30 km/h w całej Holandii? Bardzo dobry plan, wymaga drobnej korekty
Holenderski rząd chce wprowadzenia domyślnego ograniczenia prędkości do 30 km/h w całej Holandii na obszarze zabudowanym. Wyjątki musiałyby mieć uzasadnienie i podlegać każdorazowej akceptacji.
Na razie nie jest to jeszcze prawo które ma wejść w życie, a jedynie pomysł. Przedstawiciele partii SGP i holenderskich „Zielonych”, Suzanne Kroger i Chris Stoffer, przedstawili holenderskiemu parlamentowi koncepcję, w myśl której domyślna prędkość na danej drodze miałaby wynosić 30 km/h na terenie całego kraju dla wszystkich terenów zabudowanych, a potem dopiero od tej prędkości wprowadzałoby się uzasadnione wyjątki dla większych dróg i ulic. Każda gmina mogłaby wystąpić o takie wyjątki podając powody, dla których chce podnieść limit prędkości w danym miejscu.
Oczywiście chodzi o bezpieczeństwo
Oczywiście padł argument, że tak zrobiły już Helsinki i Oslo, a odkąd tak zrobiły, to nikt nie zginął. Zatem co stoi na przeszkodzie żeby tak zrobić? Poza bezpieczeństwem widzę same zalety: na przykład samochody elektryczne będą mogły mieć o wiele mniejszą moc i mniejsze akumulatory, bo nie będą musiały rozpędzać się powyżej 30 km/h.
Warto zwrócić uwagę, że już teraz Holandia jest w pierwszej piątce najbezpieczniejszych państw w Europie, jeśli chodzi o ruch drogowy. Liczba ofiar na milion mieszkańców jest mniej więcej trzy razy niższa niż w Polsce. W 2018 r. w całej Holandii zginęło 54 pieszych, 230 pasażerów pojazdów samochodowych, 230 rowerzystów i reszta to „inne”, czyli np. elektryczne wózki dla niepełnosprawnych. Z tego 78% zabitych brało udział w zderzeniu z innym pojazdem, reszta po prostu wjechała w drzewo albo w inną przeszkodę. W ostatnich latach nastąpił zauważalny wzrost liczby ofiar i stąd pomysły, popierane przez instytut SWOV badający bezpieczeństwo na drogach.
Ograniczenia prędkości w Holandii to tylko jeden z elementów odpowiedzialnych za bezpieczeństwo
Jeśli na drogach jest potwornie niebezpiecznie, jak np. na Kubie, to wystarczy zrobić niewiele, żeby to bezpieczeństwo podnieść. W kubańskich realiach wystarczyłoby zastąpić potworny środek transportu, jakim jest „ciężarówka osobowa” normalnymi autokarami międzymiastowymi i zapewne poziom bezpieczeństwa wzrósłby niesłychanie. Jeśli już liczba ofiar jest bardzo mała, to żeby dalej ją zmniejszyć, potrzebne są środki drastyczne, jak obniżenie dopuszczalnej prędkości o 40% w skali całego kraju. A efekty takich działań przeważnie niewielkie, bo mówimy o spadkach rzędu pewnie 20-25 ofiar rocznie. No ale skoro ma być lepiej, to oczywiście trzeba spróbować.
Przy okazji trzeba przypomnieć, że...
...jak wprowadzano limit 50 zamiast 60 km/h w obszarze zabudowanym, to mówiono że te 50 km/h to jest właśnie ta prawidłowa, właściwa prędkość, przy której ludzie nie giną. W większości krajów europejskich jest ona faktycznie przestrzegana, a ludzie mimo wszystko tracą życie w wypadkach. Zatem uznano, że to jednak nie jest ta właściwa prędkość i trzeba obniżać ją dalej. Teraz mówi się, że 30 km/h to już właśnie ta właściwa prędkość – oczywiście nie należy w to wierzyć. W Oslo i Helsinkach nikt nie ginie, ale to nie zatrzymuje dalszych pomysłów w dziedzinie zakazywania lub ograniczania ruchu samochodowego, nawet jeśli dotyczy to tylko samochodów elektrycznych. Organizacje antysamochodowe nie spoczną nawet kiedy ich wizje zostaną dawno zrealizowane.
Na miejscu rowerzystów nie cieszyłbym się jakoś szczególnie – wezmą się i za rowery. Nasze wnuki będą przezdziwione, że pozwalano na przemieszczanie się na tak chybotliwym urządzeniu, jakim jest rower, przecież to śmiertelne niebezpieczeństwo. Tymczasem jednak życzę Holendrom jak najszybszego wprowadzenia nowych przepisów z jedynie drobną korektą – zakazem jazdy samochodem. Wtedy – mam nadzieję – będą hurtem i tanio pozbywać się swoich samochodów zabytkowych, a te mają najsmaczniejsze w Europie.