REKLAMA

Mieszkańcy Warszawy chcą jeździć powolutku. Mało kto chce konsultować strefę Tempo 30

Warszawa chce nadrobić niedostatki w przepisach w stosunku do innych europejskich stolic i projekty ograniczeń dla kierowców powstają w tym mieście, jak grzyby po deszczu. Trwają pracę nad SCT, a teraz mówi się o ustanowieniu stref Tempo 30. Ratusz zapewnia, że „uspokajanie ruchu” będzie odbywać się stopniowo.

tempo 30 warszawa „uspokajanie ruchu"
REKLAMA
REKLAMA

Projekt stref Tempo 30 to kolejny, obok SCT, pomysł na unowocześnienie ruchu w stolicy. Jego zadaniem jest wprowadzić porządek do dotychczasowych działań mających na celu "uspokojenie ruchu". Projekt ma również wskazywać perspektywy rozwoju w tej dziedzinie. Rzeczpospolita zapewnia, że Tempo 30 będzie wdrażane stopniowo i zawsze w dialogu z mieszkańcami Warszawy. Pierwsze zmiany mają pojawić się po 2024 r.

Wprowadzenie strefowych ograniczeń do 30 km/h ma być nieodczuwalne dla większości kierowców. Ponad 75 proc. ruchu odbywa się po ulicach tranzytowych, międzydzielnicowych oraz rozprowadzających ruch kołowy, a te arterie będą wyłączone ze stref Tempo 30. To oznacza, że ograniczenie prędkości do 30 km/h planowane jest na ulicach lokalnych, dojazdowych oraz osiedlowych. Mają się tam pojawić przeszkody w formie wyniesionych skrzyżowań, zwężeń jezdni, progów zwalniających czy rond zastępujących skrzyżowania z pierwszeństwem.

Już dziś ograniczenia prędkości niższe niż 50 km/h obejmują 10 proc. stołecznej sieci drogowej, ale razem z nieformalnymi strefami spokojnego ruchu jest to aż 27 proc. dróg.

Coś mi się tu nie klei... Skoro ok. 75 proc.ulic jest "szybkich", a 27 proc. już dziś jest „powolnych"... To po co jest ten projekt?

A po co jest to całe „uspokajanie ruchu"?

Podobno chodzi zwiększanie bezpieczeństwa na osiedlowych oraz małych ulicach, głównie dla pieszych. Mam jednak wrażenie, że bezpieczeństwo pieszych w stolicy stoi na wysokim poziomie w porównaniu do reszty Polski. To oczywiście moje subiektywne odczucie jako kierowcy okazjonalnie poruszającego się po stolicy. W porównaniu do Łodzi, to Warszawa ma więcej oznaczonych przejść dla pieszych, więcej kamer kontrolujących prędkość oraz lepiej rozwiniętą infrastrukturę progów zwalniających i podobnych. Jedyne, czego w "mojej" Łodzi jest więcej, to kraterów, które wymuszają hamowanie, ale wróćmy do stolicy.

Obecnie zakończył się kolejny etap tego projektu - chodzi o konsultacje z mieszkańcami. Reakcje w sieci na pomysł stref Tempo 30 sugerowały, że odzew lokalnych społeczności będzie bardzo stanowczy, ale zdaniem Inn Poland na konsultacje społeczne z ZDM prawie nikt nie przyszedł. Z kolei Rzeczpospolita podaje, że po konsultacjach przeprowadzono już prawie 50 poprawek. Rozumiem, że o te poprawki poprosili nieliczni przybyli.

Teraz czas na kolejny etap. Będą to rozmowy w poszczególnych dzielnicach, gdzie przedstawiciele liczą na opinie pieszych, kierowców oraz rowerzystów. Czy tam również temat zostanie przemilczany?

Jeśli mieszkańcy nie zaprotestują, to już niedługo po warszawskich dzielnicach będziemy poruszać się bardzo powoli. No i miejmy nadzieję, że włodarze poprzestaną na ograniczeniu do 30 km/h. Pamiętam jak w hiszpańskim Sitges trafiłem na ograniczenie do 20 km/h na ulicy wzdłuż bulwaru i oglądałem, jak na równoległym deptaku wyprzedzają mnie rowery i hulajnogi. Dbajmy o wzajemne bezpieczeństwo w ruchu ulicznym, ale nie idźmy w tę stronę...

REKLAMA

Czytaj również:

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA