Odgrażałem się, że kupię sobie jakiegoś francuskiego grata i nie żartowałem. Właśnie nabyłem samochód marki Peugeot 305 z 1981 r. i od dziś w dziale „pieczywo" zawsze będę wybierał bagietki.
To już drugi raz, kiedy odgrażam się na Autoblogu, że kupię jakiś rodzaj grata, a potem faktycznie to robię. Przyznam, że nie wiem czy to coś chwalebnego, czy raczej strasznego. Tak czy owak, w małym przeglądzie francuskich złomów do zawstydzenia red. prow. i jego Kangoo ważne miejsce zajmował Peugeot 305. Śmiesznie się złożyło, że znalazłem dobrą ofertę sprzedaży takiego bagietkowozu zaraz po opublikowaniu tamtego wpisu.
Oczywiście nie na OLX, ponieważ tam można natrafić głównie na ludzi nieznających polskiego rynku francuskich klasyków. Biedni, naiwnie myślą, że aut z kraju bagietek i śmierdzącego sera z wiekiem drożeją. Otóż Peugeot 305 kiedy inni wsiadali do pociągu w stronę wysokiej wartości jadł sobie bagietki i zapijał winem. Dzięki temu nadal jest wspaniale tani, choć nie ma go już prawie na rynku. O wiele tańszy niż te, które wiszą od tygodni na OLX. Peugeotów 305 nie spotyka się też zbyt często na spotach klasyków. A szkoda.
Peugeot 305 - zapomniany youngtimer.
Czemu zdecydowałem się na zakup akurat tego Francuza? Przecież nie jest ani szybki, ani specjalnie poważany. Wiecie, nie wygląda jak taki prawilny, ociekający chromem klasyk. Pewnie nawet dla posiadaczy Fiata 125p z 1990 r. będzie „plastikiem". Kto inny opowie żart o psujących się autach na F. Wynika z tego prosty wniosek. Skoro nikt go w Polsce nie zna i nie szanuje, ale jest sedanem z miękkim zawieszeniem - to Peugeot 305 jest wozem dla mnie (udało mi się napisać zdanie bez słowa „bagietka”!).
Podoba mi się w nim właśnie to, jak jest ignorowany. Choć był udanym, ładnym autem, nikt go nie chce. Obstawiam, że głównie ze względu na połączenie zbyt ponadczasowej stylistyki oraz przeciętnych osiągów. Tymczasem jest bardzo wygodny, przemyślany i dość niezawodny. Może i silnik 1.3, taki jak w moim egzemplarzu, potrafi ukołysać do snu, ale w niczym to nie przeszkadza. To taka kanapa na kołach do dostojnego toczenia.
Poza tym najważniejszą kwestią była sportowa (albo patologiczna) rywalizacja z red. prow. On kupił Renault Kangoo, czyli auto, które zapewne ma jakichś fanów (czyli red. prow. i jeszcze ze trzy osoby w kraju). Musiałem znaleźć coś, co jeszcze bardziej nikogo nie obchodzi. No i udało się. Idę wykupić konto premium na francuskie.pl i pisać w komentarzach, że awaryjność bagietkowozów to spisek niemieckich producentów.
Jak to było z tym zakupem?
Do transakcji doszło przez przypadek, jak zawsze przy kupowaniu gratów. Mój znajomy handlarz-graciarz w ramach wojaży po kraju wpadł do Warszawy. Spotkaliśmy się na chwilę pogadać o złomie, przy okazji pokazał mi swoje ostatnie zdobycze. Od słowa do słowa wyszło, że ma namiar na Peugeota 305 w atrakcyjnej cenie. Miał zestaw filmików pokazujących całkiem zdrowe i sprawne auto. Niewiele myśląc stwierdziłem, że w sumie to chętnie bym kupił tego Francuza. Sprzedawca okazał się być tak miły, że sam zaoferował, że przywiezie wóz z Lublina do Warszawy. Po prostu żyć nie umierać, Peugeot 305 w dobrym stanie z dostawą pod dom. Obraz radości dopełnił znajomy handlarz, który stwierdził, że w sumie za pośrednictwo w tej transakcji to chce tylko się przejechać francuskim sedanem, dostać płynny prezent i będzie zadowolony. Tak, jeśli jeszcze nie wiecie, to istnieją handlarze, którzy są uczciwi i życzliwi.
Tak oto umówiliśmy się z właścicielem Peugeota 305 na kawę i ciastko w Warszawie. Gość sam okazał się miłośnikiem starszych i nietypowych aut. Poza francuskim sedanem ma jeszcze Subaru Vivio oraz ukochany samochód - Fiata Multiplę. Transakcja w ogóle nie przypominała handlu samochodami. Raczej spotkanie trzech graciarzy przy kawie. Oględziny zrobiliśmy raczej z poczucia obowiązku, wszystko się zgadzało z zapowiedziami. Miła odmiana od wiecznej walki ze ściemami i zawyżonymi cenami. Tutaj zastałem auto warte swojej ceny, w miarę zdrowe, niezniszczone, w pełni sprawne.
Nawet jeśli nie wszystko jest oryginalne, to po co się przejmować?
Trochę tylko nie zgadza mi się data produkcji i kompletacja auta, ale tutaj też nikt nie próbował wciskać kitu i opowiadać bajek o specjalnych wersjach na kraje arabskie. W papierach to auto ma 1981 r., wygląda na moje niewprawne oko na wersję poliftową, produkowaną od 1982 r. Wskazują na to przede wszystkim koła na cztery, a nie trzy śruby, na detalach estetycznych znam się zbyt słabo, by wydać ostateczny wyrok. Cóż, zapewne rozwiązanie zagadki tkwi w tym, że samochód jest od 1988 r. w Polsce. To zawsze oznacza bogatą historię.
Na szczęście guzik mnie to obchodzi. Chcę pojeździć ciekawym, tanim gratem, a nie wstawiać go do muzeum. Peugeot 305 pewnie jeszcze pojawi się na Autoblogu, tymczasem pora na ruch red. prow. Czym odpowie na moją miękko zawieszoną i powolna bagietkę?