Albo kiedy rozbijesz Corvette za 700 tys. zł jadąc pod prąd i szukasz czegoś na zastępstwo. Przegląd ofert
Dzisiejszy wypadek w Warszawie na obwodnicy miał dziwny przebieg. Młody kierowca Chevroleta Corvette najpierw uderzył w barierki, a gdy samochód w wyniku uderzenia obrócił się o 180 stopni – ruszył pod prąd, taranując inne pojazdy i doprowadzając do karambolu.
Nie będę spekulował na temat przyczyn wypadku, co najwyżej mogę się zastanawiać, skąd 21-letni mężczyzna miał do dyspozycji Corvette C8.R Edition, czyli samochód wyprodukowany zaledwie w 1000 sztuk na cały świat. No ale teraz to już przeszłość, zostało ich w najlepszym razie 999, chyba że ktoś podejmie się skomplikowanej naprawy tego egzemplarza. Jednak teraz przecież młody miłośnik dużych prędkości nie ma czym jeździć, a wiadomo, że jeśli coś nie osiąga 200 km/h w mniej niż 10 sekund, to znaczy że szybciej byłoby jechać na ślimaku. Dlatego przygotowałem przegląd ofert aut za ok. 700 tys. zł, z jednym założeniem: mają być ekstremalnie szybkie i najlepiej bardzo niespotykane. W przeglądzie tym mogą trafić się również oferty z zagranicy, więc ustalmy, że nasz limit w euro to 163 tysiące. Jedźmy!
Mercedes-AMG GT 43 Coupe - 685 tys. zł (nowy)
Nie przepadam za takimi samochodami, ale AMG GT w wersji 2-drzwiowego coupe wygląda obłędnie. Kojarzy mi się z klasycznym 190 SL, a może i z Gullwingiem, chociaż oczywiście drzwi otwierają mu się tradycyjnie. Problem jest tylko z osiągami, bo bazowa wersja AMG GT 43 ma silnik o pojemności zaledwie dwóch litrów. Moc 421 KM wyglądałaby nieźle 10 lat temu, dziś to żart, podobnie jak przyspieszenie od 0 do 100 km/h w 4,6 sekundy. AMG GT nadrabia wyłącznie wyglądem, a jeśli chcemy żeby był szybki, musimy wyłożyć albo więcej pieniędzy, albo kupić auto używane. Za 650 tys. zł można kupić 557-konną wersję 4.0 V8 C, oczywiście to starsza generacja W190, ale nadal robi ogromne wrażenie.
Lamborghini Gallardo E-Gear - ok. 650 tys. zł
600-700 tys. zł to akurat taka idealna kwota na ładne Gallardo. Daleko mu będzie do nowego auta, bo przecież w tym przypadku mowa o rocznikach 2006-2010, ale to nie znaczy, że należy takie Gallardo odrzucać. Po pierwsze – ładnie utrzymane nie traci już na wartości, po drugie – wyglądem nadal zachwyca, po trzecie – niesamowicie brzmi. Żeby było naprawdę szybko, trzeba pójść w jakąś mocną wersję, jak na przykład Spyder Performante o mocy 560 KM. Według danych technicznych, do setki potrzebuje on 3,6 sekundy. Znalazłem fascynujący egzemplarz o przebiegu ponad 100 tys. km. Jest to przykład superauta, które naprawdę było eksploatowane, a nie tylko stało i zbierało kurz. I takie trzeba kupować, a potem nimi jeździć. Najgorzej jak auta stoją!
Nowe BMW M5 G90 - 680 tys. zł
Przy cenie 680 000 zł za wersję bazową nie mogłem tu pominąć tego pojazdu. Fakt, nie wygląda jak coupe, nie ma centralnego silnika i ogólnie z daleka można je pomylić z taksówką. Inny fakt: jest rzeczywiście monstrualnie ciężkie, więc mimo mocy 727 KM, do setki potrzebuje ok. 3,5 sekundy. Co ważne, samochód ten został już dogłębnie przetestowany na polskich drogach, podobnie jak tytułowy Chevrolet Corvette. Byliśmy pierwszym krajem na świecie, w którym udało się rozbić nową M-piątkę. Może ktoś zbyt dosłownie potraktował słowa z piosenki „Molly” zespołu PRO8L3M, gdzie „ona wciska gaz, to M-piątka” – jak kończy się zbyt mocne wciskanie gazu w takim wozie, nietrudno się domyślić. Niestety, zgodnie z nowymi wymogami ekologii, ten drogowy potwór w skórze eleganta jest hybrydą plug-in. Zapewne nigdy jej nie naładujesz. I zapewne nigdy nie zobaczysz egzemplarza bez żadnych opcji, który faktycznie nie przebija tych 700 tys. zł.
Porsche 911 GTS - 699 tys. zł
Roczny samochód z polskiego salonu z przebiegiem zaledwie 3200 km – ktoś już próbuje się go pozbyć, ale w rozliczeniu może przyjąć nieruchomość. Napisałem z pytaniem, czy może być autobus Robur bez silnika i skrzyni biegów – w sumie spełnia kryteria nieruchomości. Żarty na bok, takie Porsche ma może tylko śmieszne 480 KM, ale do setki przyspiesza w 3,4 sekundy, czyli nawet szybciej niż BMW M5. Przy okazji wygląda tak, że nie trzeba niczego tłumaczyć, udowadniać ani wyjaśniać. Wjeżdżasz 911-tką i jak w utworze Tedego i OSTR - styl zamyka mordę. Nie lubię Porsche, chyba że traktory – ale to jednak jest wóz w lepszym stylu niż kowbojskie Corvette.
McLaren 650S - 650 tys. zł
Nigdy nie widział deszczu – pisze sprzedający. Czyżby to auto z Dubaju? Nie wiadomo, bo w opisie nie podano miejsca, z którego zaimportowano do nas tego McLarena. Marka McLaren ma niewątpliwą zaletę: nie produkuje SUV-ów, przez co nie jeździmy autem, którego logo można spotkać na jakichś pokracznych pseudoterenówkach. Oraz co najważniejsze: dobija do 200 km/h w 8,6 sekundy. W tym momencie te różne Corvette i AMG mogą co najwyżej wpaść na barierki, obrócić się i ruszyć pod prąd ze wstydu.
Ostateczny boss: RAM TRX, moc 902 KM
Ponad DZIEWIĘĆSET KONI, to dokładnie tyle ile potrzeba żeby móc skutecznie jeździć po mieście. RAM TRX to pickup ostateczny, a po modyfikacjach wartych ponad 200 tys. zł jest jeszcze ostateczniejszy. 6,2-litrowe HEMI V8 z doładowaniem ochoczo poddaje się tuningowi i 900 KM nie stanowi większego problemu. Sprzedający twierdzi, że może zamienić się za Łódź. Słaba taka zamiana – mnie się wydaje że cała Łódź jest warta co najwyżej 300 tys. zł.
Lista przeróbek w tym ogłoszeniu powoduje, że mózg mi się gotuje – ja za każdą z tych modyfikacji miałbym ze trzy samochody. Nie jest to samochód do wożenia worków z wapnem, jak twierdzi sprzedający – to możliwe, ale słyszałem że oni tego w ogóle nie sprawdzają. Możesz kupić TRX-a, napakować momentalnie worków na pakę i mieć najszybszy transport wapna w mieście. Najbardziej jednak powala mnie ilość oświetlenia zewnętrznego w tym aucie. Po włączeniu wszystkiego wygląda pewnie jak te statki z filmu Matrix, które świeciły się z każdej strony. No i jest amerykański, z wielkim V8, a w razie jazdy pod prąd pewnie da się staranować znacznie więcej niż trzy samochody zanim się zatrzyma. Tylko uwaga na te worki z wapnem, żeby nie wpadły do kabiny.
Nie wiem czy go kocham, czy nienawidzę.