potem widzisz cały parking zawalony rozbitymi autami i zaczynasz podejrzewać, że ktoś tu ma lekką obsesję na punkcie zdarzeń ze zderzeniami. Dzień dobry, tak, rozbijamy jedno auto dzienne, a o co chodzi?

Boisz się otworzyć skandynawską lodówkę, bo zaraz wyskoczy z niej mrożony manekin zderzeniowy. Odwracasz się od tej lodówki, a tam pracownik Volvo niesie na ramieniu niewielkich rozmiarów manekin, jak dziecko odbijane po karmieniu. Po tylu latach testów, a manekiny potrafią mieć wieloletni żywot, są prawie już jak rodzina. Można tu poznać nawet odpowiedź na pytanie, czy da się podróżować samolotem z manekinem samolotem na miejscu pasażera. Oni już to robili.

W końcu widzisz, że korytarz centrum zderzeniowego może przesunąć się w zakresie 90-120 stopni względem osi hali i zaczynasz rozumieć, że to jest na poważnie. Oni przesuwają kawałek budynku, żeby lepiej zderzać samochody. Codziennie jedno Volvo traci tu zwartą strukturę w wyniku kontrolowanego zderzenia, a ja mogłem zobaczyć, jak wygląda test zderzeniowy na żywo.

Test zderzeniowy na żywo

Volvo pochwaliło się nowym rodzajem pasów bezpieczeństwa. Będą się aktualizować, te pasy. Z tej okazji grupę dziennikarzy zaproszono na test zderzeniowy, jeden z około 250 wykonywanych rocznie. Rozbijają te samochody po to, by nieustannie pozyskiwać dane pozwalające podnosić poziom bezpieczeństwa. Zero ofiar w samochodach Volvo, a jest to ich cel, nie osiągnie się samo.

Najpierw wystartował pierwszy z trzech obecnych na hali pomarańczowych samochodów. Gdy publika zamarła w napięciu, wyhamował w ostatniej chwili, lekko tylko cmokając przód drugiego samochodu.

To już, ten cały test, to lekkie dotknięcie się ramkami tablic rejestracyjnych? Czy ci Szwedzi dobrze się czują, po to zgromadzili tam kilkudziesięciu dziennikarzy? Jakim cudem ten ich potop tak głęboko wszedł kiedyś w terytorium Rzeczpospolitej, jak samochodem w samochód nie potrafią uderzyć?

To był tylko wstęp na rozbudzenie smaku. Samochody są tak naszpikowane systemami bezpieczeństwa, że nie da się doprowadzić do zderzenia, nie wyłączając ich. Dlatego drugie auto, nadjeżdżające z boku, miało zaklejone czujniki i przywaliło w trzecie, to stojące, z olbrzymią siłą, choć poruszało się "tylko" z prędkością 55 km/h.

Szkło, płyny, talk, kurtyny

Możecie sobie wyobrazić, co się wtedy dzieje. Pokruszone szkło, wgniecione podwozie, przesunięty słupek B, zawartość poduszki powietrznej unosząca się w powietrzu i kurtyny boczne. A przed chwilą był to elektryczny SUV ważący prawie 3 tony.

Patrząc na skalę zniszczeń, nagle uświadamiasz sobie, że jednak tę kurtynę boczną, to może byś chciał. Nawet taki element, jak poduszka chroniąca nogi, zaczyna wydawać się niezbędną częścią wyposażenia. Oglądanie z bliska nowoczesnego, dużego SUV-a, który nie wygląda już jak forteca na kołach, nieco otwiera oczy na możliwe skutki wypadków.

Dowiedziałem się, że manekiny potrafią być jednofunkcyjne, na przykład niektóre badają tylko przeciążenia działające na tylną część ciała i w innych testach są bezużyteczne. To w rzeczywistości zaawansowane urządzenia, za pomocą których bada się różne scenariusze zderzeń. Istnieją modele symulujące różnice między płciami, czy dziecięce i używa się ich w różnych konfiguracjach. Zbierają dane, dane i jeszcze raz dane, a na koniec te dane przybierają na przykład postać poduszki chroniącej bok naszego ciała lub nogi, która bez informacji o skutkach zderzeń nigdy by nie powstała.

Widziałem też 850-tonowy kloc, za pomocą którego można testować samochody ciężarowe. Ale najciekawsze było to, czego nie mogłem sfotografować.

Hala, w której nie robisz zdjęć

Przed wejściem do jednej z hal poproszono nas, by nie robić zdjęć. Było to miejsce, gdzie bada się samochody, które brały udział w rzeczywistych wypadkach na drodze. Za zgodą rodzin, policji i firm ubezpieczeniowych Volvo przybywa w miejsce wypadku, a wybrane samochody sprawdza w swoim centrum badawczym.

Nie mogliśmy robić zdjęć ze względu na szacunek dla uczestników tych wypadków. Patrzyliśmy na samochody zmiażdżone w wypadkach tak, że trudno byłoby odgadnąć, że kierujący przeżył. Przyznaję, że odczytanie listu od osoby, która przeżyła wypadek w aucie marki Volvo i w pojeździe tej marki upatruje przyczyny swego ocalenia, był nieco prostym chwytem w miękkie podbrzusze naszej wrażliwości. Ale sama prośba, by nie robić w tym miejscu zdjęć, jednak dowodzi, że myślą o tych ludziach, faktycznie nie chcą, by ktoś jeszcze w ich autach ginął, a w korporacyjnym systemie jest miejsce na wrażliwość. Z dużą ochotę nie zrobiłem tego zdjęcia. Niech ktoś ogląda wypadki za mnie, żebym ja nigdy nie musiał.

REKLAMA
REKLAMA
Najnowsze
Aktualizacja: 2025-06-05T15:03:38+02:00
Aktualizacja: 2025-06-04T14:58:51+02:00
Aktualizacja: 2025-06-04T13:56:17+02:00
Aktualizacja: 2025-06-03T19:24:41+02:00
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA