LPG w nowym aucie ma sens, ale ten wlew w zderzaku to estetyczna zbrodnia. Hyundaiu, proszę
Hyundai Bayon i instalacja LPG to wbrew pozorom doskonałe połączenie, które jednak psuje pewien detal estetyczny. Jak można było tak zamontować korek od gazu?
Testuję model, którego trochę się czuję ambasadorem na tym portalu, bo pisałem o jego zapowiedzi, a później o jego premierze. Teraz przyszło mi nim pojeździć. Nie będę uprzedzał faktów i opisywał swoich wrażeń na tym etapie, ale jest jedna rzecz, którą muszę się podzielić. Chodzi o pomysł polskiego oddziału Hyundaia na uatrakcyjnienie najsłabszej wersji silnikowej za pomocą instalacji LPG montowanej przed wydaniem klientowi. Wersje z czterocylindrowym silnikiem benzynowym o pojemności 1,2 l mogą mieć dołożoną instalację gazową firmy BRC. Zbiornik LPG umieszczony jest w miejscu na koło zapasowe. Sama instalacja wygląda schludnie pod maską. Choć nie należę do fanów podtlenku gazotu, to doceniam ładny montaż.
Dodatkowo przy odbiorze Hyundaia usłyszałem, że po zamontowaniu instalacji LPG zabrano Bayona na hamownię, gdzie wyniki pokazały przyrost mocy względem wersji bez LPG. Wprawdzie tylko 6 KM (90 KM vs 84 KM), ale zawsze to lepiej. Instalacja zamówiona podczas konfigurowania samochodu nie powoduje utraty gwarancji na silnik, a dodatkowo sama jest objęta gwarancją. Wszystko byłoby idealnie, gdyby Hyundai nie doszedł do wniosku, że miejski crossover zasługuje na rasową instalację LPG. Tak rasową, że powinna znaleźć miejsce w motoryzacyjnym Sevres.
Instalacja LPG, w którą wyposażony jest Hyundai Bayon ma brzydki korek
Doprawdy nie rozumiem jaka idea przyświecała montażystom instalacji. Postanowili wywiercić w zderzaku dziurę i w nim umieścić korek od gazu, gdzieniegdzie zwany pogardliwie korkiem wstydu. Wygląda to tak:
Jak można było to zrobić? Czemu w XXI wieku, w nowoczesnym miejskim crossoverze, który świetnie wygląda i powoduje odwracanie głowy u mijanych pieszych i przyjazne uśmiechy na parkingu, zdecydowano się na korek w zderzaku? Przecież to psuje cały efekt. Nie zrozumcie mnie źle. Nie jestem takim estetą jak Piotr Szary, który nie lubi instalacji LPG, bo są brzydkie, ale nawet u mnie – przewodniczącym autoblogowego klubu turpistów wywołuje to niesmak. Zrozumiałbym, gdyby nie było innej możliwości montażu. Ale pod klapką wlewu paliwa jest wystarczająco wiele miejsca, żeby zmieścić tam korek od gazu, nawet jeżeli wymagałby przykręcania przejściówki. Nic by nie szpeciło tego urodziwego samochodu. Powinno to wyglądać tak:
Drugą sprawą jest wskaźnik poziomu gazu
Umieszczono go na tunelu środkowym, za dźwignią biegów. Nie rzuca się w oczy, można dyskretnie sprawdzić poziom napełnienia butli, korzystając z prostej skali, czyli 4 kropek. Jak świecą się wszystkie, to butla jest pełna. Im mniej gazu w zbiorniku, tym mniej kropek. Proste i sprawdzone rozwiązanie. Niestety brakuje mi tego, żeby na ekranach wyświetlał się zasięg na benzynie i na LPG, a wyświetlane spalanie uwzględniało instalację LPG. Zabrakło tak niewiele, żeby było idealnie. W zamian za to otrzymaliśmy instalację LPG o nieco amatorskim wyglądzie, ale nie jestem do końca przekonany, że klient będzie szukał instalacji pod względem rasowości.
Zrozumiałbym wiele, ale ta instalacja nie należy do najtańszych. Kosztuje 5 536 złotych. A wygląda jak ta za 1 000 zł, co to ją Mietek zapomniał wbić w dowód, a przy tankowaniu pasek na pompie się grzeje. Szkoda, bo byłoby idealnie, a tak jest po polsku.