REKLAMA

Dwie butle na LPG w Phaetonie W12. Oszczędności mogą sięgnąć stu procent

Volkswagen Phaeton i instalacja LPG to połączenie idealne jak dwie połówki jednej pomarańczy, jak Opel i rdza, jak BMW i czapka z daszkiem. Ten egzemplarz ma dwie butle, więc jest dwa razy lepszy.

volkswagen phaeton instalacja lpg
REKLAMA

Prestiż, komfort i absolutna dyskrecja to niewątpliwe atuty Volkswagena Phaetona. Limuzyna stanowi popis możliwości technicznych inżynierów z Wolfsburga. Wszyscy znają historię o tym jak Ferdinand Piech chciał pozostawić po sobie spuściznę w postaci limuzyny jakiej jeszcze świat nie widział. Stworzył listę wymagań, które musiał spełniać samochód, głównie absurdalnych w rodzaju tego, że Phaeton miał utrzymać temperaturę 22 stopni Celsjusza we wnętrzu pojazdu podczas jazdy z prędkością 300 km/h, przy temperaturze otoczenia wynoszącej 50 stopni Celsjusza.

REKLAMA

Podwójne szyby i wydajny system wentylacji miał uniemożliwić ich zaparowanie. O dziwo to działało, co udowodniła ekipa Top Gear parząc w środku herbatę. Na pokładzie samochodu znalazło się wszystko co tylko było dostępne na rynku. Duży kolorowy wyświetlacz centralny, zaawansowana nawigacja GPS, telewizory w zagłówkach, telefon i wiele wiele innych. Samochód dzielił płytę podłogową z Bentleyem Continentalem GT.

Phaeton nie był po prostu Audi A8 z innym znaczkiem i wcale nie był z nim blisko spokrewniony. Był czymś więcej. Pomimo ogromu zalet świat nie chciał kupować drogiego Volkswagena. Nie pomogło nawet zastosowanie silnika W12 o pojemności 6 litrów, który był majstersztykiem inżynierskim. Phaeton okazał się porażką, a samochody można kupić już za przysłowiową czapkę śliwek. Niska cena, wysoki komfort i przekonanie, że to tylko Volkswagen, więc pewnie każdy mechanik go naprawi, sprawiają, że niektórzy odważni decydują się na jego zakup. Pejton niestety brutalnie weryfikuje optymistyczne założenia. Wysoki stopień skomplikowania sprawia, że psuje się tam dosłownie wszystko, a ewentualne naprawy kosztują krocie. Większość napraw w silniku wymaga wyciągnięcia go z komory silnikowej. Nic dziwnego, że użytkownicy szukają oszczędności na każdym polu.

Instalacja LPG powoduje, że Volkswagen Phaeton jest odrobinę tańszy w eksploatacji

Problemem silnika W12 o pojemności 6 litrów jest wysokie spalanie. Podczas spokojnej jazdy silnik spali jakieś 18 litrów benzyny. Podczas dynamicznej wypije tyle ile będzie w baku. Niebo jest limitem, jak mówią w Wielkiej Brytanii. Jeżeli chcemy jeździć tanio, musimy zamontować gaz i liczyć się z bardzo częstym tankowaniem. Żeby zapewnić sensowny zasięg butla do instalacji LPG musi być potężnych rozmiarów, a to rodzi poważny problem techniczny. Duży zbiornik walcowy zabiera miejsce w bagażniku. Zbiornik umieszczany w kole zapasowym (ładnie nazywany toroidalnym) ma mocno ograniczoną pojemność. Jednak istnieje rozwiązanie, które wydaje się być idealne dla właścicieli Phaetona. DWIE BUTLE LPG!

volkswagen phaeton instalacja lpg
Oferta z Otomoto, fot. Firma Handlowo Usługowa Dacar

Na sprzedaż jest Volkswagen Phaeton z silnikiem W12, które ma dwie butle gazowe. Czujecie ten splendor? Jedna butla w miejscu koła zapasowego, druga klasycznie w bagażniku zamontowana za tylną kanapą, gustownie schowana za materiałem. Łączna pojemność deklarowana przez sprzedawcę to aż 160 litrów. Pozwala ona na przejechanie około 700 km na jednym tankowaniu gazu. Phaeton właśnie stał się polskim potworem autostradowym. Niestety instalacja LPG nadal jest umiarkowanie estetyczna.

Volkswagen Phaeton instalacja lpg
Oferta z Otomoto, fot. Firma Handlowo Usługowa Dacar

Jak to możliwe?

Na początku naiwnie myślałem, że ktoś właśnie wynalazł perpetuum mobile w świecie LPG. Mityczną instalację, która daje 100 procent oszczędności na tankowanym paliwie. Mokry sen gazowników. Niestety rzeczywistość okazała się mniej zaskakująca. Nie mamy tutaj dwóch instalacji LPG, tylko dwie butle. Otwarta pozostaje kwestia tankowania. Czy skoro mamy dwa zbiorniki i dwa czujniki poziomu gazu, to butle tankuje się niezależnie od siebie? Oznaczałoby to aż dwa wlewy od gazu. W takim przypadku byłby to najbardziej wzmocniony samochód na świecie. Obawiam się jednak, że zastosowano tutaj wlew z trójnikiem, który rozdziela gaz na poszczególne butle. Tak czy inaczej warto pamiętać, że pod kołem zapasowym oryginalnie znajdowała się sprężarka od pneumatycznego zawieszenia, więc jeżeli jesteście zainteresowani zakupem, to warto dopytać się sprzedawcy, czy ją przeniesiono i gdzie. Bo raczej prędzej niż później ta informacja będzie przydatna.

Warto oszczędzać

Należy jednak pamiętać, żeby zaoszczędzone na paliwie pieniądze odkładać do skarbonki i wyciągać je tylko przy najbliższej awarii Phaetona. Bardzo dobrym rozwiązaniem będzie jak najczęstsze jeżdżenie, żeby wygenerować większe oszczędności. I tak wszystkie pochłonie pierwsza awaria pneumatycznego zawieszenia. Na szczególną uwagę zasługuje szczerość autora ogłoszenia. Napisał, że na ten moment samochód nie wymaga nakładów finansowych. Nie mam powodu żeby mu nie wierzyć. Problem jest jednak taki, że wystarczy zamknąć oczy, moment przemija, a Volkswagen Phaeton po raz kolejny domaga się ofiary z szeleszczących stuzłotówek. Ten typ tak ma. Ale za to W12 brzmi po prostu fenomenalnie.

REKLAMA

PS: auto z ogłoszenia na przodzie ma opony Pirelli P Zero, na tyle ma natomiast opony wyprodukowane przez Continentala. Nie jestem pewien, czy to jest dobry pomysł, więc pierwsze oszczędności powinny zostać wydane na nowy komplet opon.

PPS: to nie jest wersja poliftowa jak twierdzi autor ogłoszenia.

REKLAMA
Najnowsze
Aktualizacja: 2025-06-18T10:07:49+02:00
Aktualizacja: 2025-06-17T19:00:00+02:00
Aktualizacja: 2025-06-17T13:53:06+02:00
Aktualizacja: 2025-06-16T21:07:03+02:00
Aktualizacja: 2025-06-16T17:18:55+02:00
Aktualizacja: 2025-06-15T16:00:39+02:00
Aktualizacja: 2025-06-15T14:26:29+02:00
Aktualizacja: 2025-06-15T11:01:21+02:00
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA

Czy hybryda 1.2 od Stellantis działa jak w Toyocie? Trochę tak, ale nie całkiem

Koncern Stellantis intensywnie reklamuje swój napęd hybrydowy, czyli silnik spalinowy 1.2 z silnikiem elektrycznym zintegrowanym ze skrzynią biegów. W telewizyjnej reklamie zapewnia, że spadek zużycia paliwa w mieście to nawet 35 proc. Czy hybryda Stellantis działa tak samo jak w Toyocie? Częściowo tak, ale...

Czy hybryda 1.2 od Stellantis działa jak w Toyocie? Trochę tak, ale nie całkiem
REKLAMA

Francuska dominacja w koncernie Stellantis spowodowała, że porzucono całkiem niezłe silniki z serii Firefly i całą gamę pojazdów wyposażono w jedną i tę samą jednostkę benzynową: trzycylindrowe 1.2, wcześniej znane jako Puretech. Nie był to chyba najlepszy ruch, skoro już wcześniej klienci byli raczej zniechęceni do silników z tej serii, kojarząc je sobie z awariami paska rozrządu pracującego w kąpieli olejowej. Teraz mamy do czynienia z całkiem nową jednostką o tej samej pojemności – rozrząd napędza już łańcuch, zmieniono głowicę i mnóstwo innych detali, a silnik nie nazywa się już Puretech, tylko po prostu 1.2 T.

REKLAMA

Dodano mu wersję hybrydową. Czy jest to hybryda „miękka” czy pełna jak w Toyocie lub Hyundaiu?

Na początek ustalmy, że miękka hybryda, czyli mild hybrid, to nie jest żadna hybryda, tylko kit na kółkach. Jeśli samochód zawsze porusza silnik spalinowy i nie da się toczyć na samym prądzie nawet z małą prędkością, to taką hybrydę można tylko wyśmiać. W przypadku nowego układu napędowego od Stellantis śmiać się jednak nie należy, ponieważ zrobili go według tych samych zasad, co typową hybrydę pełną.

Hybryda 1.2 T od Stellantis składa się z:

Ta niebieska skrzynka to akumulator główny.

Przy odpowiednich warunkach auto będzie toczyło się z wykorzystaniem tylko silnika elektrycznego i to nawet niekoniecznie przy bardzo małych prędkościach. Jest to chwilowo możliwe nawet przy 70 km/h. Przy odpuszczaniu gazu auto hamuje silnikiem, ładując akumulator, można też włączyć różne tryby jazdy – Eco, Normal i Sport.

System działa z napięciem roboczym 48 V, a maksymalny dystans jazdy na samej elektryczności to 1 km. Testy przeprowadzone przez dziennikarzy pokazały, że możliwość poruszania się bez silnika spalinowego to raczej rzadkość w samochodach Stellantis, ale nie należy się zniechęcać, bo istnieje wiele czynników, które za to odpowiadają. Wśród nich głównie temperatura i styl jazdy. Jeśli dziennikarze dusili gaz, jak to mają w zwyczaju, to może rzeczywiście hybryda niewiele wniosła.

Jakie samochody mają ten napęd?

Wstępna lista to:

Oczywiście lista może ulec zmianie w tym roku, bo na pewno Stellantis pokaże jakieś nowe modele.

Obecnie oferuje się dwa warianty mocy, to jest 100 i 136 KM – z tego, co udało mi się dowiedzieć, wynika że akumulator i cała konstrukcja układu napędowego pozostaje bez zmian. Po prostu wariant stukonny jest trochę oszczędniejszy. W testach chwalona jest głównie dynamika i płynnie działająca skrzynia biegów e-DCS6, a mniejsze auta podobno bez problemu mieszczą się w 5,5 l/100 km w ruchu miejskim. Z punktu widzenia typowego kierowcy jest to więc hybryda bliższa temu co oferują od lat producenci azjatyccy niż tym śmiesznym próbom europejskim znanym jako MHEV, które tylko podnosiły komplikację auta, ale nie dawały nic, jeśli chodzi o oszczędność. Podstawowe różnice to nieco mniejszy akumulator główny i skrzynia dwusprzęgłowa zamiast znanego z Toyoty e-CVT. A trwałość? Tego jeszcze nie wiadomo. Jeśli pojawią się jakieś awarie i problemy, pewnie szybko się tego dowiemy z grup skupiających właścicieli w mediach społecznościowych, tak jak stało się to w przypadku problemów z ładowarką w autach elektrycznych tego samego koncernu.

REKLAMA

REKLAMA
Najnowsze
Aktualizacja: 2025-05-22T18:19:23+02:00
Aktualizacja: 2025-05-22T16:37:08+02:00
Aktualizacja: 2025-05-21T14:09:09+02:00
Aktualizacja: 2025-05-21T10:54:22+02:00
Aktualizacja: 2025-05-21T10:14:08+02:00
Aktualizacja: 2025-05-21T09:03:38+02:00
Aktualizacja: 2025-05-20T15:50:19+02:00
Aktualizacja: 2025-05-20T10:45:10+02:00
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA

Twój następny samochód nie będzie miał przewodów hamulcowych. Niczego nie uszanują

W pełni elektroniczne, bezpłynowe hamulce to wynalazek, który pokazano już w 2022 r. Miał wejść do produkcji rok temu, ale nie wszedł. Zamiast tego właśnie zapowiedziano, że pojawi się w tym roku, albo może w 2028.

Twój następny samochód nie będzie miał przewodów hamulcowych. Niczego nie uszanują
REKLAMA

Początkowe samochody miały niezwykle prymitywne okładziny hamulcowe uruchamiane dźwignią w sposób bezpośredni. Później pojawiły się hamulce linkowe, stosowane nawet jeszcze w czasach powojennych w samochodach takich jak AWZ P-70. Od lat standardem są jednak hamulce hydrauliczne, gdzie za dociskanie klocków do tarcz lub okładzin do bębna odpowiada ciśnienie płynu wytwarzane przez nacisk nogi na hamulec. Wydawałoby się, że ten system działa wystarczająco dobrze i nie ma powodu go ulepszać, ale jest dokładnie odwrotnie – firmy z sektora automotive pracują dzień i noc aby wyeliminować konieczność stosowania glikolu etylenowego, powszechnie znanego jako płyn hamulcowy.

REKLAMA

Pierwsze hamulce elektroniczne zaprezentowano w 2022 r.

Trzy firmy przystąpiły do wyścigu, każda proponując trochę inne rozwiązanie:

Tylne hamulce ZF EMB

Dlaczego to jeszcze nie weszło, skoro jest takie genialne?

Przecież było już testowane chociażby w Teslach. Można by się więc spodziewać, że wejdzie błyskawicznie do produkcji – przynajmniej z zapowiedzi wynikało, że miało to być gotowe w ciągu 1,5-2 lat od pokazania. No i nie jest. Ale przecież według wstępnego projektu to hamulce elektroniczne mają wyłącznie zalety z punktu widzenia producenta, ponieważ składają się z mniejszej liczby części, a te części mogą być bardziej znormalizowane. Silniczki do zacisków przecież będą identyczne dla wszystkich modeli, podobnie jak sterownik czy przewody – moduł będzie różnił się wyłącznie oprogramowaniem. No i nie trzeba kupować całych cystern płynu hamulcowego.

Zacisk systemu Brembo Sensify pewnie sprawi, że tarcze będą musiały być montowane w głębi auta, jak w starych Citroenach.

Ponadto hamulce elektroniczne będą same dostosowały siłę hamowania na danym zacisku, korzystając z całej baterii czujników, a w przyszłości może nawet kamer czy lidarów. Przez inteligentne dociskanie i odciąganie klocków będą utrzymywać system w stanie idealnej gotowości przez cały czas, oczyszczając klocki z wilgoci. Elektroniczny system hamulcowy ma też znacząco zmniejszyć ilość emitowanego pyłu z klocków, co jest szczególnie ważne w kontekście nadchodzącej normy Euro 7. No mówię, że same zalety.

Są też i pewne trudne do usunięcia wady, ale czy warto o tym mówić?

Na przykład wielkość i masa zacisków hamulcowych wyposażonych w silniczki. Są one mniej więcej 2 do 3 razy większe niż normalne, a zwiększanie masy nieresorowanej zdecydowanie nie jest priorytetem producentów. Można też spodziewać się, że pierwsze pojazdy wyposażone w ten system będą zauważalnie droższe w produkcji niż auta z tradycyjnymi hamulcami, bo trzeba będzie jakoś zrekompensować sobie koszty R&D, czyli prac badawczych i rozwojowych – pewnie Brembo Sensify jako gotowy układ będzie znacznie kosztowniejsze dla producenta typu BMW niż kupowanie klocków, tarcz i przewodów od różnych poddostawców i dręczenie ich, aby dawali jak najniższe ceny.

REKLAMA

Ale i tak możecie się już żegnać z płynem hamulcowym

Na koniec odpowiem na pytanie: a co, jeśli system elektroniczny padnie z powodu jakiegoś głupiego błędu? Przewód może się przetrzeć, albo wystąpi jakiś błąd w sterowniku np. z powodu mrozu lub wilgoci. Albo pęknie obudowa zacisku i silniczki przestaną działać, bo do środka wleje się woda. Odpowiedź brzmi: stanie się to samo, co dzieje się teraz gdy pęka przewód hamulcowy – auto przestanie hamować. Dam sobie uciąć kawałek ucha, że inżynierowie takich firm jak Brembo, Bosch lub ZF nie wypuszczą gotowego systemu hamulcowego ze sterowaniem elektronicznym dopóki nie będą całkowicie pewni, że jest on co najmniej tak niezawodny jak hydrauliczny. A to, że nie naprawisz już sobie hamulców samodzielnie we własnym garażu, to dla producentów sytuacja idealna. W ostateczności przecież nic już nie będzie naprawialne, tylko będzie jeździło do końca zaplanowanego resursu i następnie będzie utylizowane w imię ekologii i większych zysków koncernów.

REKLAMA
Najnowsze
Aktualizacja: 2025-05-22T18:19:23+02:00
Aktualizacja: 2025-05-22T16:37:08+02:00
Aktualizacja: 2025-05-21T14:09:09+02:00
Aktualizacja: 2025-05-21T10:54:22+02:00
Aktualizacja: 2025-05-21T10:14:08+02:00
Aktualizacja: 2025-05-21T09:03:38+02:00
Aktualizacja: 2025-05-20T15:50:19+02:00
Aktualizacja: 2025-05-20T10:45:10+02:00
REKLAMA
REKLAMA

Zimowy test EVA Dywaników z evadywaniki.pl. Zobacz, jak sprawdzają się viralowe dywaniki

Lokowanie produktu: EVA Dywaniki

Śnieg, deszcz i błoto przynoszone na butach – to zimowa codzienność każdego kierowcy. Woda przelewająca się po dywanikach, uporczywy zapach wilgoci, parujące szyby i niekończące się sprzątanie wnętrza auta… Brzmi znajomo? To powtarzający się problem tradycyjnych dywaników, który wydaje się nie do przeskoczenia. A jednak – w XXI wieku istnieje skuteczne rozwiązanie. EVA Dywaniki ® z evadywaniki.pl to innowacyjna technologia, która eliminuje wszystkie te bolączki, zapewniając maksymalną ochronę auta niezależnie od pory roku. Pokrywają aż 99% powierzchni podłogi, zatrzymują wilgoć w specjalnych komórkach i są dziecinnie proste w czyszczeniu. Czy faktycznie działają tak dobrze, jak obiecuje producent? Sprawdziliśmy to w zimowym teście. Na deser mamy dla Was też kod rabatowy na EVA Dywaniki ®, który – uwaga! - łączy się z innymi zniżkami dostępnymi na stronie. Ale najpierw przeczytajcie recenzję i przekonajcie się, czy aby na pewno EVA Dywaniki ® z evadywaniki.pl są rozwiązaniem dobrym dla Was.

Zimowy test EVA Dywaników z evadywaniki.pl. Zobacz, jak sprawdzają się viralowe dywaniki

Dzień powoli staje się już coraz dłuższy. Wiosna zbliża się wielkimi krokami, co jednak nie oznacza, że po drodze nie czeka nas jeszcze sporo mroźnych poranków, śnieżnych dni i wypraw w trudnych warunkach. Zima to sezon, który stanowi wyzwanie zarówno dla kierowców, jak i dla ich samochodów. Fani wyjazdów na narty chcieliby pewnie, by się nie kończyła - dla większości osób stanowi jednak spore utrudnienie codziennego życia.

Zimą o wiele trudniej jest utrzymać samochód w czystości

Wilgoć, błoto, śnieg - oto tylko niektóre rzeczy, które podczas obecnej pory roku sprawiają, że wnętrze naszego auta nie będzie tak przyjemne, jak wcześniej. Problem nie jest wyłącznie kwestią estetyki. Jeśli na butach naniesiemy wilgoć, zaczną parować nam szyby.

Co można z tym zrobić? Warto zacząć od wymiany dywaników. Materiałowe zimą to zły pomysł - błyskawicznie namakają, łatwo się brudzą i są trudne w czyszczeniu. Czy w takim razie lepiej postawić na gumowe? Owszem - ale istnieje jeszcze bardziej korzystne rozwiązanie.

To EVA Dywaniki ® z evadywaniki.pl

Oto dywaniki, które łączą zalety dywaników materiałowych i gumowych - ale nie mają przy tym wad żadnego z tych rozwiązań. Na czym polega „tajemnica” EVA dywaników? Nazwa nie jest przypadkowa: EVA to nazwa materiału, z którego je wykonano. To tworzywo polimerowe, z którego zrobiono np. buty typu Crocs albo takie, które można znaleźć na podłodze na siłowni. Komórki dywaników skutecznie zatrzymują i stabilnie przechowują wilgoć i zanieczyszczenia. Co to oznacza? Dywaniki „niechętnie” się brudzą, a potem bardzo łatwo je się czyści. Wystarczy wyjąć je z samochodu - co nie stanowi żadnego problemu, bo dzięki materiałowi, z którego są wykonane, ważą naprawdę mało, a przy tym są stosunkowo sztywne, dzięki czemu nawet mocno zabrudzone bez problemu wyjmujemy jedną ręką, bez obawy o zanieczyszczenie samochodu. Brud, błoto, woda i inne zanieczyszczenia zatrzymane są w polimerowych komórkach do momentu czyszczenia.

dywaniki eva

Skoro jesteśmy już przy temacie czyszczenia, to zauważyłem, że zazwyczaj wystarczy wytrzepać dywanik i można jechać dalej! Ich nieprzywieralna powierzchnia sprawia, że zanieczyszczenia nie wnikają w materiał i nie pozostawiają śladu — dosłownie są przechowywane w komórkach. Dzięki temu dywaniki przez długi czas wyglądają na czyste. W przypadku zimowego armagedonu wystarczą 3 minuty na myjni pod ciśnieniem strumienia wody — po takim zabiegu wyglądają jak nowe.

EVA Dywaniki ® z evadywaniki.pl to też rozwiązanie dla osób, które chcą dopasować kolor np. do jasnej tapicerki. Nie tylko oferują wybór spośród palety 16 kolorów, jeszcze większej ilości obszyć, rodzaju komórek, ale i rozwiązują problem związany z brakiem praktyczności jasnych dywaników. Możecie wybrać kremowe dywaniki i jeździć bez obaw.

Sami zobaczcie, dlaczego ponad 14 000 zweryfikowanych użytkowników uważa, że dywaniki EVA z EVADywaniki.pl to najlepsze samochodowe na rynku!

Po wpisaniu na stronie kodu rabatowego SPIDERS można uzyskać 5 proc. dodatkowej zniżki. Łączy się ze wszystkimi zniżkami dostępnymi na stronie evadywaniki.pl i dotyczy również organizerów samochodowych.

Czy EVA Dywaniki ® będą pasować do mojego samochodu?

Takie pytanie nasuwa się w dość naturalny sposób - odpowiedź brzmi jednak „tak” i to właściwie niezależnie od tego, jakim samochodem jeździ pytający. EVA Dywaniki ® są szyte pod wymiar danego auta i specjalnie profilowane do krzywizn podłogi. To samochodowy odpowiednik… garnituru szytego na miarę. Co ważne, dywaniki pokrywają do 99 proc. powierzchni auta - także w bagażniku.

Wiemy też, że przesuwające się dywaniki potrafią być prawdziwym koszmarem kierowcy, utrudniając prowadzenie auta i prowadząc do niebezpiecznych sytuacji. EVA Dywaniki ® zaoszczędzą nam takich „atrakcji” - mają bowiem mocne rzepy i zaczepy mocujące, na które producent udziela aż 5-letniej gwarancji.

Jak EVA Dywaniki ® wypadają zimą?

Nasz redakcyjny kolega jeździ samochodem z takim wyposażeniem już od ponad roku. Co ważne, ma w swoim aucie jasne dywaniki.

Skoro jesteśmy już przy kolorach, warto dodać, że EVA Dywaniki ® z evadywaniki.pl można personalizować na właściwie dowolny sposób. Da się dobierać wygląd nawet najmniejszych detali i dobrze przy tym bawić. Rodzaj komórek dywanika, kolor, kolor obszycia, rodzaj podstopnicy… wybory mogą zająć dłuższą chwilę i być naprawdę przyjemne. Dywaniki będą pasować, niezależnie od koloru tapicerki auta i gustu właściciela.

Wracając do dywaników redakcyjnego kolegi - dzięki temu, że do materiału EVA nie przywierają zanieczyszczenia, a całość jest łatwa do mycia i utrzymywania w porządku, nie należy bać się nawet jasnych kolorów. Nie będą „straszyć”. Jak wyglądają po roku ciężkiego, rodzinnego użytkowania, pełnego wypadów całą familią np. do lasu czy w góry? Bardzo dobrze - właściwie jak nowe!

EVA Dywaniki ® rozwiązują problemy właścicieli klasycznych dywaników

Nie brudzą się tak łatwo, jak dywaniki welurowe i nie chłoną wilgoci. W porównaniu z dywanikami gumowymi są lżejsze, a poza tym nie emitują zapachu. Nie czuć ani gumą, ani stęchlizną - ta druga woń pojawia się często zimą w autach z materiałowymi dywanikami, które są wiecznie mokre.

Podczas mroźnych i „brudnych” miesięcy roku, auto nadal może być czyste i przyjemne w środku. Latem dywaniki też sprawdzą się doskonale - nie musicie się przejmować, gdy do auta wskoczy gromadka dzieciaków i pies po zabawie na plaży. Polimerowe komórki w mig uchwycą piach, wilgoć i inne zanieczyszczenia. Wystarczy wytrzepać dywaniki i możecie jechać dalej autem, w którego wnętrzu jest czysto.

EVA Dywaniki ® z evadywaniki.pl możesz kupić taniej

Po wpisaniu na stronie kodu rabatowego SPIDERS można uzyskać 5 proc. dodatkowej zniżki. Łączy się ze wszystkimi zniżkami dostępnymi na stronie i dotyczy również organizerów samochodowych. Na przykład: przy zakupie całego kompletu EVA Dywaników ® z naszym kodem można uzyskać aż do 25 proc. zniżki, w zależności od modelu auta. Przy produktach z wyprzedaży zniżka sięga 35 proc. Dla osób, które lubią rozkładać swoje wydatki na raty, producent oferuje wygodny system ratalny 0% RRSO. Można skorzystać także z płatności odroczonej PayPo i zapłacić w ciągu 30 dni.

Podsumowując - za EVA Dywaniki ® płaci się raz, a potem ma się problem z głowy na lata. Można zapomnieć o sezonowej wymianie dywaników, żmudnym czyszczeniu na myjni i wiecznie brudnej podłodze. Omawiany produkt wystarczy wam na lata - dywaniki są są niemalże niezniszczalne. Potwierdza to ponad 13 000 opinii zweryfikowanych użytkowników, które przeczytacie na stronie producenta. Sprawdźcie sami, o ile łatwiejsze może być użytkowanie auta zimą!

Lokowanie produktu: EVA Dywaniki
Najnowsze
Aktualizacja: 2025-05-22T18:19:23+02:00
Aktualizacja: 2025-05-22T16:37:08+02:00
Aktualizacja: 2025-05-21T14:09:09+02:00
Aktualizacja: 2025-05-21T10:54:22+02:00
Aktualizacja: 2025-05-21T10:14:08+02:00
Aktualizacja: 2025-05-21T09:03:38+02:00
Aktualizacja: 2025-05-20T15:50:19+02:00
Aktualizacja: 2025-05-20T10:45:10+02:00

Ten sprzęt pozwoli uniknąć mandatu. I wcale nie kosztuje dużo

Lokowanie produktu: DDPAI

DDPAI Z50 Pro to rejestrator jazdy wyposażony w zaawansowane rozwiązania, który wcale nie kosztuje zbyt wiele. Sprawdź, dlaczego warto mieć kamerę. I dlaczego właśnie taką.

Ten sprzęt pozwoli uniknąć mandatu. I wcale nie kosztuje dużo

Inny kierowca uderza w twój samochód na parkingu pod sklepem, a potem nic sobie z tego nie robi i odjeżdża. Nie zostawia kartki z namiarem, nie czeka na ciebie, tylko po prostu ucieka. Zostajesz z wgniecionym zderzakiem i rozbitą lampą. Kto za to zapłaci? Ty - albo musisz wyciągnąć kasę z konta, albo godzić się ze zwyżkami za ubezpieczenie. Denerwujące.

Jeszcze bardziej może irytować inna sytuacja. Jedziecie sobie po ulicy i nagle wjeżdża w was inny samochód. Czyja to wina? Wydaje ci się, że tego drugiego kierowcy, ale nie masz stuprocentowej pewności. Tamten jest bardzo pewny siebie, krzyczy i przekonuje. Na miejsce przybyła policja, ale usłyszała podaną przez niego wersję zdarzeń. Nie jest do końca zgodna z prawdą, ale nie masz na to dowodów. Dostajesz mandat i musisz naprawić auto na swój koszt. Niedobrze.

Takim sytuacjom da się zapobiec

Podobnych scenariuszy można opisać jeszcze więcej. Z ciężarówki jadącej z przodu spada bryła lodu, uszkadza szybę i maskę twojego wozu. Kierowca zestawu z naczepą o niczym nie wie, nie reaguje też na trąbienie i błyskanie światłami. Odjeżdża.

Złodziej włamuje się do auta, wybija szybę, kradnie torbę z siedzenia. Inny kierowca blokuje wam drogę, wysiada, posuwa się do agresji w stosunku do was.

Lekarstwem jest wideorejestrator

Wideorejestrator, znany też jako kamera samochodowa albo „kamerka”, nie zapobiegnie nieuwadze innego kierowcy ani nie zatrzyma bryły lodu na drodze z dachu naczepy. Sam jego widok może jednak ostudzić emocje agresora. Poza tym, nagranie stanowi dowód - tego, kto spowodował stłuczkę, co się stało i jakie są jego tablice rejestracyjne.

Coraz więcej kierowców decyduje się na montaż takiego urządzenia. Kosztuje mniej niż niesłusznie nałożony mandat albo naprawa auta po stłuczce. Jaką kamerę wybrać? Mam pewną propozycję. Jeśli już masz wideorejestrator w swoim samochodzie, też nie przestawaj czytać. Całkiem możliwe, że na tle sprzętu, który zaraz poznasz, twoja kamera wyda ci się przestarzała niczym sprzęt z czasów braci Lumiere. Pamiętaj - im lepsza jakość nagrania i im więcej przydatnych funkcji, tym większa szansa na to, że niepozorne urządzenie wybawi cię od problemów.

Oto DDPAI Z50 Pro

Słowo „Pro” sugeruje zaawansowany sprzęt. Słusznie - mówimy o nowoczesnym urządzeniu wysokiej jakości. Wiem, jakie zastrzeżenie przychodzi ci od razu do głowy. „Skoro tak, to na pewno będzie drogie”. Rozumiem - ale zaznaczam, że celem konstruktorów DDPAI było zbudowanie kamery, która nie będzie droga. Nie musisz rozbijać banku.

Czas na kilka zalet Z50 Pro. Po pierwsze: to świetna jakość nagrania. Rejestrator, który nie radzi sobie w trudniejszych warunkach oświetleniowych nie ma sensu, skoro wiele stłuczek dzieje się nocą, a noc… przez wielką część roku zaczyna się już o 15. Kamera przednia Z50 Pro zapewnia bardzo wyraźny obraz w rozdzielczości 4K UHD, rejestrując najdrobniejsze szczegóły na drodze, takie jak tablice rejestracyjne, znaki drogowe i nieoczekiwane zdarzenia. W komplecie jest też tylna kamera 1080P. Też doskonale filmuje, zapewniając obraz sytuacji dookoła auta.

Jeśli chodzi jeszcze o pracę nocą, DDPAI Z50 Pro robi to świetnie także za sprawą technologii NightVIS 2.0. To zaawansowany system noktowizyjny, oparty na obrazowaniu AI ISP, który redukuje szumy, zwiększa jasność i poprawia wyrazistość nawet w ciemnym otoczeniu. Niezależnie od tego, czy poruszasz się po słabo oświetlonych ulicach, czy też masz do czynienia z nadjeżdżającymi reflektorami innych aut - na filmie nagra się to, co trzeba i będziesz mógł to potem wykorzystać.

Po drugie - monitorowanie auta w czasie rzeczywistym

Dzięki łączności 4G, Z50 Pro umożliwia monitorowanie pojazdu w czasie rzeczywistym, niezależnie od tego, czy jesteś w pobliżu, czy daleko. Dzięki aplikacji DDPAI możesz oglądać nagrania na żywo (czyli sprawdzać, „co słychać” u twojego auta), dostawać powiadomienia o zdarzeniach i pobierać nagrania. Na początek DDPAI oferuje 90-dniowy bezpłatny okres próbny z 30 GB danych.

Po trzecie - szybka i stabilna łączność

Dzięki obecnej w tym sprzęcie, najnowszej technologii WiFi6, transfer danych jest szybszy i bardziej stabilny. Oznacza to szybsze pobieranie nagranych materiałów, umożliwiając dostęp do ważnych filmów bez długiego czasu oczekiwania. Niezależnie od tego, czy pokazujesz nagranie policji czy zapisujesz specjalne wspomnienia z podróży (gdy np. mijałeś niezwykły, rzadki samochód), WiFi6 minimalizuje opóźnienia i buforowanie.

Poza tym - superkondensator, który… jest naprawdę super

W przeciwieństwie do konwencjonalnych kamer samochodowych, które opierają się na bateriach litowych, Z50 Pro wykorzystuje trwały superkondensator, zapewniając zwiększoną niezawodność i bezpieczeństwo. Superkondensatory są odporne na ekstremalne temperatury, dzięki czemu kamera działa wydajnie zarówno w gorącym, jak i zimnym otoczeniu bez ryzyka przegrzania lub pęcznienia. Niezależnie od tego, czy akurat trwają wielkie upały, czy… zima stulecia.

Zalet DDPAI Z50 Pro jest jeszcze więcej: to m.in. wbudowany moduł GPS, obsługa dużych kart pamięci (do 512 GB), dzięki której nie musisz się martwić usuwaniem starszych plików, a także wyświetlacz wyjątkowo dobrej jakości. To 3-calowy ekran IPS, który zapewnia doskonałe wrażenia wizualne z żywymi kolorami, szerszymi kątami i zwiększoną jasnością w porównaniu do standardowych wyświetlaczy LCD.

DDPAI Z50 Pro oferuje świetną jakość za rozsądną cenę

Niezależnie od tego, czy codziennie dojeżdżasz do pracy, jesteś taksówkarzem, czy po prostu szukasz sprzętu, który zapewni ci bezpieczeństwo i spokój, Z50 Pro może być doskonałym rozwiązaniem. Szybko podziękujesz sobie za ten zakup, może się też okazać, że kamera… błyskawicznie się zwróci. Do 9 maja możesz kupić sprzęt taniej z kodem SPID04 (już działa!). Linki, pod którymi możesz to zrobić, znajdziesz tu: Aliexpress i Allegro.

Lokowanie produktu: DDPAI
Najnowsze
Aktualizacja: 2025-05-22T18:19:23+02:00
Aktualizacja: 2025-05-22T16:37:08+02:00
Aktualizacja: 2025-05-21T14:09:09+02:00
Aktualizacja: 2025-05-21T10:54:22+02:00
Aktualizacja: 2025-05-21T10:14:08+02:00
Aktualizacja: 2025-05-21T09:03:38+02:00
Aktualizacja: 2025-05-20T15:50:19+02:00
Aktualizacja: 2025-05-20T10:45:10+02:00
REKLAMA

Stellantis planuje trzybiegową skrzynię biegów do aut elektrycznych. Sprzęgło im jeszcze zróbcie

A wtedy zatoczymy pełne koło i wrócimy do czasów, kiedy samochody miały trzy biegi. W rzeczywistości chodzi o trzyprzełożeniową skrzynię do aut elektrycznych, ale terenowych.

Stellantis planuje trzybiegową skrzynię biegów do aut elektrycznych. Sprzęgło im jeszcze zróbcie
REKLAMA

Większość nowoczesnych samochodów elektrycznych doskonale obywa się bez skrzyni biegów. Wystarcza im po prostu przekładnia redukcyjna, zmniejszająca obroty silnika. Moment obrotowy generowany przez silnik elektryczny jest na tyle duży, że nie trzeba wspomagać się dodatkowo zmianą przełożeń. Są wyjątki, jak chociażby Porsche Taycan, które ma bieg szybki i wolny, ale trzybiegowej przekładni do samochodu elektrycznego nie zrobił jeszcze nikt. Na to wpada Stellantis...

REKLAMA

Stellantis planuje elektryczną terenówkę pod nazwą Jeep Recon

I właśnie zapewne w Reconie pojawi się możliwość wyboru jednego z trzech biegów. Nie będzie to trzybiegowy „automat”, który miałby zmieniać przełożenia podczas jazdy, bo niby po co. Widzę to raczej jako rodzaj przekładni znanej z ciągników. Wybieramy sobie „prędkość roboczą” i jedziemy. Oczywiście bieg najniższy będzie odpowiednikiem reduktora z samochodów spalinowych (Low Range). Oprócz tego będzie jeszcze bieg High Range, taki do zwykłej jazdy po drodze oraz Direct - bezpośredni, bez przekładni redukcyjnej. Trochę nie wiem po co, może do pojechania 200 km/h terenówką.

W każdym razie układ napędowy Jeepa Recon to ma być absolutny majstersztyk i coś, czego do tej pory nie było. Silnik elektryczny będzie mógł napędzać tylko przód, tylko tył albo obie osie razem. Do tego blokowany dyferencjał z tyłu i z przodu, jak w Mercedesie klasy G. Wiadomo, to nie jest jeszcze poziom czterech osobnych silników elektrycznych, jak w niektórych supersamochodach na prąd, ale w terenówce wypada raczej się cieszyć, że piasty kół taplające się w błocie nie są zintegrowane z silnikami. Dzięki temu samą jednostkę napędową można zamontować o wiele wyżej. Co ciekawe, ma wystąpić możliwość automatycznej zmiany między drugim a trzecim biegiem, czyli jeśli na przykład wciśniemy mocno gaz i zaczniemy nabierać prędkości, to przekładnia sama przerzuci z High Range na Direct Drive dla efektywniejszej jazdy po autostradzie.

Proszę nie pytać co to są za numerki. Nie znalazłem opisu do tego rysunku patentowego.

Jak ma działać taka przekładnia?

W dalszej przyszłości trzybiegowa przekładnia redukcyjna dla EV mogłaby też być wykorzystana w pickupach marki RAM czy innych dużych samochodach od Stellantis. Zasadniczo jest to przekładnia planetarna, z zasady działania podobna do trzybiegowych skrzyń automatycznych w starych samochodach. Istnieje ring zewnętrzny, koła planetarne obracające się wewnątrz i wał centralny. W zależności od wybranego przełożenia moc przenosi albo ring (a koła planetarne są zablokowane), albo koła planetarne, a przy przełożeniu bezpośrednim przekładnia jest w ogóle pominięta i wał kręci się z prędkością obrotową silnika. Można więc powiedzieć, że prochu to oni nie wymyślili.

REKLAMA

Wbrew pozorom ten pomysł ma dużo sensu i zostanie zapewne wykorzystany nie tylko w terenówkach

Dzięki niemu na przykład samochody miejskie będą mogły mieć silniki elektryczne o stosunkowo małej mocy i przy biegu redukcyjnym idealnie jeździć po mieście dzięki dobremu przyspieszeniu w zakresie powiedzmy 0-80 km/h, ale po zmianie z biegu redukcyjnego na bezpośredni nadadzą się również do jazdy w trasie przy względnie małym zużyciu prądu. Wszystko zależy od tego, czy producentowi się to opłaci oraz co wymoże na nim konkurencja. Jedno jest pewne: rozwój samochodów elektrycznych jeszcze się nie zakończył – oni tam cały czas coś knują, jak je poprawić, żebyście w końcu przestali narzekać.

REKLAMA
Najnowsze
Aktualizacja: 2025-06-17T13:53:06+02:00
Aktualizacja: 2025-06-16T21:07:03+02:00
Aktualizacja: 2025-06-16T17:18:55+02:00
Aktualizacja: 2025-06-15T16:00:39+02:00
Aktualizacja: 2025-06-15T14:26:29+02:00
Aktualizacja: 2025-06-15T11:01:21+02:00
Aktualizacja: 2025-06-14T15:00:00+02:00
REKLAMA
REKLAMA