REKLAMA
  1. Autoblog
  2. Samochody używane

Ciśnienie na auta używane jest niewiarygodne. Te dobre sprzedają się bez ogłoszeń

Moje tegoroczne doświadczenia z obrotem samochodami używanymi wskazują, że parcie rynkowe na używane wozy jest niesamowite. Dobre samochody używane sprzedają się bez ogłoszenia. Chyba, że...

05.05.2021
8:06
toyota corolla opinie
REKLAMA
REKLAMA

Dawno już nie widziałem takiego parcia rynkowego na zadbane auta używane z pewnej ręki. Sprzedają się w mgnieniu oka, za co zapewne odpowiada częściowo pandemia, ale nie tylko. Nowe auta w ostatnim czasie mocno tracą na atrakcyjności. Po pierwsze z powodu okrojenia gam silnikowych, po drugie z powodu gwałtownego wzrostu cen, po trzecie – wskutek kryzysu mikroprocesorowego, który wydłuża oczekiwanie na nowy samochód do absurdalnego poziomu, typu „odbiór w przyszłym roku, albo damy państwu znać kiedy”. 

Być może wiecie albo nie, ale mam taką stronę gdzie wystawiam tanie samochody używane na ogłoszenia

Mowa o mojej giełdzie na zlomnik.pl. Niektórych samochodów nie zdążam nawet wystawić, bo sprzedają się „po znajomych”. Dzięki prowadzeniu giełdy mam też ogląd na to, które z wystawionych wozów najszybciej się sprzedają. Rynek wsysa Cinquecenta i Seicenta, ładne Ople Astry, Golfy dwójki i wszystko to, co było popularne 15 lat temu, a jakimś cudem uchowało się w dobrym stanie. Ale tu mówimy o popularnych gratach, które wprawdzie ostatnio podrożały, jednak nadal stanowią dolną półkę cenową w odniesieniu do całego rynku i nie są rozważane jako substytut auta nowego. 

Zaskoczył mnie natomiast przypadek mojego kolegi, który nie zdążył wystawić na sprzedaż Citroena C5 I generacji w wersji kombi, z V6, manualną skrzynią biegów i LPG. Samochód miał ponad 400 tys. km przebiegu i sprzedał się bez ogłoszenia i negocjacji cenowych. Można by się spodziewać, że taki pojazd będzie długo czekał na klienta, ale właściciel jest znany z dbałości o samochody i ze znajomości zagadnień mechaniki, więc kupujący nie wydziwiał, nie narzekał że „ooo duży przebieg”, tylko wyjął pieniądze i kupił, póki było aktualne. Bo zaraz mogłoby nie być. Śledzę ogłoszenia z tanimi autami wystawianymi w Warszawie i okolicach, i widzę że co lepsze kąski znikają w mniej niż 24 godziny, podejrzewam że za ceny wywoławcze. 

Ale bardziej interesujące są samochody używane w cenach 5-cyfrowych

Miałem w planie sprzedać auto żony i zamienić je na mniejsze, ale lepiej wyposażone. Trochę się martwiłem koniecznością wystawiania ogłoszenia, robienia zdjęć, odbierania telefonów od nabywców. Przechodziłem przez to wiele razy i jest to umiarkowanie przyjemne. Na szczęście całkowicie mnie to ominęło, ponieważ zanim zdążyłem w ogóle go wystawić, zgłosił się do mnie znajomy „czy nie znam kogoś, kto chciałby sprzedać coś kompaktowego z automatem”. Tym kimś byłem właśnie ja. Nie było nawet mowy o negocjacji ceny, kolega przyjechał i odjechał moim ex-samochodem. 

Zacząłem więc przeglądać ogłoszenia

Codziennie odświeżałem ogłoszenia, w końcu pojawiło się coś ciekawego: auto stało w komisie u dilera i było wystawione tylko na stronie tego dilera. I to bez zdjęć. Opis brzmiał zachęcająco, a diler jest blisko mnie, więc popędziłem tam oglądać ten wóz. Kierownik komisu dilerskiego był dość zdziwiony, bo nie zdążył nawet jeszcze tego auta przygotować do sprzedaży – było brudne, brakowało jakiegoś elementu, ogólnie gdyby kupować oczami, to te oczy by raczej nam wypadły. Natychmiast je zarezerwowałem, bo miało mały przebieg i wiarygodną historię z jedną tylko stłuczką i to w roku rejestracji. Było to o tyle trudne, że w trakcie mojej rozmowy z człowiekiem z komisu jego telefon zdążył zadzwonić jakieś 365 razy i wszyscy pytali o ten właśnie samochód, który rezerwowałem. Nie było możliwości wykonania jazdy próbnej, obejrzenia auta na serwisie itp.: albo kupuję tak jak jest, albo natychmiast kupi je ktoś inny. 

Tyle że to wszystko dotyczy wersji benzynowych

Na drugim biegunie są sprzedający diesle. Nikt nie dzwoni, a jeśli nawet, to tylko po to żeby posapać, postękać i na koniec zapytać „DPF jest?”. Jeśli jest, to potencjalny niekupujący rzuca słuchawką, bo po co mu kłopoty. Znajomy od miesięcy próbuje pozbyć się niemieckiego samochodu z dieslem i to raczej znanym z niezawodności – cóż z tego, skoro rynek wywrócił się do góry nogami i na niemieckiego diesla nikt nie chce nawet spojrzeć, a do dalekowschodnich benzynowo-elektrycznych wynalazków ustawiają się kolejki. 

REKLAMA

Jedno jest pewne: za sprawą paru zbiegów okoliczności rynek samochodów używanych stał się rynkiem sprzedawcy, a nie klienta. Ceny zdecydowanie poszły w górę i może trafić się sytuacja, że po 2-3 latach sprzedamy auto za tyle samo, za ile je kupiliśmy. Właściciele komisów już mówią, że dziś odkupują samochody za tyle, za ile dwa lata temu by je sprzedali. Klienci, wyposażeni w narzędzia sprawdzania historii, nie patrzą już tak na przebieg jak kiedyś, bardziej na bezwypadkową przeszłość i stan techniczny. Mity o autach niemieckich, japońskich czy francuskich pozostają zaś domeną wąsatych wujków. 

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA