REKLAMA

Fajny ten nowy pomysł na egzamin na prawo jazdy. Szkoda, że nie zdałem

Pretensji do obecnego systemu jest wiele. Zdawanie egzaminu na prawo jazdy w Polsce to rodzaj inicjacji, a nie prawdziwa weryfikacja umiejętności. Jest pomysł, by trochę to zmienić.

test oceny ryzyk
REKLAMA
REKLAMA

Trochę przespałem tę wiadomość, przyznaję się. O sprawie przypomniało prawodrogowe.pl, dlatego spróbowałem przejść hazard perception test. No nie udało się zdać. Ciekawe, jaki miałbym wynik bez tych tysięcy kilometrów, które spędziłem już za kierownicą. A jeszcze ciekawsze, czy to jest zmiana, której naprawdę chcą kandydaci na kierowców? Może wolą, żeby było po staremu, bez dużego sensu, ale za to przewidywalnie?

Hazard perception test — co to jest?

Taki test stosowany jest na przykład w Wielkiej Brytanii i Australii. To test percepcji zagrożeń. Polega on na tym, że zdający ogląda film, wcielając się w rolę kierowcy. Gdy widzi zagrożenie na drodze, ma kliknąć, czy też wcisnąć przycisk. Przez zagrożenie rozumie się sytuację, gdy kierowca musi zmienić prędkość lub kierunek ruchu. Na przykład, gdy z bocznej ulicy nadjeżdżający pojazd zbliża się zbyt szybko. Wypada wtedy zwolnić, bo jest szansa, że trzeba będzie hamować. A może ja to źle bardzo tłumaczę, bo przecież nie zdałem.

W Wielkiej Brytanii test składa się z trzech interaktywnych filmów. W trakcie każdego z nich można zdobyć 5 punktów, żeby zdać test, trzeba zdobyć ich minimum 9. Taki test ma sprawdzić, jak kandydaci na kierowców radzą sobie z oceną zagrożeń, bo podobno nie idzie to im zbyt dobrze. Sprawa testów wypłynęła, gdyż trwają prace nad unijną dyrektyw dotyczącą praw jazdy. Taki test ma szansę znaleźć się w tej dyrektywie. Droga do jego ewentualnego wprowadzenia jest jeszcze długa.

Znam lepszy sposób na ocenę ryzyka

Jeśli kierowcy mają problem z oceną ryzyka, to proponuję wysadzić ich z 2-tonowych SUV-ów, z szybami powyżej uszu kierowcy, w których człowiek czuje się jak w czołgu. Przejażdżka Fiatem Seicento pomogłaby znacznie ograniczyć poczucie nieśmiertelności. Człowiek przesadzony z nowoczesnego, wielkiego pojazdu nagle zaczyna się czuć, jakby jechał na zewnątrz samochodu. Wtedy lepiej jest uważać i przewidywać zagrożenia na drodze.

Wolę myśleć, że to umiem, ale testu nie zdałem. Szczególnie nie przejąłem się sytuacjami przedstawionymi na pierwszym klipie. Ktoś sobie jedzie, ktoś się włącza do ruchu, normalne życiowe sprawy. Jakbym w tych sytuacjach miał czuć wyjątkowe zagrożenie, to w ogóle nie wsiadałbym do samochodu. Może liczba przejechanych kilometrów trochę stępiła moją ostrożność, ale nie mam takigo poczucia. Wolę myśleć, że tak nie do końca zrozumiałem kiedy klikać. Może kandydaci na kierowców, radziliby sobie lepiej, ale czy to jest wyczekiwana przez nich zmiana?

Prawo jazdy, chce je mieć każdy:

Dodatkowy element utrudniający

REKLAMA

Polski system szkolenia i egzaminowania kandydatów na kierowców został ostatnio przeorany przez Najwyższą Izbę Kontroli. Już początek raportu NIK jest dobry, bo zaczyna się od słów mówiących, że nie istnieje spójny system szkolenia. W kierowców rzuca się przepisami, bez jednego pomysłu, jak ich nauczyć. Pytania egzaminacyjne też czasami mają umiarkowany kontakt z bazą. A najlepsze są WORD-y, których dobrostan w praktyce zależy od tego, ile osób obleją. Wprowadzenie do tego bagienka testu percepcji zagrożeń byłoby tylko dodatkowym utrudnieniem, mimo że sam test nie jest pozbawiony sensu.

Widzę tu jednak ciągle magiczną wiarę w to, że tylko jeden dzień egzaminu na prawo jazdy jest nam w stanie określić, czy ktoś się nadaje do prowadzenia samochodu, czy nie. Przygotowanie do poruszania się samochodem i innymi pojazdami mogłoby być przedmiotem szkolnym w szkole średniej. To byłoby lepsze niż wszystkie, nawet najbardziej wymyślne testy.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA