Polska królestwem hybryd. Zjadły już połowę naszego rynku. Jest tylko jeden problem
Połowa sprzedanych nowych samochodów w Polsce w maju to hybrydy. To wysoki wskaźnik nawet na tle Unii Europejskiej. Cóż z tego, skoro typowe samochody hybrydowe (HEV) wrzucane są do jednego worka z mikrohybrydami (MHEV)?

Dominująca pozycja hybryd w Polsce częściowo wynika oczywiście z popularności pewnej japońskiej marki w naszym kraju, słynącej z nacisku na sprzedaż aut hybrydowych. W 2025 r. w całej Unii Europejskiej sprzedaż hybryd doszła do 35 proc. rynku i jest to najwyższa wartość ze wszystkich rodzajów zasilania. Na drugim miejscu znajdują się samochody czysto benzynowe z udziałem 28,6 proc., a później – czysto elektryczne, te odpowiadają za 15,6 proc. całości. W Polsce jednak „torcik” podziału rynku ze względu na podział paliwa prezentuje się zgoła inaczej, oto on (dane za pierwszych pięć miesięcy bieżącego roku):

Wykres na bazie ACEA
Nadal wypadamy bardzo słabo jeśli chodzi o samochody elektryczne, bo ich udział w całej UE to ok. 16 proc. – u nas wciąż dużo mniej, ale szybko rośniemy. W tym roku sprzeda się pewnie o ponad 100 proc. więcej samochodów elektrycznych niż w zeszłym, program NaszEauto chyba zaczął wreszcie choć trochę działać. Ale rządzą hybrydy, jednak niestety wykres ten ma swoje istotne wady, ponieważ każe sądzić, że hybryda to hybryda i koniec. A to nieprawda.
Samochody MHEV (mild hybrid) są klasyfikowane również jako hybrydy, choć nie mają ich cech
Jest to trik producentów, którzy montują instalację 48V i dynamostarter (połączenie alternatora z rozrusznikiem), do tego jakąś nieistotną bateryjkę i mamy hybrydę, która nie robi nic hybrydowego. Może mieć nawet manualną skrzynię biegów. Silnik spalinowy nie gaśnie, nie ma możliwości jechania na samym prądzie, więc oszczędności „hybrydowe” to zwykła iluzja. Zgadza się jedynie w papierach i w kwestii obniżonej emisji CO2. Co najgorsze, z wykresu nie da się stwierdzić, ile hybryd sprzedanych w Polsce to te prawdziwe, jak Toyota, Hyundai czy Renault, a ile – mild hybrid. A któż jeszcze sprzedaje takie mikrohybrydowe potworki? Oto parę przykładów:
- Nissan Qashqai 1.3 MHEV. Występuje z manualną skrzynią biegów. Taka z niego hybryda, jak ze mnie śpiewak operowy.
- Ford Puma - w cenniku mamy wyłącznie wersję 1.0 Ecoboost Hybrid, ale to miękka hybryda, i oczywiście też można mieć wersję ze skrzynią ręczną
- Suzuki Swift czy S-Cross – ten sam rodzaj układu napędowego, silnik benzynowy może być wolnossący lub turbodoładowany.
- Renault Austral czy Arkana - jednostka analogiczna jak w Qashqaiu
- miękką hybrydę dostała nawet Toyota Hilux.
Wielu producentów jednak wycofuje się z hybryd tego rodzaju. Przez jakiś czas stosowało je na przykład BMW, w tej chwili już nie ma ich na stronie producenta. Stellantis reklamuje swoje nowe samochody hybrydowe jako „pełne hybrydy” z możliwością jazdy w trybie stuprocentowo elektrycznym. Ogólnie można zauważyć powolne odchodzenie od tego nieskutecznego systemu, zapewne głównie za sprawą zacieśniających się norm emisji CO2.
Coraz więcej wytwórców nie daje już wyboru wersji napędu
Jest tylko hybryda i koniec. Celują w tym wytwórcy z dalekiego wschodu, zarówno japońscy i koreańscy, jak i chińscy. Nie znajdziemy przecież żadnego czysto benzynowego BYD-a (jest tylko plug-in), tak samo robi Kia z modelem Niro czy Sorento i oczywiście Toyota, gdzie nawet Yaris już jest wyłącznie hybrydowy. Trudno więc powiedzieć, że Polacy tak „pokochali hybrydy”, skoro wiele z najpopularniejszych w Polsce samochodów występuje w sprzedaży tylko z takim rodzajem napędu. I tu jest pies pogrzebany: jeszcze kilkanaście lat temu traktowano hybrydy jako dziwactwo, dziś to oczywistość. Powiedzcie mi, że tak samo nie zdarzy się z samochodami na prąd, zwłaszcza jeśli... nic innego nie będzie w ofercie.