REKLAMA

Przegląd ogłoszeń: radość z jazdy dziś, wzrost wartości jutro

Jakże miło byłoby pojeździć przez jakiś czas szybkim, sportowym samochodem i na końcu jeszcze na nim nie stracić! W kilku przypadkach jest to możliwe.

honda s2000 youngtimer
REKLAMA
REKLAMA

Zarabianie na samochodach to trudny biznes. Przewidywanie, które modele zyskają w najbliższym czasie na wartości to zazwyczaj zadanie dla tęgich głów. Są jednak na rynku auta, w przypadku których widać, że albo już nie tanieją, albo powoli zaczynają nabierać wartości. Mowa oczywiście o zadbanych egzemplarzach w oryginalnym stanie i w ciekawych wersjach oraz konfiguracjach.

Takie modele to na przykład… Audi 80 B4 lub Volkswagen Transporter T4.

My w dzisiejszym przeglądzie skupimy się jednak na nieco bardziej emocjonujących autach. Oto wybór szybkich i sportowych modeli z potencjałem na przyszły wzrost wartości. Oczywiście trudno się spodziewać milionowego zarobku na takim samochodzie – to nie jest Ferrari 250 GTO. Ale zapewne uda się przez kilka lat pojeździć i później sprzedać za nieco więcej, niż się kupiło. Przy odrobinie szczęścia i dbałości o auto pewnie zwrócą się też koszty eksploatacji. Kto by tak nie chciał? Oto kilka przyszłych klasyków.

Toyota MR2

Ten samochód nie miał szczęścia do nazwy na rynku francuskim, bo szybko przeczytane „MR2” w tym języku brzmi jak brzydkie słowo. Wielu właścicieli nie miało z kolei szczęścia do tego samochodu, ponieważ nie umieli go opanować i kończyli na drzewie lub w rowie. Charakterystyka tego wozu – z nagłym przejściem z podsterowności do nadsterowności – nie była dla każdego.

MR2 nazywano także „Ferrari dla ubogich”. Niektóre egzemplarze, jeśli akurat nie skończyły na drzewie, służyły nawet jako baza do budowy średnio udanych replik włoskich supersamochodów.

W tym przypadku mamy do czynienia z drugą generacją MR2. Jest ona bardziej przestronna i nieco większa niż legendarna, pierwsza odsłona tego modelu. Sprzedawany egzemplarz jest czerwony, ale na szczęście nikt nie wpadł na to, by przerabiać go na Ferrari. Centralnie umieszczony silnik ma dwa litry i 156 KM. Może się wydawać, że to niewiele, ale MR2 nie jest ciężkie (ok. 1200 kg), nadrabia też prowadzeniem. Sam sprzedający zaznacza, że samochód „nie jest wygodny ani komfortowy”, nie ma klimy ani wspomagania, a w środku jest głośno. Dla niektórych to brzmi jak koszmar, dla innych – jak spełnienie marzeń o prostym, sportowym samochodzie.

Cena: 22 tys. zł. Jeśli nie rozbijesz tego wozu, w przyszłości powinieneś na nim zarobić.

Alfa Romeo GTV 3.0 V6 Busso

Wszyscy na pewno pamiętają słowa Jeremy’ego Clarksona, który powiedział, że każdy szanujący się fan motoryzacji powinien choć raz w życiu mieć Alfę. Jeśli chcecie go posłuchać, model GTV będzie jednym z najciekawszych wyborów.

Nawet sprzedający napisał o tym w ogłoszeniu: brytyjski magazyn Evo uznał silnik V6 Busso za najpiękniej brzmiącą jednostkę sześciocylindrową w historii motoryzacji. Dodajmy do tego futurystyczne – ale bardzo ładne – nadwozie autorstwa Pininfariny i otrzymujemy samochód, którym już teraz można wybrać się na zlot youngtimerów.

Awaryjność? Oczywiście – na pewno nie unikniemy usterek. Trzeba się z tym pogodzić. Na szczęście wiele osób daje tak się oczarować stylowi i urokowi GTV, że zupełnie ich to nie obchodzi. Przynajmniej do czasu.

Opisywany egzemplarz pochodzi z 1996 r. i ma nieduży przebieg. Właściciel już chyba uwierzył, że na GTV można zarobić, bo wystawił ją za 42 tys. zł. To dużo i można znaleźć egzemplarze za cztery razy mniej. Ale jeśli ten rzeczywiście jest w idealnym stanie, to pewnie warto.

Honda S2000

Podobnie jak MR2, również z S2000 nie ma żartów. Ten samochód jest narowisty, łatwo zaczyna „zamiatać tyłem”, a do tego ma o wiele więcej mocy niż wspomniana Toyota. Niektórzy mówią, że S2000 jest jak ścigacz: trochę ze względu na silnik, który uwielbia wysokie obroty, a trochę ze względu na to, że nigdy nie wiadomo, czy wróci się do domu...

Oto wersja po liftingu, oznaczona kodem AP2. Sama S2000 weszła na rynek w 1999 r., a AP2 wprowadzono w 2003 r. Lifting miał na celu „ucywilizowanie” tego samochodu. Zmieniono wielkość kół i rodzaj opon, by ograniczyć tendencję do nadsterowności. Delikatnie zmieniono stylizację i wprowadzono głośniki wbudowane w zagłówki. Ale system kontroli stabilności wpisano na listę wyposażenia standardowego dopiero w 2006 r. Ten egzemplarz pochodzi z 2005 r. Silnik to wolnossące (!) 2.0 o mocy 240 KM.

Poszukiwania bezwypadkowej S2000 to bardzo trudne zadanie i wiele osób albo z tego rezygnuje i kupuje jakiś „spokojniejszy” model, albo po prostu skupia się na tym, by Honda nie była nietknięta ręką blacharza, a po prostu dobrze naprawiona. To słuszne podejście.

Ten roadster został wyceniony na 60 tys. zł. Jak na S2000, które robi wrażenie zadbanego, to całkiem atrakcyjna cena. Niektóre egzemplarze już teraz potrafią kosztować sto tysięcy. Z dnia na dzień jest tych Hond coraz mniej.

Opel Speedster 2.2

O Speedsterze już kiedyś pisałem, więc czytelnicy Autobloga zapewne pamiętają o jego istnieniu. Inni często zapominają, że Opel w ogóle robił taki model. Nic dziwnego - trzeba przyznać, że trudno o producenta, który mniej kojarzy się z lekkim autem sportowym.

Speedster jest spokrewniony technicznie z Lotusem Elise. Powstał, gdy Lotus miał problemy z dostosowaniem Elise’a do nowych, europejskich norm bezpieczeństwa. Koncern GM zaoferował pomoc, ale w zamian za prawo do sprzedawania zmodyfikowanego Elise’a na niektórych rynkach.

Charakter auta – z jego bezkompromisowością w kwestii walki o zaoszczędzenie każdego kilograma – pozostał bez zmian, ale Opel montował do Speedstera własne silniki. Mocniejsza wersja z motorem 2.0 Turbo jest bardziej poszukiwana, ale jednostka 2.2 o mocy 147 KM też zapewnia dobre wrażenia z jazdy, bo całość waży 870 kg. Na Zachodzie jest często tuningowana.

Cena tego egzemplarza to 68 tys. zł. Czy da się na nim zarobić? Pewnie tak, o ile znajdzie się w końcu kupca. Wspominałem o tej sztuce jeszcze w czerwcu i – jak widać – nadal wisi w ogłoszeniach. To nie jest najbardziej rozchwytywany Opel. Przynajmniej w Polsce.

Mercedes SLK 55 AMG

Znowu muszę wspomnieć o Jeremym Clarksonie: pamiętam, że kiedyś miał takiego Mercedesa jak opisywany. Richard Hammond w tym samym czasie kupił Porsche Boxstera, więc obaj panowie często sobie dogryzali i przechwalali się na temat tego, kto lepiej wydał swoje pieniądze.

Oba te wozy – mimo że konkurencyjne – są zupełnie inne. Porsche ma silnik umieszczony centralnie, a Mercedes – z przodu. Boxster może mieć najwyżej sześć cylindrów i 310 KM, a SLK 55 AMG ma 360-konny silnik V8 o pojemności 5,4 litra. Trzeba przyznać, że umieszczenie ogromnej V8-ki w samochodzie długości Forda Fiesty to przejaw niezłej fantazji.

Takie SLK osiąga 100 km/h w 4,9 s. Musi się miło jeździć z opuszczonym dachem, słuchając ścieżki dźwiękowej serwowanej przez osiem cylindrów. Opisywany egzemplarz pochodzi z Japonii, ale ma oczywiście (jak przystało na drogi, europejski wóz) kierownicę po lewej stronie. Pochodzi z 2005 r. i wyceniono go na 77 tys. zł. Jeżeli jakieś SLK ma drożeć, to tylko to w wersji AMG.

Mitsubishi Lancer Evolution IX Wagon

Właściwie każdy zadbany Lancer Evo IX (i nie tylko IX) ma potencjał na wzrost wartości. Wiele z tych aut zostało już rozbitych lub mocno zużytych w amatorskim sporcie samochodowym, a nowych Lancerów Evo po prostu nie ma.

A co z wersją… kombi? Takich Evo IX wyprodukowano tylko 2500. Jeden z tych egzemplarzy jest właśnie na sprzedaż w Polsce. Co ciekawe, jest to wersja z automatyczną skrzynią biegów, co czyni to Mitsubishi jeszcze rzadszym. Takich sztuk powstało kilkaset.

Jest to pięciobiegowy, klasyczny automat. Podobno działa wystarczająco szybko, by nie odbierać zbyt wiele przyjemności z jazdy. Seryjnie takie Evo miało 272 KM, czyli o 8 KM mniej, niż wersja sedan. Miało też niższy moment obrotowy, ale za sprawą mniejszej turbiny, która lepiej pracowała „na dole”, jazda takim egzemplarzem na co dzień była przyjemniejsza. W przypadku sprzedawanego Lancera i tak właściciel podniósł moc do 340 KM.

Evo IX Wagon nigdy nie było sprzedawane z kierownicą po lewej stronie. Właściciel tego egzemplarza wykonał „przekładkę”. Niektórzy na pewno będą mówić o „zamachu na oryginalność”, ale tak naprawdę to jedyna droga, jeśli ktoś chce rzeczywiście cieszyć się jazdą w Polsce. Zwłaszcza tak szybkim autem.

Cena: 85 tys. zł.

BMW Z4 M

Pamiętacie BMW M3 E46? To teraz wyobraźcie sobie ten sam silnik, ale w mniejszym, lżejszym, dwuosobowym nadwoziu. Tak powstało BMW Z4 M.

Ze względu na moc (343 KM) i osiągi (setka w 5 sekund), takie BMW jest konkurentem opisywanego Mercedesa SLK 55 AMG. Ma jednak dwa cylindry mniej niż SLK. Wiele osób mówi też, że BMW… o wiele lepiej się prowadzi. Ciekawostka: inne wersje Z4 tej generacji mają elektryczne wspomaganie kierownicy, a odmiana M ma hydrauliczne.

Opisywany egzemplarz to wersja coupe. Nie da się więc poczuć w niej wiatru we włosach, ale za to wygląda – moim zdaniem – po prostu doskonale. Jednym z projektantów pracujących przy tym wozie był Polak, Tomasz Sycha. Dobra robota.

W przypadku opisywanego auta pewnym minusem może być jego pochodzenie. Mówimy o egzemplarzu ze Stanów Zjednoczonych. Właściciel zapewnia jednak, że samochód sprowadzał „w całości” i jest on bezwypadkowy. Cena: 99 999 zł. To naprawdę rzadki model. Będzie coraz droższy.

Ford Focus RS MK2 2.5T

To może wydawać się zabawne, ale najdroższym samochodem w tym zestawieniu wcale nie jest BMW M czy Mercedes AMG, a… Focus. Ale nie byle jaki Focus, bo mówimy oczywiście o wersji RS.

Focusy RS drugiej generacji już od jakiegoś czasu drożeją. Są o wiele bardziej poszukiwane, niż następca, czyli RS MK3. Mimo wieku bywają też droższe. Wśród przyczyn takiego stanu rzeczy można wymienić genialny, pięciocylindrowy silnik 2.5T, który świetnie brzmi, jest podatny na modyfikacje i… trwały, czego o jednostce 2.3 Ecoboost z MK3 raczej nie można powiedzieć (tutaj pisałem o przyczynach problemów z tym motorem). Fani modelu mówią też, że RS MK2 był fajniejszy, bo miał nadwozie 3d.

Opisywany egzemplarz został nieco wzmocniony, ponieważ zamiast seryjnych 305 KM ma 330. Jechałem kiedyś takim Focusem RS „zrobionym” na 405 KM. To było zupełne szaleństwo – po wciśnięciu gazu czułem się, jakbym oglądał film na kasecie wideo przewijanej z maksymalną prędkością. Świat zaczął się rozmywać, a kierownica za wszelką cenę próbowała wypaść mi z rąk. Pamiętajmy, że RS MK3 ma napęd na cztery koła, ale jego poprzednik – tylko na przód.

REKLAMA

Podobno ten Focus jest niezwykle zadbany. W takim razie możliwe, że będzie jeszcze drożał. Już teraz nie jest tani – kosztuje 115 tys. zł. Jeżeli komuś nie przeszkadza, że za taką cenę dostaje 8-letniego Focusa (z wnętrzem Focusa…), niech kupuje. To jest godny następca Escorta Coswortha.

To już wszystkie propozycje na dziś. Na koniec mała uwaga: nawet jeżeli kupujecie samochód, by na nim zarobić, czasem się nim przejedźcie. Mieć Mercedesa AMG albo Lancera Evo i trzymać go tylko pod kocem? Zbrodnia!

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA