Cześć, nazywam się Paweł i na początku marca wymieniłem opony zimowe na letnie. Miałem w związku z tym wiele przemyśleń i dziwnych pytań ze strony wulkanizatorów. Opowiem wam o nich.

Do tej pory opony wymieniałem, gdy przychodziła do tego odpowiedni czas. Jesienią celowałem przed początkiem listopada, bo dobowe wahania temperatur robiły się coraz bardziej niekorzystne. W głowie miałem głosy ekspertów, którzy twierdzą, że opona letnia w temperaturze poniżej 7 stopni Celsjusza traci swoje właściwości. Mieszkanka, z której wykonana jest opona, twardnieje i ma niską przyczepność na mokrej i śliskiej nawierzchni. A przecież od listopada obserwujemy takie rzeczy w Polsce, więc wymieniałem opony.
Koniec zimy zazwyczaj wypada mi w ostatnich dniach marca, a czasem nawet z początkiem kwietnia. Wszyscy pamiętamy drastyczny atak zimy sprzed kilku lat, podczas której śnieg spadł na początku kwietnia. Boimy się tego, podświadomie czekamy na prawdziwe upały. Ale w tym roku postanowiłem przestać bawić się w śledzenie amplitud, najniższych temperatur, jakie mogą przyjść w nocy itd. Pojechałem i wymieniłem.
Więcej o oponach przeczytasz w:
Nie czekałem na koniec zimy. Zmieniłem opony zimowe na letnie już teraz
Moje zimowe opony zmierzały ku końcowi swojego żywota. Kupiłem na nich samochód, wulkanizator, który wymieniał mi na letnie w kwietniu zeszłego roku, ocenił ich stan na: jeszcze ze dwa sezony pan polatasz. Nie jestem takim optymistą, bo gdy zrobiło się ciepło, to zauważyłem ogromne pogorszenie właściwości jezdnych, opony piszczały mi na każdym rondzie, zakręcie itd. I to nie była kwestia prędkości ani zbyt ostrego kąta wchodzenia. Po prostu kończyły swoje życie, więc doszedłem do wniosku, że czas na zmianę.

Pojechałem do wulkanizatora, ten popatrzył się na mnie jak na wariata: panie, dopiero marzec, jeszcze będzie zimno. Nie dałem się jednak przekonać. Zleciłem wymianę, zimówki zawiozłem na PSZOK, gdzie niebywale uprzejmy pracownik zapytał mnie, czy jeszcze się do czegoś nadają, ja na to, że według mnie nie, ale wnioskując po tym, jak je oglądał, to nie postawiłbym pieniędzy na to, że trafiły do odpadów.
Komfort jazdy wzrósł, auto na szerszych oponach prezentuje się lepiej, mimo że to nadal zwykły czarny sedan, ale za to w końcu przestałem piszczeć. Czy jest sens czekać z wymianą do kwietnia? Absolutnie nie, popsujecie sobie tylko swoje opony zimowe. Wymieńcie je na letnie, a jeżeli nawet przyjdzie jakieś chwilowe ochłodzenie, to i tak będzie to bez znaczenia. Oczywiście, jeśli jesteście zostawić samochodów w domu, gdy nagle w marcu spadnie śnieg.
To może czas na opony całoroczne?
A w życiu. Widzicie - te cztery gumy to jedyne co łączy mnie z asfaltem. Nie zamierzam jeździć na oponach całorocznych, bo ani nie są wybitnie dobre ani na zimę, ani na lato. To taka świnka morska, tylko ani z nich świnki, ani tym bardziej morskie. Może w dostawczaku się sprawdzają, ale pchać je do samochodu w imię jakiejś źle pojętej oszczędności? Darujmy sobie to.