Peugeot Oxia już 30 lat temu mógł pokazywać na ekranie prognozę pogody i ceny w mijanych hotelach. Oprócz tego miał system kontroli ciśnienia w oponach, 680 KM i osiągał 348 km/h.
O mniej lub bardziej udanych samochodach produkcyjnych pamięta większość miłośników motoryzacji. Zwłaszcza jeśli są to auta sportowe. Prototypy mają trudniej: są tworzone po to, by robić wrażenie i zachwycać, ale ich żywot jest krótki. Nie można spotkać ich na ulicy, zwykle nie można się nimi przejechać… więc bywają dość szybko zapomniane.
Oczywiście większość z nich na to wcale nie zasługuje. Stąd pomysł na nasz nowy, weekendowy cykl: prototypy z przeszłości. Będziemy w nim prezentować najciekawsze modele koncepcyjne sprzed lat. Uwaga: można się zdziwić, że większość gadżetów, które dziś znamy jako nowinki, były opracowane jeszcze w zupełnie innej epoce.
Na pierwszy ogień idzie Peugeot Oxia z 1988 roku.
Z jednej strony Oxia nadal wygląda futurystycznie. Trochę tak, jakby uciekła z planu filmu science-fiction. To w końcu concept car. Z drugiej, widać, że to Peugeot sprzed lat. Myślę, że zmęczone życiem 405-tki jeżdżące na taksówkach i 605-tki wożące francuskich urzędników mogły w nocy śnić o tym, że są Oxią i mkną przed siebie z szaloną prędkością…
To nie był pierwszy tego typu prototyp Peugeota. Podczas salonu w Paryżu w 1985 roku pokazano model Quasar – równie kosmiczny, 600-konny i napakowany elektroniką firmy Clarion. Rok później wielkie „Wow!” (czy jakkolwiek to brzmi po francusku) rozległo się po pokazaniu modelu Proxima.
Oxia była finalnym rozwinięciem tych pomysłów.
Nie tylko wygląd (zaprojektowany w Peugeocie, a nie w zewnętrznej firmie) był kosmiczny: nazwa pochodzi od jednej z części planety Mars. Technika również była nie z tej ziemi. Jednocześnie, inżynierowie Peugeota zapewniali, że – choć nie było planów wprowadzenia Oxii na rynek – to miało być coś więcej niż tylko pokaz możliwości technologicznych marki. To miał być samochód, którym dałoby się jeździć normalnie po ulicach we względnym komforcie. Nie miał być przesadnie udziwniony, a po prostu nowoczesny. I utrzymany – zarówno na zewnątrz jak i w środku – w podobnym stylu, co wspomniane normalne, drogowe Peugeoty.
Silnik umieszczono za plecami kierowcy.
Była to jednostka 2.8 V6 Twin Turbo. Osiągała imponujące 680 KM (w 1988 roku!), zaś prędkość maksymalną producent ostrożnie szacował na 300 km/h. Przyspieszenie do 100 km/h miało zajmować około 5 sekund. Za doskonałe osiągi odpowiadało też lekkie (1380 kg) nadwozie, skonstruowane m.in. z kevlaru, aluminium i włókna węglowego.
Moc trafiała na cztery (i wszystkie skrętne) koła za pośrednictwem sześciobiegowej, ręcznej skrzyni. To nie były jeszcze czasy szybkich skrzyń automatycznych. Ciekawostką był też elektroniczny system poprawy stabilności jazdy i spojler, który automatycznie dostosowywał kąt swojego nachylenia do prędkości.
System kontroli ciśnienia w oponach nie tylko wykrywał problem, ale i obliczał i wyświetlał maksymalną prędkość, z którą można bezpiecznie jechać przy danym uszkodzeniu jednego z 17-calowych Michelinów.
Wnętrze zaprojektował Paul Bracq.
Ten znany m.in. z Mercedesa stylista stworzył proste, ale efektowne wnętrze utrzymane w typowych dla tych lat kolorach. Miało nowoczesny zestaw wskaźników, komplet futurystycznych przełączników i ekran. Oxia miała na pokładzie całą masę rozwiązań, za które często nawet dziś trzeba dopłacać.
Zacznijmy od klimatyzacji. Nie tylko była elektronicznie sterowana i automatyczna, ale w dodatku energię do jej działania pozyskiwano z panelu słonecznego umieszczonego z przodu auta.
Zarówno lusterka, jak i fotele były sterowane elektrycznie. W konsoli krył się także odtwarzacz CD, co w 1988 roku było nowością. Zwalać z nóg musiał za to radiotelefon, który pobierał aktualne informacje o korkach i pogodzie. Wbudowano też komputer PC, dzięki któremu można było nie tylko oglądać mapę (ze skalą na bieżąco dostosowującą się do prędkości jazdy), ale i np. pobrać informacje o cenach hoteli w okolicy czy rozkłady pociągów i samolotów. Prawie jak internet!
Co ważne, Oxia naprawdę jeździła. Niesamowicie szybko.
Peugeot Oxia nie był tylko efektowną skorupą. Ten prototyp to normalnie jeżdżące auto. Producent zaprosił grupę dziennikarzy na testy na torze Nardo. Tam okazało się, że początkowe zapowiedzi dotyczące prędkości maksymalnej były mocno niedoszacowane. Zamiast spodziewanych 300 km/h, Oxia osiągnęła niesamowite 348 km/h. Nawet dziś jest to wynik dostępny dla pierwszej ligi najdroższych supersamochodów. Trzy dekady temu to musiało być jak lot na Marsa.
Czy można kupić sobie Oxię? Nigdy nie trafiła do salonów, ale to nie znaczy, że jest to niemożliwe. Choć może być trudne. W 2011 roku jedyny pozostały „przy życiu” egzemplarz (kiedyś były dwa) został sprzedany do francuskiego muzeum Musee de l’Aventure. Cena nie była zawrotna: wynosiła 141 500 euro. Gdybym był bardzo bogaty, odkupiłbym Oxię za jeszcze więcej. I jeździł po ulicach z utworami Jeana Michela Jarre’a w głośnikach.