W Oslo jest pewien problem z elektrycznymi autobusami. Nie zgadniecie dlaczemu
Muszę pisać "dlaczemu" zamiast "dlaczego", żeby dostosować poziom przekazu do osób, które rechoczą, gdy zamarznie elektryczny autobus.
Miejmy to za sobą. W Oslo mają elektryczne autobusy, dużo elektrycznych autobusów. I one zimą sobie nie poradziły i teraz jest tam kłopot. Nie bardzo umiem zrozumieć, dlaczego to jest śmieszne.
W Oslo odwołano tysiące kursów
W tym tygodniu odwołano 200 kursów, znowu. Wcześniej szło to w tysiące. Kursy trzeba było odwoływać, bo nie było wystarczającej liczby autobusów. A nie było ich wystarczająco dużo, bo nie były w stanie jeździć. Patrząc na kalendarz, łatwo jest odgadnąć, dlaczego tak się stało. Elektryczne autobusy w Oslo zostały pokonane przez zimę.
Elektryczne autobusy szybciej zużywają energię w mroźne dni i trzeba je częściej ładować. To dezorganizuje rozkład jazdy. Miasto musiało przeprosić się z autobusami zasilanymi silnikami Diesla. Mimo to władze miasta liczą, że samochody elektryczne dalej będą służyć mieszkańcom, także w czasie zimy.
Śmieszne?
Tak, wiem, ubaw po pachy. Zamarzły elektryczne autobusy, trzeba było wyciągnąć diesle. W przeglądzie twórczości polskich kabaretów taki skecz zająłby pierwsze miejsce, tuż za chłopem przebranym za babę. Właściwie ten problematyczny stan trwa u nich od grudnia, jeśli nie dłużej, ale teraz dostali poważny cios.
W Oslo zanotowano temperatury sięgające 31,1 stopnia poniżej zera. To najniższa temperatura w stolicy tego kraju odnotowana w historii pomiarów. Tutaj musimy rechotać po raz drugi, bo przecież "gdzie to globalne ocieplenie, skoro jest tak zimno". Z zimowymi warunkami są tam zaznajomieni, ale taki mróz pokonuje także spalinową komunikację miejską. Dla uczciwości dodajmy jednak, że przy minus 12 też był kłopot z realizacją kursów. No ale tak, niezwykle to śmieszne.
Nieśmieszne
A najlepiej to niech sobie dojadą rowerami, skoro im się elektryczne autobusy zepsuły. Z pewnością, gdy spalinowy autobus nie odpali, osoby rechoczące z elektrycznych autobusów od razu wsiadają na rowery. Akurat elektryczna autobusowa flota nie jest nonsensownym rozwiązaniem. Spalinowy autobus emituje dość potężnie, a zdjęcie z miejskiego powietrza ciężaru kilkunastu tysięcy kursów wykonanych dieslem może mieć wpływ na jakość powietrza. Miejski autobus zużywa około 30 litrów paliwa na każde sto kilometrów, a przejeżdża ich sporo w ciągu dnia. Roczne zapotrzebowanie na paliwo do miejskiej floty liczone jest w milionach litrów.
O ile bawi mnie wmawianie ludziom, że podróżowanie zimą elektrycznym samochodem w ogóle nie jest kłopotliwe, to elektryczne autobusy nie sprzedają takich historii. Mogą istotnie zmniejszyć poziom emisji z transportu w mieście. I tyle, koniec historii. Nikt i tak nie chce jeździć komunikacją miejską, co za różnica, czym jest napędzana. Da się też tak zarządzać flotą, by unikać kłopotów w stylu norweskim.
Mam dziwne przekonanie, że w Norwegii to jakoś ogarną i następnej zimy będą lepiej przygotowani. Skrócą zimą liczbę kursów wykonywanych na jednym ładowaniu, na przykład, i za rok nie będziemy się już tak strasznie śmiać z tej strasznie śmiesznej sprawy.
Komunikacja miejska:
Polecam trolejbusy
Trochę nie rozumiem, dlaczego nie stawia się już na najwspanialszy wynalazek świata, czyli trolejbusy. Może trzeba oszpecić miasto siatką drutów, ale nie są potrzebne tory, a krytyczne odcinki da się pokonać, korzystając z energii zgromadzonej w akumulatorach. Te mają mniejszą pojemność niż w autobusach bez pałąków, a oba rodzaje pojazdów emitują tak samo, czyli wcale. Mieszkam w mieście, które ma trolejbusy. Jest zima i nikt się z niczego nie śmieje.
Zdjęcie główne: Bernt Sønvisen CC BY 2.0 DEED