Hej, polscy kierowcy, jakie znacie marki samochodów? Polacy: Toyota, Toyota i też Toyota
Sześć Toyot w pierwszej dziesiątce sprzedaży w lutym 2024 r. Chyba nasza ulubiona marka narodowa osiągnęła już swój szczyt. A dokąd prowadzą wszystkie drogi ze szczytu?
W lutym w Polsce sprzedało się aż 45 200 nowych samochodów. To znakomity wynik, bo w porównaniu z lutym zeszłego roku wzrost wynosi aż 19,5 proc. Najwyraźniej musi nam się świetnie wieść, skoro kupujemy aż tyle nowych aut. Przy czym oczywiście świetnie wiedzie się firmom, bo to one głównie kupują nowe auta. A właściwie kupują głównie nowe Toyoty.
Toyota sprzedała w lutym 9649 samochodów, osiągając udział rynkowy przekraczający 21 proc.
Następna w kolejności Skoda ma wynik 5180 aut i udział na poziomie 11 proc. Dalej już jest znacznie chudziej, bo Kia i Hyundai sprzedały po mniej niż 3000 aut, a Volkswagen niecałe 2300 pojazdów. Zwracam uwagę: na każdego sprzedanego Volkswagena przypadają cztery nowe Toyoty. To trochę jakby nokaut.
Zatem aby odwrócić uwagę od szalonej dominacji marki z Japonii, przedstawię Wam teraz wszystkie auta z pierwszej dziesiątki sprzedaży w Polsce, które nie są Toyotami.
Miejsce trzecie: Skoda Octavia (1864 sztuki)
Najrozsądniejszy nowy samochód osobowy, który nie jest Toyotą. Octavia ma eleganckie wnętrze, dużo miejsca z tyłu i wygląda na droższą niż jest. Chociaż tanią to bym jej nie nazwał, skoro podstawowa wersja kosztuje już 100 200 zł i to z silnikiem 1.0 oraz manualną skrzynią biegów. Za wariant 1.5 TSI MHEV z automatem trzeba zapłacić ok. 150 tys. zł. Niemało, a wóz i tak znajduje nabywców. Ciekawe jak niedawny lifting wpłynie na sprzedaż tego modelu.
Miejsce piąte: Kia Sportage (1196 sztuk)
Jest ładna, nowoczesna i nie trzeba zmieniać biegów. Polacy galopują do salonów. To taki samochód, który kupujesz, bo ci się powiodło, ale nie chcesz bez potrzeby wyglądać na zamożnego. W pełni to rozumiem, sam jeżdżę koreańskim autem - może akurat nie teraz, ale ogólnie tak. Kia Sportage występuje w wersji benzynowej, hybrydowej i plug-in hybrid, czyli jest z czego wybierać.
Miejsce szóste: Hyundai Tucson (1150 sztuk)
Ustaliliśmy już chyba, że Polacy kochają koreańskie SUV-y. Sam jeden Tucson odpowiada za 44 proc. całej sprzedaży Hyundaia w Polsce. Jeśli dodamy i30 i i20, to mamy 75 proc. sumy wszystkich sprzedanych aut. Czyli zasadniczo resztę gamy można zaorać. Żartuję, jest dokładnie odwrotnie: im szersza gama, tym lepiej, nawet jeśli temat ciągną trzy lokomotywy, a reszta to wagoniki.
Miejsce dziesiąte: Nissan Qashqai (700 sztuk)
Nissan nie ma ostatnio dobrej passy w Polsce, ale trudno też przeoczyć, że jego obecna oferta jest cieniem tej, którą miał kiedyś. Kiedyś Nissan oferował pełną gamę pojazdów różnej wielkości i zastosowania, od Micry do Maximy i Patrola. Dziś w ma w ofercie sześć modeli, z tego trzy spalinowe, dwa elektryczne i jedno przeznaczkowane Renault Kangoo. Nic dziwnego, że przegrywa z Toyotą, skoro ludzie nie mają czego kupować. No ale na szczęście Qashqai jakoś się broni i nie po raz pierwszy znajduje się w pierwszej dziesiątce sprzedaży w Polsce. Stawiam 2 zł, że hitem jest benzynowa wersja 1.33 z automatem, a ten cały e-Power to tak niekoniecznie.
Podsumowanie
Wszyscy producenci, którzy wygrywają na polskim rynku, mają jedną wspólną cechę: szerokie gamy modelowe. Klienci przychodzą do salonu i mają wybór. Natomiast wszyscy ci, którzy te gamy radykalnie okroili, przegrywają z kretesem. Opel, Ford, Fiat, nawet Renault z nędznym 1,9 proc. udziału – mogą tylko sami sobie pogratulować i powiedzieć z przekąsem „dobra robota”. Przypomnę, że Renault kiedyś było w pierwszej piątce, a sam ich jeden model – pamiętna Thalia – osiągała ponad 3 proc. udziału w rynku. Dziś o takim rezultacie marzyłaby cała marka. Sam jeden Lexus RX w lutym sprzedał się w 412 sztukach, podczas gdy całe Renault upłynniło nieco ponad 850 aut. Na serio, albo ktoś tu się ogarnie, albo za rok napiszę wpis o tym, że pierwsze auto spoza koncernu Toyoty pojawia się około piętnastego miejsca. Bo wszystkie drogi ze szczytu prowadzą w dół, chyba że akurat ktoś spuszcza ci drabinkę z helikoptera. Zawsze możemy przecież iść w stronę modelu kenijskiego, gdzie Toyota ma jakieś 75 proc. rynku...