Oto najmocniejsze Golfy w historii. I ten, który je wszystkie zawstydzi
Volkswagen Golf R 20 Years zadebiutuje już za chwilę. To specjalna wersja na uczczenie rocznicy wprowadzenia Golfa z literką „R”. Ale w historii modelu było wiele mocnych odmian.
333 KM. Tyle nie osiągał jeszcze żaden seryjny Volkswagen Golf w długiej historii modelu, ale to się za chwilę zmieni. Z okazji dwudziestolecia wersji R, na rynkach europejskich, australijskim i brytyjskim zadebiutuje Volkswagen Golf R 20 Years. W stosunku do seryjnej „R-ki” ma moc podniesioną o 13 KM. Oprócz tego, seryjny będzie wydech Akrapovicia. W połączeniu z funkcją „Emotional Start”, dzięki której Golf od razu podbija obroty do 2500 po odpaleniu silnika, mamy idealną receptę na zrażenie do siebie sąsiadów.
Volkswagen Golf R 20 Years będzie dostępny w dwóch kolorach
Do wyboru, oczywiście. Jeden to klasyczny niebieski „Lapiz”. Drugi to nie mniej klasyczna, choć trochę bardziej nudna biel. Wersję wyróżnią odpowiednie emblematy. Czy będzie limitowana? I tak i nie. Nie jest powiedziane, czy powstanie konkretna liczba sztuk, ale Volkswagen Golf R 20 Years będzie oferowany tylko przez rok. Zamówienia ruszają za chwilę, czyli drugiego czerwca.
To kolejny Golf, który może rozpalać wyobraźnię
Fani modelu mają o czym marzyć i na co odkładać już od kilku dekad. Golf Rallye pojawił się w roku 1989. Mówimy więc o drugiej generacji modelu. Powstał jako „homologation special”, czyli krótkoseryjny model wprowadzany na rynek po to, by uzyskać homologacje na wersję rajdową. Tego typu odmiany to murowane klasyki. W przypadku Golfa nie jest inaczej. Owszem, VW nie zawojował oesów tak, jak np. Lancia czy Peugeot, a Golf nie stał się legendą rajdową, ale wersja Rallye i tak jest białym krukiem dla kolekcjonerów. Powstało 5000 sztuk, a każda z nich kosztowała dwa razy tyle, co Golf GTI. Silnik o pojemności 1763 ccm został wzmocniony sprężarką do 158 KM. Wisienką na torcie była obecność napędu na cztery koła. Dodajmy do tego smakowite poszerzenia nadwozia i inne niż w „normalnym” Golfie, prostokątne przednie lampy. To było coś.
Jeszcze lepszy był Golf II Limited G60
Ta wersja wyglądała bardziej niepozornie. Nie miała poszerzeń ani innych reflektorów… i dobrze, bo potrafiła jeszcze mocniej zaskoczyć spod świateł kierowców „lepiej urodzonych” aut. Nawet Porsche nie mogło czuć się bezpiecznie. Sprężarka podniosła moc Golfa Limited do kosmicznych w tamtych czasach 210 KM. Tu także zagościł napęd na cztery koła, kierowca nie musiał więc bać się o trakcję. Setka? W 7,4 s. Prędkość maksymalna? Aż 230 km/h. Powstało tylko 71 sztuk Golfa II G60. Ceny dziś sięgają… nieba.
Warto wspomnieć też o Golfie IV R32
To właśnie od tego modelu rozpoczęła się historia wersji z literą „R” – i dzięki temu świętujemy dwudziestolecie. W przypadku pierwszych dwóch generacji „R-ek”, czyli tych zbudowanych na bazie Golfa IV i V, oprócz literki stosowano też liczbę symbolizującą pojemność silnika. Nic dziwnego, bo było się czym chwalić. W obydwu przypadkach mówimy o silniku 3.2 z sześcioma cylindrami. W Golfie IV R32 rozwijał 241 KM (i przy okazji świetnie brzmiał). Nowością w tym modelu było zastosowanie szybkiej, dwusprzęgłowej skrzyni DSG. Jej kolejne wersje towarzyszą kierowcom Golfów R do dziś.
Był jeszcze Volkswagen Golf GTI W12 650 Concept
Wszystkie opisane wyżej modele łączy to, że – owszem – są drogie lub bardzo drogie (nawet za Golfa IV R32 w dobrym stanie trzeba dziś zapłacić ok. 30 tysięcy euro), ale da się je kupić. Czasami trzeba poszukać, wziąć udział w aukcji albo mieć znajomości, ale to możliwe. Z Golfem GTI W12 650 Concept jest gorzej. Dlaczego? Mówi o tym już nazwa modelu. Jest to prototyp. Co gorsze, powstał zaledwie w jednym egzemplarzu. Owszem, jest w pełni funkcjonalny i jeździ (a przynajmniej jeździł, gdy był nowy – pokazano to nawet w programie Top Gear), ale szanse na to, że stanie w prywatnym garażu, są małe.
Ten wóz to czyste szaleństwo. Owszem, początek XXI wieku był czasem wielkich silników w małych autach (o czym niech świadczy montowanie jednostki 3.2 w Golfie…), ale to już naprawdę przesada. Dwunastocylindrowy potwór nie zmieściłby się oczywiście pod maską, więc został zamontowany centralnie, za przednimi fotelami. To silnik znany m.in. z Bentleya Continentala GT. W Golfie zagościły też m.in. hamulce i tylne zawieszenie z Lamborghini Gallardo i klatka z Audi R8. To taki koktajl wszystkiego, co najlepsze i najdroższe w koncernie, przyprawione poszerzonym i przerobionym nadwoziem Golfa. Moc? Jak w nazwie – 650 KM. Prędkość maksymalna? Taka, jak połowa mocy, czyli 325 km/h. Czy doczekamy się kiedyś tak mocnego, seryjnego Golfa? Chyba nic nie jest niemożliwe. Chociaż nie, jedno jest - zastosowanie silnika większego niż czterocylindrowy w tych czasach. A kolejny Golf R pewnie i tak będzie elektryczny.
- Czytaj również: Jak to jeździ? Maserati Biturbo, legenda mocy i awaryjności