Dziś będzie pytanie na niedzielę, w którym będzie można do woli narzekać.
Skończyły się już ostatecznie czasy, w których mogliśmy zastanawiać się, czy elektryfikacja to przyszłość. Nie musimy się też już zastanawiać, czy „klienci to kupią”, bo nie będą mieli innego wyjścia. Unia Europejska nie żartuje w sprawie CO2, możemy się spodziewać że za naszego życia dopuszczalny limit emisji dla nowego pojazdu będzie po prostu wynosił „zero gram”. Ile dwutlenku na kilometr? Zero gram, jak powiedziałby Taco Hemingway.
Skoro już wiemy jak będzie, to zadajmy sobie pytanie.
Co Wam najbardziej przeszkadza w samochodach elektrycznych?
Budzą one dużo hejtu, także w komentarzach na Autoblogu. Przez problemy z zasięgiem, ogrzewaniem, ładowaniem itp. Zatem teraz przedstawię parę punktów, które podsumowują to, na co najczęściej narzekają potencjalni klienci:
- mały zasięg – przy samochodach miejskich i kompaktowych rzadko kiedy przekracza 200 km, przeważnie to raczej 100-150 km. Ponadto następuje degradacja akumulatorów i po paru latach zasięg spada o 20% lub nawet więcej, czyli w 6-letnim miejskim aucie elektrycznym możemy liczyć się z zasięgiem 70-90 km przy założeniu, że używamy ogrzewania.
- powolne ładowanie – jeśli chcemy ładować samochód elektryczny z gniazdka w garażu, normalnym prądem 230 V, to przyrost zasięgu będzie wynosił jakieś 10 km na godzinę ładowania. Czyli jeśli chcemy uzyskać 300 km – możliwe w większym aucie, typu Kia e-Niro – to musimy je ładować 30 godzin bez przerwy.
- kosztowne ładowanie – korzystanie z komercyjnych stacji ładowania oznacza możliwość uzyskania nawet 60-70 km zasięgu w godzinę, z tym że wtedy za 100 km jazdy zapłacimy 40-50 zł. Jedna kilowatogodzina przez złącze CCS na Greenwayu to ponad 2 zł, a tych kilowatogodzin potrzebujemy 20 na przejechanie 100 km
- brak dźwięku silnika, tramwajowe doznania z jazdy
- nieskuteczne ogrzewanie, lub też jego używanie radykalnie obniża zasięg, lub jedno i drugie – jest i nieskuteczne, i zżera kilometry. Pompa ciepła niewiele pomaga, bo działa przy temperaturze do 5 stopni C, potem już nie pełni swojej funkcji
- nikt nie umie tego naprawić, brak sieci serwisowej. Cytryn i Gumiak jeszcze nie ogarnęli jak naprawiać po taniości auta elektryczne, ewentualny koszt regeneracji akumulatorów będzie tak duży, że o wiele bardziej opłacalne okaże się kupienie nowego samochodu
- „pseudoekologiczny” charakter, bo przecież produkcja akumulatorów z użyciem rzadkich metali nadzwyczaj obciąża środowisko, a potem te akumulatory ładujemy prądem powstałym ze spalania węgla, więc gdzie jest ta ekologia, ja się pytam.
I to już wszystko co najczęściej pojawia się w kontrze do nadchodzącej totalnej elektryfikacji
Który z powyższych punktów najbardziej Wam przeszkadza i zniechęca do przejścia z soku z dinozaura na prąd ze skamieniałych roślin?