Sprowadzisz samochód z USA, ale go nie zarejestrujesz, bo diagnosta ma zły humor. Mamy szczegóły
Konferencja Polskiej Izby Stacji Kontroli Pojazdów miała ciekawy przebieg. Z relacji dowiedzieliśmy się, jak będzie wyglądała procedura indywidualnego dopuszczenia do ruchu samochodu importowanego spoza Unii Europejskiej. Nie chciałbym jej przechodzić...

Rząd planuje wprowadzić nowe regulacje dotyczące pierwszej rejestracji samochodu w Polsce. Najwyraźniej do tej pory mieliśmy za łatwo, więc teraz oczywiście będzie trudniej. Niedawno pisałem o tych planach, teraz mamy dość istotne doprecyzowanie nowej procedury, które przedstawiono przy okazji corocznej konferencji PISKP. Mowa o indywidualnym dopuszczeniu do ruchu samochodu importowanego. Już sama ta nazwa brzmi groźnie.
Samochód importowany spoza Unii Europejskiej będzie musiał przejść badanie techniczne
To oczywiste, teraz też musi. Jednak różnica polega na tym, że podczas tego pierwszego badania diagnosta dokona weryfikacji normy emisji spalin pojazdu sprowadzonego. Nie będzie tego czynił za pomocą analizatora spalin – a to dlatego, że badanie analizatorem owszem podaje skład spalin, ale nie ma to nic wspólnego z poziomami homologacyjnymi dla danej normy Euro. Przypomnę, bo wiele osób tego nie wie: badanie emisji spalin na stacji kontroli pojazdów to nie jest sprawdzenie, czy wasz samochód spełnia daną normę Euro. On ma ją spełniać jako pojazd nowy, poziomy dla aut używanych są zupełnie inne. Da się przejść badanie techniczne dieslem z Euro 5 bez DPF.
Diagnosta sprawdzi tabliczkę znamionową sprawdzanego pojazdu, a następnie porówna zamieszczone tam informacje ze... stroną internetową amerykańskiej agencji ochrony środowiska EPA. A co z pojazdami importowanymi z innych krajów? Co z Kanadą, Japonią albo Norwegią? Obawiam się, że tych pytań zadawać nie należy. Innymi słowy, trzeba będzie mieć ze sobą jakieś dokumenty, które poświadczą, że nasz pojazd spełnia jakąś normę podobną do normy Euro. A co jeśli ich nie mamy, lub diagnosta ich nie zaakceptuje?
To wtedy przestaje być śmiesznie
Wtedy pojazdem zajmie się „służba techniczna”. Co to dokładnie znaczy? To, że pojazd będzie trzeba przedstawić do badania jednemu z instytutów wypisanych na stronie Transportowego Dozoru Technicznego do szczegółowego badania. To już nie będzie badanie techniczne w rodzaju „sprawdzamy szarpakiem zawieszenie i czy światła się świecą”. Będzie to raczej procedura bliższa homologacyjnej, dużo bardziej precyzyjna i skomplikowana. Próbowałem kiedyś zainicjować taką procedurę w PIMOT względem pojazdu zbudowanego samodzielnie i dowiedziałem się, że orientacyjna cena to ok. 80 tys. zł, ale co do zasady nie wykonuje się takich badań dla osób prywatnych. Można tylko samemu odpowiedzieć sobie na pytanie, czy przytargany z USA Ford Crown Victoria po radiowozie przejdzie polską procedurę indywidualnego dopuszczenia auta do ruchu przez służby techniczne, a jeśli tak, to jakim kosztem. Moim zdaniem jest to zamknięcie furtki dla importu samochodów nieposiadających normy Euro wpisanej w dokumenty.
Znalazłem nawet stronę EPA z listą wydawanych certyfikatów dopuszczenia do ruchu w USA
Życzę wiele powodzenia diagnoście, który będzie chciał dopasować badany samochód do czegoś z tej listy. Zawiera ona 47 403 pojazdy dopuszczone do ruchu w Stanach Zjednoczonych. Zapewne zostanie to w sferze teorii, bo jak stwierdzić czy amerykański Mercedes GLE ma tę samą normę co europejski? Witryna EPA w żaden sposób tego nie potwierdza, bo nie wydają certyfikatów dla Europy. Musiałaby powstać jakaś tabela zgodności, gdzie amerykański numer certyfikatu odpowiadałby europejskiej normie Euro. A to i tak rozwiązałoby problem tylko dla jednego kraju.
Stawiam też, że diagności nie będą chcieli podkładać się i wkładać nadmiernie dużo wysiłku w „dopasowanie” normy pozaeuropejskiej i europejskiej. Zapewne łatwiej będzie wypisać dokument „poddania w wątpliwość” i skierować właściciela do służb technicznych, gdzie nic nie ugra, bo w jaki sposób prywatna osoba ma przedstawić zgodność normy emisji europejskiej i pozaeuropejskiej dla danego samochodu? Nawet jeśli dany pojazd ma taki sam silnik jak stosowano w Europie, to nadal niczego nie dowodzi w kwestii normy emisji. Na zwykłego człowieka nakłada się obowiązek niemożliwy do spełnienia i każdy, kto liznął choćby tej sprawy wie, że normy emisji są niekompatybilne między sobą. Żaden właściciel nie ma szans niczego udowodnić, więc wszystko rozbije się o podejście diagnosty, który albo uzna, że pozaeuropejskie dokumenty potwierdzają jakąś normę Euro, albo nie.
W każdym razie, jeśli chcesz sprowadzić samochód spoza UE, zrób to jak najszybciej
Jak dla mnie – z przedstawionej relacji z konferencji PISKP - wynika jednoznacznie, że po zmianach będzie to możliwe tylko teoretycznie, dokładnie tak samo jak teoretycznie w Polsce możliwa jest rejestracja pojazdu typu SAM. W praktyce od 2012 r. nikomu się to nie udało.