REKLAMA

Ten "kierowca" Volkswagena Arteona podaje przepis, jak uniknąć kary. Ruszył proces w sprawie wypadku na S7

Wszyscy się zastanawiali, jaka kara spotka kierowcę Volkswagena Arteona, który doprowadził do wypadku na drodze S7. Mogą poczuć się rozczarowani, bo użytkownik auta ma słabą pamięć.

volkswagen arteon 2021 cena
REKLAMA
REKLAMA

Ruszył proces kierowcy Volkswagena Arteona, tego znanego kierowcy Arteona, który tak pędził, że przez niego w barierki uderzył Seat Ibiza. Proces ruszył, ale nie zanosi się na to, że ktokolwiek poniesie surową karę, bo człowiek, który czasami bywa kierowcą Arteona w ogóle nie był kierowcą Arteona. Szczęśliwie dla niego niewiele pamięta, a nieszczęśliwie pokazuje, jak mizerny jest nasz system dochodzenia sprawiedliwości.

Kierowca Arteona nie poniesie żadnej kary

Widoki na to, że ktoś odpowie za swój wyczyn są naprawdę nikłe i właściwie było to wiadomo od samego początku. Potwierdza to stanowisko użytkownika Arteona w sądzie. Przypomnijmy co się stało.

Na filmie widać, jak Volkswagen Arteon przepędza z lewego pasa drogi ekspresowej Seata Ibizę. Potem najprawdopodobniej hamuje przed nim, już na prawym pasie. Po tym manewrze Seat ląduje na barierce, a jego kierowca głośno nawołuje, żeby gonić Volkswagena.

Niestety goniono go głównie w internecie, a nie na żywo i dlatego jest problem z ustaleniem, kto go prowadził i kto powinien zostać ukarany.

Nie wiadomo, kto prowadził Volkswagena Arteona

Proces ruszył w poniedziałek i już wiemy, że oskarżony Jarosław W. nie przyznał się do winy i odmówił odpowiedzi na pytania. Tak samo uczyniła jego żona wezwana w roli świadka. Zdaniem adwokata jego klient tylko użytkował ten pojazd, nie jest jedynym, który użytkuje ten pojazd i to do organów ścigania należy ustalenie, kto wtedy kierował. Wydaje mi się, że właśnie to robią, czyli ustalają, a on im tego nie mówi, no ale mogę się mylić. Niestety żaden z wezwanych świadków nie widział, kto kierował autem.

I to byłoby na tyle, chyba nie za wiele da się zrobić. Będzie jeszcze jedna rozprawa i jeszcze jeden świadek, ale jak ten też nic nie widział, to można się rozejść. Zamiast grzywny w maksymalnej wysokości 30 tys. zł, społeczeństwo będzie musiało się zadowolić kwotą znacznie niższą.

Zgodnie z nowym taryfikatorem od 1 stycznia za niewskazanie wbrew obowiązkowi, na żądanie uprawnionego organu, komu pojazd został powierzony do kierowania lub używania w oznaczonym czasie:

  • w postępowaniu w sprawach o przestępstwo – grozi kara nie niższa niż 4000 zł
  • w postępowaniu w sprawach o spowodowanie zagrożenia bezpieczeństwa w ruchu drogowym – grozi kara nie niższa niż 2000 zł
  • w sprawach dotyczących przekroczenia dopuszczalnej prędkości – dwukrotność wysokości grzywny za przekroczenie prędkości, ale nie niższa niż 800 zł
  • w postępowaniu w sprawach o pozostałe wykroczenia – grozi kara grzywny nie niższa niż 500 zł.

Kodeks wykroczeń przewiduje jeszcze karę 8 tys. zł w postępowaniu mandatowym, gdy ktoś na żądanie uprawnionego organu nie wskaże komu użyczył pojazd. Zasadniczo oskarżony nie musiał niczego użyczać, skoro pojazd nie był jego. W ten sposób cała sprawa utonie w systemie atrakcyjnego finansowania. Nikt nie wie, kto prowadził samochód, jego właściciel, leasingobiorca (jeśli tu taki faktycznie występuje) i użytkownik, samochód jeździ sobie sam i sam zajeżdża drogę.

REKLAMA

Jeśli cię złapią za rękę, mów, że to nie twoja ręka

Ta sprawa to jest doskonały przewodnik, jak uniknąć sprawiedliwości. Przeciw tobie jest cały internet, policja bierze się do roboty, sprawa trafia do sądu, a ty po prostu mówisz, że nie wiesz kto kierował i ustalajcie sobie sami. Plan jest genialny w swej prostocie i sprawdzi się jeszcze nie raz. W przepisach umieszczono straszne kary, a nie bardzo jest jak je wyegzekwować. Taki szalony pomysł mam, żeby karać nie kierowców a właścicieli aut. Gdyby karą straszyć zarządy spółek, zaraz sektor prywatny te kary przeniósłby niżej na swoich klientów i z dochodzeniem, kto prowadził auto, poradziłby sobie lepiej niż sądy i policja.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA