Nie przecieraj oczu. Pierwsze elektryczne Ferrari wyjechało na drogę
Napisałem pierwsze, bo nie mam najmniejszych wątpliwości, że za chwilę świat ujrzy kolejne elektryczne samochody z koniem na masce. Możesz być Włochem i nieśpiesznie toczyć swoje życie, ale lawina postępu i tak w końcu dopadnie cię pomiędzy kawą a wizytą u kochanki.
Świat zdążył się przyzwyczaić do tego, że nowoczesne czasy zszargały absolutnie każdą świętość, jaka do tej pory panowała w motoryzacji. SUV-y, elektryczne silniki, 2,5-tonowe samochody sportowe, które są wolniejsze niż poprzednik. Wszyscy zaczynamy obojętnieć, ale na świecie jest kilka rzeczy, które jeszcze budzą emocje. Jednym z nich jest całkowicie elektryczne Ferrari, które właśnie zaczyna przechodzić testy na drogach. Może piekło nie zamarzło, ale nie rozpali go już ciepło wydzielane przez V12. Z drugiej strony klienci Ferrari pokochali hybrydy, więc marka szykowała ich na ten szok już od jakiegoś czasu.
Pierwsze elektryczne Ferrari na drogach
Można je już spotkać w okolicach Maranello:
I tak:
Ale jak przyjrzycie się z tyłu, to zobaczycie rury wydechowe. Ale spokojnie - to tylko pozory, tam nie ma żadnego silnika spalinowego, to czysty prąd.
Muł testowy to zmodyfikowane Maserati Levante z reflektorami z Romy. Elektryczne Ferrari wyjedzie na ulice już za dwa lata - w 2026 r. Wiemy o nim niewiele, ale według pogłosek ma być droższe niż fenomenalne 12Cilindri, bo jego cena ma wynosić około 500 tys. euro. Na tej podstawie można spekulować, że nie będzie SUV-em, tylko piekielnie szybkim samochodem sportowym. Oczywiście SUV też jest w planach, ale najpierw marka pokaże model, który ma rozpali serca miłośników elektromobilności, którzy brzydzą się wsiadać do Tesli. Ferrari zapewnia, że pomimo elektryczności, nadchodzący samochód będzie emitował dźwięk godny najlepszych silników marki.
I tylko tego Enzo Ferrari szkoda, bo przecież dawno temu powiedział, że jego klienci płacą tylko za wspaniały silnik, a resztę dostają za darmo. Trochę drogo wychodzi ta elektryczność w porównaniu z silnikami V12, ale cóż, to znak czasów jak śpiewał Henryk Styl.
Więcej o Ferrari przeczytasz w: